- Galatea!
Dziewczyna została pociągnięta do uścisku przez swoją niespełna trzydziestoletnią ciotkę. Kobieta miała pukle w odcieniu ciemnego blondu zebrane w niechlujnego koka, który zapewne miał być namiastką elegancji, która jej nie wyszła. Lniana, poprzecierana suknia, brak butów na stopach i podarte pończochy. Pomimo tego była miła odmianą dla młodej czarownicy. Była... Przyjazna, otwarta, miła. Była tym promyczkiem radości i entuzjazmu w rodzie Grindel'ów, nawet jeśli teraz posiadała inne nazwisko. Bathilda zachowywała się całkowicie inaczej, niż jej brat i zmarły mąż - John Bagshot. Nie była ponurą, zgorzkniałą babą, która siedziała cały dzień przy szydełku i marudziła. Galatei o dziwo to odpowiadało.
Kobieta w końcu ją puściła, a dziewczyna mogła odetchnąć. Uśmiechnęła się uprzejmie, widząc kątem oka jak Gellert próbuje się nie śmiać.
- No? Gellert, wziąłbyś od niej kufer!-powiedziała, mierząc chłopaka wzrokiem.-Chodźcie do środka-dodała, znikając za drzwiami wiejskiego domu.
- Ani słowa-ostrzegła blondynka, patrząc na brata.
- Przecież nic nie mówię-odparł z uśmiechem, unosząc jej rzeczy za pomocą różdżki.
- Yhym...-mruknęła, wchodząc do środka.Od samego progu dom Bathildy był zawalony książkami. Na każdej ścianie znajdowała się półka wypełniona nimi aż po brzegi. Nawet w ciemnym korytarzu było ich mnóstwo. Po lewej stronie znajdowały się wąskie, kręte schody na piętro, po prawej półki z książkami od podłogi, aż do sufitu. Wszystkie w tematyce historii czarodziejów jak i mugoli.
Korytarz prowadził do salonu, który również był zawalony książkami. Galatea patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami. Na stoliku, na parapetach szerokich okien, na brzegu łososiowej kanapy... Nawet na podłodze! Wszędzie były książki. Gellert zaśmiał się cicho gdzieś za jej plecami, a ona zauważyła, że przenosi jej kufer za pomocą zaklęcia na szczyt stromych, wąskich, drewnianych schodów. Zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, przypominając sobie, że miała go jeszcze ochrzanić od góry do dołu za zostawienie jej samej w Durmstrangu. Nawet jeśli później przysłał jej kwiaty.
- Jaką herbatkę lubisz, Teo?-spytała Bathilda, wchodząc do otwartej kuchni, która łączyła się z salonem.
- Czarną, ciociu Bath-odparła, rozglądając się po największym pomieszczeniu w domu.
- Siadajcie, siadajcie!-zachęcała kobieta, machając różdżką nad swoją głową i przygotowując trzy filiżanki herbaty.-Z mlekiem?
- Nie. Raczej... Nie-odparła blondynka, marszcząc nos.
- Oh, to jak Gellert. Co wy macie z tą herbatą bez mleka?-fuknęła.
- Po prostu to zbywaj-szepnął szesnastolatek, siadając obok siostry na kanapie.
- Łatwo ci mówić. Nie do ciebie ciągle kieruje jakieś pytania.
- Dwa miesiące temu było dokładnie tak samo, wierz mi-oznajmił z uśmiechem.⊰⑅⊱
Kiedy w końcu Bathilda zakończyła swoje przesłuchiwanie bratanicy, rodzeństwo mogło na spokojnie odetchnąć. Kobieta była naprawdę inteligentną i ciekawą osobą, jednakże czasami była aż zbyt radosna. Oni woleli zdecydowanie chłodniejszy klimat. W końcu całe życie spędzili w dworze w odludnej części Alp.
- Jak ci się podoba Wielka Brytania, siostruś?-spytał Gellert, chowając dłonie do kieszeni swoich ciemnych spodni w kancik. Dziewczyna wywróciła oczami.
- Ledwo co przyjechałam-odparła.-Poza tym czuję, że nie bez powodu kazałeś mi się tu zjawić-dodała, mierząc blondyna wzrokiem.
- Racja-odparł tylko, nie rozwijając tematu. Zmienił go od razu.-W tej wiosce jest czarownica w twoim wieku, wiesz? Znam jednego z jej starszycj braci. Myślę, że byś ich polubiła.
- Doprawdy? A gdzie ukryty motyw wyrzuconego z Durmstrangu łotra?-spytała sarkastycznie. Ten uśmiechnął się kącikiem ust.
- Jeśli ich nie poznasz, nigdy się nie przekonasz.
- No w końcu Gellert, którego znam-odetchnęła teatralnie z ulgą.-Kiedy pojawiłam się u ciotki, myślałam, że ktoś cię podmienił. Albo, że walnąłeś się rykoszetem, ćwicząc jakieś zaklęcie.
- Wreszcie słyszę tą samą Galateę, którą zostawiłem w szkole.
- A propos zostawienia mnie samej-czarownica stanęła w miejscu, na samym środku małego mostka, który znajdował się nad dość rwącą rzeczką.-Jak mogłeś!? Wiesz, że jestem kim jestem! Nie powinieneś był... Za co tak naprawdę cię wywalili, że się szczerzysz, Gellercie Gerasimie Grindel-Waldzie!?-spytała z oburzeniem, widząc rozbawienie na twarzy młodego czarodzieja.Ten uśmiechnął się radośnie, chwytając za jej dłoń i składając krótki pocałunek na jej wierzchu. Blondynka zmarszczyła brwi, wyrywając rękę z jego uścisku, a ten wyprostował się dumnie, stając nieco bliżej.
- Eksperymentowałem, żeby ci pomóc-szepnął.
Ruszył dalej, schodząc z mostka. Czarownica nadal stała w miejscu. Nic do niej nie docierało. Zamrugała kilka razy oczami i zwróciła głowę w stronę oddalającego się brata.
- Nie przeszkadza ci to słońce?-spytał, zwracając uwagę na bezchmurne niebo.-Wydawało mi się, że stałaś w taki sposób, że świeciło ci w twarz-dodał, nawet nie odwracając się w jej stronę.
- Gellert Gerasim Grindel-Wald...-czarownica pokręciła głową z politowaniem, ruszając za nim.-Ukochany starszy brat, który przychyli nieba młodszemu rodzeństwu, co?
- A jakże by inaczej?-odparł, kierując się wraz z siostrą w stronę lasu.-I wolę, żebyś nie mówiła mojego nazwiska z przerwą. Trzeba je połączyć, wtedy lepiej brzmią.
- Narodziny nowego ciebie?-spytała z dużą dozą sarkazmu.
- Można tak to nazwać-oznajmił, a jego głos wydawał się dość tajemniczy.
- Gellert Gerasim Grindelwald...
- A nie mówiłem, że lepiej?
- Nie zmienia to faktu, że nadal jesteś idiotą, który dał się wywalić ze szkoły.Chłopak uśmiechnął się pod nosem i przez długi czas nie odpowiadał. Blondynka nawet tego nie oczekiwała. W końcu Gellert od małego zważał na słowa, które wypowiadał.
_______________________________________Dzisiaj nie o Tianie, ale o Galatei.
Za to w ciągu kilku dni w
„Księdze pół stworów" pojawi się nowy rozdział i pewnego rodzaju spoiler do historii panny Grindel :)
CZYTASZ
DLA NASZEGO DOBRA | era Grindelwalda
Fanfiction„𝘑𝘦𝘴𝘵𝘦ś𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘵𝘸𝘰𝘳𝘢𝘮𝘪. 𝘛𝘺 𝘪 𝘎𝘳𝘪𝘯𝘥𝘦𝘭𝘸𝘢𝘭𝘥. 𝘛𝘺𝘭𝘬𝘰, ż𝘦 𝘰𝘯 𝘸𝘺𝘣𝘳𝘢ł 𝘵𝘢𝘬𝘪𝘦 ż𝘺𝘤𝘪𝘦, 𝘵𝘺 𝘸𝘤𝘢𝘭𝘦 𝘯𝘪𝘦 𝘮𝘶𝘴𝘪𝘴𝘻" O Albusie Dumbledore słyszał każdy. Większość słyszała o Grindelwaldzie. Niektórzy...