20. Instytut

53 9 0
                                    

   Jaśmina patrolowała korytarze w Chatce na Kurzej Nóżce. Odkąd Bazyli zajął się zakładaniem rodziny, musiał podzielić czas na swoją trójkę dzieci oraz szkołę. Już nie mówiąc o żonie, która bardzo dobrze odnajdował się jako nauczycielka magii żywiołów. Wawrzyniec miał już trzynaście lat, wylądował w Jesieni. Dwa lata młodsza Wierzba szczyciła się mundurkiem domu Lata. Natomiast siedmioletnia Rozalia, która zaledwie w tym roku rozpoczęła naukę, ku zdziwieniu wszystkich trafiła w Wiośnie.
   Jaśmina funkcjonowała w Chatce od kilku miesięcy. Wcześniej podróżowała po świecie. Odwiedziła Azję, Afrykę, obydwie Ameryki... No i zwiedziła całą Europę. Robiła to z Goździkiem, który do tej pory się nie ustatkował. Rudowłosa podejrzewała, że nigdy już nie wróci na stałe do domu. Jej młodszy brat zawsze zdawał się być raczej obieżyświatem, niż domownikiem.
   Nagle grzmotnęło i łupnęło. Pośrodku korytarza pojawiła się czarownica o blond włosach. Ubrana była w białą sukienkę przesiąkniętą krwią. Uczniowie zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu. Jaśmina wyciągnęła dłoń do przodu, rozpalając w niej kulę ognia. Rajmund, zaprzyjaźniony z rodziną krasnoludek, wskoczył jej na ramię, przyglądając się temu nagłemu zjawisku. Korytarz w sekundę zrobił się puściuteńki.

– Ambroży...-dalo się usłyszeć, nim czarownica straciła przytomność.

   Jaśmina podbiegła bliżej, odgarniając blond pukle z twarzy nowoprzybyłej. Rude piegi stały się blade, kiedy Polka zdała sobie sprawę, że to jej przyjaciółka została tak poturbowana.

– Rajmund, leć po Bazylego-powiedziała, unosząc Galateę w powietrze za pomocą magii.-Trzeba jej pomóc.

⊰⑅⊱

– Ambroży!

   Głęboki oddech uwiązł w gardle Galatei, gdy tylko wypowiedziała imię brata. Bazyli od razu złapał ją za ramiona, powstrzymując od wstania z łóżka.
   Chwila.

– Bazyli?-zdziwiła się blondynka.-Co? Gdzie ja...?
– Co pamiętasz, Gal?-spytał rudzielec.

   Dziwnie było na niego patrzeć. Kiedy żyła z Ambrożym, miała wrażenie, że cały czas jest w tym samym wieku. Że lata praktycznie nie mijają.
   Jednak Deszczowski wyraźnie się postarzał. Widać było już kilka siwych pasem w jego włosach. Można było dostrzec zmarszczki na piegowatej twarzy. Bazyli był już przed czterdziestką...

– Ja... Oni go zabili-szepnęła, ukrywając twarz w dłoniach i zalewając się łzami.
– Gal. Kogo zabili? O czym ty...?
– Ambrożego!-krzyknęła zrozpaczona.-To moja wina! Wszystko moja wina! Gdybym tylko nie szukała matki, Ambroży nadal by żył! Otworzyłby tę szkołę dla takich jak my! Wszystko byłoby dobrze! Ambroży nadal by żył!
– Kto go zabił?-zapytał dobitnie Deszczowski.

   Galatea jeszcze nigdy nie widziała go tak poważnego. Fakt, zawsze wydawało jej się, że Bazyli jest poważny. Ale to tylko dlatego, że był dyrektorem Instytutu.
   Tak naprawdę Bazyli zawsze miał w sobie wewnętrzne dziecko. Nawet po tym czego doświadczył. Nawet po tym jak przez całe życie walczył. Grindel go za to podziwiała.

– Wampiry-odparła, patrząc rudzielcowi prosto w oczy.-Zwłaszcza nasza matka i jej cholerna zastępczyni.
– Pomścij mnie...

   Galatea spojrzała nad ramieniem Deszczowskiego. Przez chwilę miała wrażenie jakby Ambroży tam stał. Jakby patrzył. Jakby się jej przyglądał.
   Jakby miał jej za złe swoją śmierć...

– Zabiję je-warknęła, wpatrując się w martwy punktów i chcąc wstać z łóżka. Bazyli ponownie ją przytrzymał.
– Nie tak szybko, Gal-powiedział, by odwrócić głowę w kierunku, w którym patrzyła blondynka. Nic nie zauważył.-Straciłaś dużo krwi. Przy okazji straciłaś też swoją magię.
– Że co, przepraszam!?-oburzyła się.-Jak to magię! Przecież to nieodłączna część każdego guślarza i...
– Na skutek niektórych traum traci się swoje zdolności. Często wracają. Po jakimś czasie. Ale są też przypadki, że na zawsze zostaje się nie-guślarzem.
– Co to dla mnie oznacza?-spytała.

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz