15. Guślarka zimy i śmierci

82 13 3
                                    

   Mijały dni, podczas których Galatea nie odzywała się do Ambrożego. Wszyscy widzieli, że coś było nie tak, jednak Grindel milczała na ten temat, a Nalepa zbywał ich machnięciem ręki. Dni zmieniły się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Poza całą dziwną sytuacją z tamtą dwójką, nic nie wskazywało na jakieś odchylenie od normy.

   Nastał grudzień. Najważniejszy czas w Instytucie. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, chodzili radośniejsi, bardziej chętni do pomocy i rozmowy. Zadania domowe też nie były aż tak częstym zjawiskiem, jak jeszcze miesiąc temu.

   Uczniowie Zimy mieli najważniejsze zadania właśnie w tym okresie roku. Kiedy Lato zajmowało się makami podczas wakacji, Zima miała ręce pełne roboty, gdy nadchodziły święta. A raczej, jak to nazywano w Chatce na Kurzej Nóżce, Szczodre Gody. Galatea była przyzwyczajona do nazwy Yule. Większość czarodziejów na całym świecie właśnie tak nazywało ten okres. Jak się okazało, Polacy i najwyraźniej jeszcze kilka innych słowiańskich państw, woleli nazywać to Szczodrymi Godami.

– Czyli Szczodre Gody to nie tylko zimowe przesilenie, ale i początek magicznego roku?-spytała Grindel, kiedy szła z Jaśminą.

– Dokładnie!-odparła ruda, bawiąc się płomykami, które skakały między jej palcami.-Jest jeszcze jedna nazwa tych świąt, ale mniej używana. Moi rodzice nazywali je Zimowym Staniesłońcem. Ale nazwa nie jest ważna. Tak czy siak, obchodzi się je zawsze w ten sam sposób.

– Dlatego ja mam być z dala od kuchni?-zaśmiała się blondynka.

   Przygotowanie potraw na ucztę było jednym z zadań uczniów Zimy. Fakt faktem, Galatea niezbyt znała się na polskich potrawach. Ogólnie Galatea chodziła po szkole, nie mając pojęcia co powinna zrobić. Honorata porozdzielała zadania, jednak Grindel nic nie wiedziała o Szczodrych Godach. Nie zmieniało to faktu, że była bardzo zaintrygowana tym świętem. Było pierwotne i przesiąknięte magią na wskroś.

– Wiesz co jest najważniejsze w Zimowym Staniesłońcu?-spytała nagle Jaśmina, stając w miejscu.

   Stały już pod klasą do magii przodków. Te lekcje zdecydowanie były ulubionymi zajęciami Grindel, czego nie mogła powiedzieć Deszczowska. Każdy miał jakiegoś guślarza-opiekuna, który pilnował, by wszystko szło dobrze w życiu młodego guślarza. Zazwyczaj dowiadywano się kto nim jest podczas przydziału, jednak Galatea nawet przydział miała inny od reszty uczniów. Dlatego Grindel poznała tożsamość swojego opiekuna dopiero na zajęciach. Jej opiekunem była Marzanna, guślarka zimy i śmierci. To właśnie ona wraz z Welesem pomagała założyć Instytut któremuś z Deszczowskich. Była najpotężniejszą guślarką swoich czasów. Ani Egipt, ani Grecja, nawet nie Rzym... Nikt nie potrafił przebić jej swoją magią. Galatea naczytała się opowieści o swojej opiekunce. Zmarła tego samego roku, co urodziła się Morgana, dlatego wielu wierzy, że Le Fay była następnym wcieleniem guślarki. Galatea uwielbiała tę historię, zwłaszcza, że Marzanna była utożsamiana z żywiołem wody, a Morgana była pierwszą znaną hybrydą. I to merfolkiem!

– Co jest najważniejsze?-spytała Grindel, obserwując miejsce, w które zaczęła wpatrywać się rudowłosa.

   Grupa chłopaków z ich rocznika stała naprzeciwko profesor Boguwolą Gazdą, guślarką po czterdziestce. Kobieta miała mysie włosy ścięte do ramion i szaro-niebieskie oczy. Była wychowanką Wiosny, i z tego co mówiła Jaśmina, współlokatorką jej matki z czasów szkolnych. Długi rękaw jej ciemnozielonej sukni gniótł się nieco przez fakt założenia rąk na piersi. Patrzyła na Joachima, który trzymał w dłoniach Pelkę. Ziemowit stał za przyjacielem, a jego włosy zmieniały kolory w ułamku sekundy. Skakał wzrokiem od nauczycielki, przez Kuchtę, aż do niedźwiadka. Codziennie ta sama śpiewka... Joachim od dłuższego czasu zabierał Pelkę na lekcje, jednak tylko Gazda nie zgadzała się na niedźwiedzia w jej klasie. Jej zdanie popierała Honorata, która aktualnie stała tuż obok swojej ulubionej nauczycielki i karciła Joachima wzrokiem.

   Jednak Jaśmina nie patrzyła ani na Kuchtę, ani na Pielę, ni na Boguwolę czy Honoratę... Nawet nie na niedźwiedzia! Patrzyła na Ambrożego. Chłopak stał tuż obok Ziemowita, próbując jakoś opanować tak szybkie zmiany barw pukli przyjaciela. Najwyraźniej wyczuł spojrzenie obydwóch dziewczyn, bo odwrócił głowę w ich kierunku. Galatea zmrużyła oczy, zaciskając pięści. Nalepa spojrzał na nią z bólem w oczach, jednak wrócił do prób uspokojenia przyjaciela.

– Najważniejsze jest zakopanie wszelkich toporów wojennych-odparła rudowłosa.-O co się pokłóciliście? O coś musieliście. Przecież tak dobrze się dogadywaliście, że to aż...

– Nic ważnego, Jaśka-wcięła się Grindel.

– Ale...

– To serio nic takiego-oznajmiła Galatea, ruszając do klasy i wymijając Ambrożego szerokim łukiem.

   Jaśmina westchnęła, podchodząc do całego zbiegowiska. Chciała, żeby tamta dwójka się pogodziła, ale Galatea była uparta jak osioł. Rudowłosa poszła za współlokatorką, chwytając w biegu ramię Ziemowita i prowadząc go do klasy. Chłopak dopiero wtedy zdołał się porządnie uspokoić i przywrócić włosy do złocistych loków. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się też pokonany przez nauczycielkę Joachim i Honorata, która cały czas łoiła mu głowę za chęć przyprowadzenia Pelki na zajęcia. Ostatni wszedł Ambroży.

   Chłopak usiadł na swoim miejscu. Była to ławka tuż za Galateą. Wpatrywał się w jej plecy na każdym wykładzie Gazdy. Minęło kilka dobrych miesięcy, a Grindel nadal nie odezwała się do niego słowem. Zaczęła blokować wszystkie swoje myśli, więc nawet nie mógł jej nic przekazać.

– Dobrze...-powiedziała Gazda, wchodząc do klasy.-Wszyscy znamy swoich opiekunów. U mnie jest to Rod, kojarzony z więzami rodzinnymi na przestrzeni niezliczonej ilości pokoleń. Nalepa? Przypomnij, proszę, kto jest twoim opiekunem?

   Każda lekcja zaczynała się tak samo. Gazda przypominała wszystkim, że nią opiekuje się Rod, jakby właśnie to było powodem, przez który została nauczycielką magii przodków. Następnie wybierała sobie jednego ucznia lub uczennicę, nakazując im opowiedzenie po krótce o swoim opiekunie.

   Galatea zaczęła nasłuchiwać. Jeszcze nigdy nie wywołała Ambrożego. I nawet jeśli wciąż była na niego wściekła, chciała wiedzieć. Bo dzięki temu będzie mogła odnaleźć odpowiednie runy, by w ewentualności zablokować jego magiczne połączenie z duszą opiekuna.

– Chors, pani profesor, guślarz nocy.

   Galatea zaklęła w myślach. To dlatego wtedy, w bibliotece, był tak bardzo przesiąknięty magią. Nie tylko z powodu braku słońca, które odbierało nieco mocy dhampirom, ale i przez to, że jego pierwszym, najważniejszym żywiołem tuż przed tym przypisanym Jesieni jest mrok!

– Doskonale-odparła Gazda.-Galatea? Co z twoim opiekunem?

   Po klasie przeszedł szmer szeptów. Raczej rzadko się zdarzało, by Gazda pytała o to dwie osoby na jednej lekcji. Najwyraźniej Kuchta na tyle wyprowadził ją z równowagi z tym niedźwiedziem, że musiała teraz posłuchać jak ktoś inny gada.

– Marzanna, guślarka zimy i śmierci.

– Przyda ci się, jeśli faktycznie odnajdziesz matkę...-usłyszała w myśłach.

   Natychmiast postawiła silniejsze bariery. Wystarczyła chwilowa odpowiedź, a Nalepa odnalazł lukę w jej okulumencji i to wykorzystał.

   Blondynka odwróciła się do niego, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Następnie z powrotem skierowała się do Gazdy, która tłumaczyła, że opiekun nie będzie nas chronił od zła, lecz działa na zasadzie intuicji.

   Marzanna zdecydowanie szeptała Grindel do ucha, by nie ufać Ambrożemu. 
_________________________________________________

Właśnie skończyłam pisać próbną maturę i stwierdzilam, że Galatea to idealny pomysł na odstresowanie się po czymś takim.

I tak, wróciłam na stałe z rozdziałami o pannie Grindel. Może nie będą publikowane tak często jak "Panna Black", ale jednak będą:)

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz