9. Chatka na Kurzej Nóżce

137 20 3
                                    

Wylądowali w dość mocno zatłoczonym korytarzu. Kiedy Galatea zdała sobie sprawę, że dookoła niej kręci się pełno ludzi, wbrew samej sobie odetchnęła z ulgą.

Ściany były obite drewnem, które pachniało niesamowicie mocno. Kinkiety utrzymujące złociste płomienie ognia przy wysokich sufitach, zostały wykonane ze złota, bądź były pozłacane. Podłoga również była drewniana i nieco skrzypiała przy najmniejszym ruchu któregokolwiek z nastolatków.

Nastolatków?

Grindel spojrzała na rudowłosego, obserwując jak wita się z jakąś dziewczynką. Miała najwyżej siedem lat i podskakiwała z nogi na nogę, idąc w swoją stronę.

„Gdzie ja, na Merlina, jestem?" pomyślała, chcąc pochłonąć wszystko dookoła i jak najlepiej wyryć to miejsce w pamięci.

- Tu będzie bezpiecznie-stwierdził Bazyli.
- Tu?
- Instytut Magii założony przez Babę Jagę-odparł, wzruszając ramionami.-Ale nosi imiona Marzanny i Welesa.
- Yyy...?
- Baba Jaga to taka stara wiedźma, która zbudowała chatkę na kurzej nodze i zjadała dzieci-zaczął tłumaczyć, kierując się na koniec korytarza.-Kilka dobrych stuleci temu, jeszcze zanim powstały Hogwart czy Beauxbatons, słowiańscy czarodzieje ją przejęli. I teraz w tej chatce się znajdujemy, bo mamy tu szkołę.
- A ta Marzanna? I Weles?
- Uchodzą za pierwszych słowiańskich czarodziejów, chociaż nie guślarze, którzy znają trochę informacji o tamtych czasach nazywają ich bogami.
- Nie guślarze?-zdziwiła się Galatea, gdy dotarli do szerokiej klatki schodowej. Również wykonanej z drewnianych belek.
- Nie czarodzieje-stwierdził Bazyli, przyglądając się jej uważnie.-Kiedyś nazywaliśmy czarodzieja guślarzem, a ci bez magii myśleli, że jest to swego rodzaju ksiądz. Tak jak w kościele katolickim. Ale nie mieli pojęcia, że to faktycznie czarodziej przewodniczył naszym obrzędom. Czuli magię, to jasne, ale nie potrafili tego wytłumaczyć.
- I nie orientowali się?

Na twarz Bazylego wstąpił uśmiech, a półmrok panujący na dole schodów dodawał mu tajemniczości.

- Niektórzy nie-stwierdził.-Inni mówili wprost, że to czary. Wtedy większość czarodziejów żyła w zgodzie z niemagicznymi. Teraz bywa różnie-dodał, kierując się w górę schodów.

Na schodach również było tłoczno. Galatea miała wrażenie, że nie pasowała do tego miejsca. Wszyscy nosili peleryny w różnych kolorach, które najwyraźniej coś oznaczały. Najmniej osób, które miajali ubranych było w białe szaty z wyszywanymi na nich błękitnymi, połyskującymi śnieżynkami. Wnętrze kaptura również błyszczało, jednak na przepiękny, niebieski kolor. Zdawali się być bardzo niewyspani. Każdy odziany w biel wyglądał, jakby nie spał przez kilka dobrych dni.

Jednak Bazyli zdawał się to ignorować.

- Baz! Baz! Bazyl! Bazyli!

Przez tłum uczniów przeciskała się jakaś dziewczyna. Była w podobnym wieku od Galatei. Jej usta pociągnięte były krwistoczerwoną szminką, a włosy zaplotła w dwa długie warkocze. Pomiędzy kasztanowymi pasmami widać było kwiaty maku, stokrotki i pąki jaśminu. W pewnym momencie podjęła się o własne nogi, jednak w ostatniej chwili udało jej się nie upaść, kiedy złapała się za kinkiet z żywym ogniem. Nosiła pomarańczową, połyskująca pelerynę. Wnętrze kaptura było czerwone jak maki w jej włosach, a rękawy zdobiły czerwone kwiaty oraz wyszywane na złoto słońce.

- Jaśmina-powiedział surowo czarodziej, zakładając ręce na piersi.
- Bazy...-zaczęła, jednak ugryzła się w język.-Profesorze Deszczowski... Ja bardzo, bardzo przepraszam i...-w tym momencie nachyliła się bliżej.-Znalazłeś?
- Obedrę cię kiedyś ze skóry, Jaśka. Naprawdę-oznajmił surowo.-Za pana profesora też.

Mina dziewczyny od razu się rozpromieniła. Rzuciła się chłopakowi na szyję, przytulając go mocno, a ten westchnął cierpiętniczo.

- Baz, jestem twoją dłużniczką-stwierdziła z szerokim uśmiechem.

Miała dołeczki w policzkach. Teraz można było to łatwo zauważyć.

- Już nie pierwszy raz-odparł rozbawiony Bazyli.-Jaśka, nie mogę tak cały czas wychodzić i...
- Tak, tak, tak...-mruknęła, odwracając się nagle do Galatei.-Nie zanudził cię? Odkąd został dyrektorem strasznie się rządzi, wiesz?
- Ja... Ummm...
- Jaśmina!-oburzył się Bazyli, a ta tylko machnęła ręką.
- Idź i pokrzycz na Hotkę, mnie się nie czepiaj-powiedziała lekceważąco, mrugając figlarne do blondynki.

Jeśli Galatea miała być szczera, kompletnie nie rozumiała co się wokół niej działo. Kim była Jaśmina i dlaczego kłóciła się z, jak to się okazało, swoim własnym dyrektorem? A najważniejsze było to, że Grindel była święcie przekonana, że stała się niewidzialna, a tu nagle ktoś coś do niej mówił.

- Zagórska, w porównaniu do ciebie, nie spóźnia się na... Co wy teraz macie?-spytał, spoglądając na zegarek noszany na nadgarstku.-Ach tak! Na magię przodków!

Dziewczyna wytrzeszczyła swoje oczy w taki sposób, że aż wystawały zza jej szkieł. Zamrugała kilka razy, rozglądając się po, w tamtym momencie, opuszczonym korytarzu i ruszyła biegiem w górę schodów, mrucząc coś pod nosem.

- Przepraszam za nią-zaśmiał się Bazyli, obserwując jak nastolatka znika z zasięgu jego wzroku.-Ale wychowankowie Lata już tak mają.
- Lata?-zdziwiła się Galatea, ponownie krocząc za rudzielcem.
- W Instytucie mamy cztery domy. I nie, to Hogwart zgapił od nas, nie na odwrót-stwierdził, jakby wyczytał w myślach dziewczyny co chciała powiedzieć.-Ogólnie te domy nie mają nazw od pór roku. Powinny być nazywane jak słowiańscy czarodzieje, których ci niemagiczni nazywają teraz bogami.

Galatea pokiwała głową. Powoli cały obraz tej dziwnej sytuacji zaczął jej się klarować.

Powoli...

- Ale jednak nazywacie je od pór roku...-wtrąciła.
- W sumie tak było łatwiej dla dzieci nie guślarzy, które nagle zaczęły dysponować magią. Mój pra, pra, pra i jeszcze nie wiem ile pra-zaczął, przy czym machał ręką w tę i nazat.-Pradziadek połączył ze sobą informacje ze świata niemagicznych i guślarzy, dzięki czemu wyszły nazwy pór roku. Niemagiczni przypisywali guślarzom różne rzeczy, którym mieli patronować-wytłumaczył.
- I stąd te pory roku?
- W sumie to tak-odparł Bazyli.-Ja byłem w Jesieni. Wszyscy od nas byli swego rodzaju intelektualistami. Chyba jest coś takiego w tym domu, że wszyscy, którzy do niego trafiają lubią zdobywać wiedzę. Rzecz jasna tylko tą, która ich interesuje. Samodoskonalenie się i swojej magii zawsze było u nas na pierwszym miejscu.
- A mundurki?-zaciekawiła się Galatea.-Są cztery różne kolory. Odpowiadają domom?
- Dokładnie-uśmiechnął się Bazyli, zatrzymując się na siódmym piętrze.-Biały i niebieski to kolor Zimy. Jesień ma beż i brąz. Lato, dom mojej siostry, ma pomarańcz i czerwień. Swoją drogą będę musiał sprawdzić czy Jaśka faktycznie dotarła na zajęcia, ale to później...-machnął ręką.

Odwrócił się na pięcie, kierując się prosto w stronę starych, drewnianych drzwi, które sięgały niemalże do sufitu. Chwycił za klamkę i nacisnął ją, by następnie uchylić przejście, z którego padały jasne promienie światła.

Galateę zaczęło porządnie zastanawiać jak wielka jest ta „chatka".

- A Wiosna, swoją drogą moi ulubieńcy, ale im tego nie mów. Dyrektorowi nie wypada-stwierdził, mrugając w ten sam sposób co Jaśmina.-Wiosna ma zielony i różowy.
- Rozumiem...-zastanowiła się Grindel.-A gdzie teraz idziemy?
- Trzeba cię przydzielić-uśmiech Bazylego sięgał od jednego ucha do drugiego.-Kiedy będziesz szukać matki, będziesz potrzebować miejsca, do którego zawsze będziesz mogła wrócić, prawda? Poza tym coś mi mówi, że nie skończyłaś nauki i niewiele wiesz o tym jacy są polscy czarodzieje.
- Guślarze-poprawiła Grindel, przechodząc do pomieszczenia.
- Szybko się uczysz-stwierdził Bazyli, kierując się za nią.
_______________________________________

Bazyli i Jaśmina>>>
Wielbię ich. Naprawdę.

Już nie mogłam się doczekać, żeby ich wam przedstawić❤️

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz