16. Cymes

77 12 7
                                    

   Galatea już na pierwszy rzut oka musiała jasno stwierdzić, że uwielbia słowiańskie święta. Wszędzie jasno, kolorowo, pachniało jedzeniem w całej Chatce…

   Aż w końcu mogła tego wszystkiego doznać na własne oczy.

   Grupa znajomych usiadła przy swoim stałym stoliku, obserwując dekoracje przygotowane przez uczniów Zimy. Wszędzie latały papierowe płatki śniegu, które mieniły się od zaklęć. Świeczki, z których wosk skapywał na drewniane blaty stołów, były jedynym źródłem światła. A potrawy? Pachniały i wyglądały cudownie.

   Na każdym stole było ich dwanaście. Jak wyjaśniła Honorata, była to bardzo stara tradycja. Dwanaście potraw nawiązywało do dwunastu miesięcy w roku. Ponadto każdy wymieniał się malutkimi pakuneczkami zawierającymi suszone owoce i bakalie, które miały zapewnić zdrowie i witalność oraz szczodrakami. Galatea pierwszy raz widziała je na oczy. Małe, słone, kruche pierożki w najróżniejszych kształtach. Również miały swój cel. Miały przynosić szczęście i obfitość w życiu danego guślarza, bądź guślarki. Były zaklęte, dokładnie tak samo jak pakunki z owocami.

   No i jedzenie… Galatea nie mogła się już doczekać aż Bazyli da znak, po którym wszyscy będą mogli wziąć się za ucztę. Kutia, kołacz, karp, dziczyzna, kapusta z grochem, kompoty… I przede wszystkim barszcz z uszami, na którego Grindel czaiła się od kilku dobrych godzin.

– Bazyli zawsze lepi jedno ucho, nawet jeśli nie był w Zimie-powiedziała Jaśmina.-Chce kultywować tradycję. Zawsze nasz ojciec, jako poprzedni dyrektor, lepił jedno ucho i chował w nim orzecha. To bardzo, ale to bardzo stare zaklęcie. Daje szczęście na cały rok temu, kto trafi na "twarde ucho".
– Zobaczymy kto w tym roku na nie trafi-powiedział Piela, zacierając dłonie.
– To, że w zeszłym roku ci się udało, wcale nie oznacza, że w tym też tak będzie-oznajmił Ambroży, siadając na swoim miejscu.

   Całą świąteczna atmosfera nagle zniknęła. Wystarczyło jedno spojrzenie Galatei, jedno zerknięcie Ambrożego… Atmosferę znowu dało się ciąć nożem.

– Wesołych świąt, Gal-powiedział Nalepa.

   Wyciągnął w jej kierunku pakunek z owocami i bakaliami oraz kilka szczodraków. Dziewczyna wzięła je, kiwając dhampirowi głową. Nie powiedziała ani słowa, jednak i tak było lepiej, niż zaledwie miesiąc temu…

– Sława!-rozbrzmiał głos Bazylego, który stanął pośrodku jadalni w złocistej szacie dyrektorskiej.-Sława nam wszystkim!
– Sława!-krzyknęli radośnie wszyscy uczniowie.
– Wesołych świąt, moi drodzy! Pierwsza gwiazda właśnie zajaśniała, co oznacza początek naszego świętowania! Dzielmy się chlebem, pijmy, jedzmy i tańczmy!

   Rozbrzmiały oklaski. Joachim sięgnął po bochen chleba upieczony z zakwasu i przełamał go na szczesc równych części. Każdemu podał jedną z nich. Wszyscy zaczęli odwracać się do swoich znajomych, życząc im wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym magicznym roku, równocześnie urywając kawałek chleba drugiej osoby i zjadając go ze smakiem.

   Aż nadszedł moment, w którym Galatea musiała podzielić się z Ambrożym. Chłopak przymknął oczy i odetchnął głęboko. Spojrzał na nią, uśmiechając się słabo. Bądź, co bądź… Nadal była Galateą.

   Była jego siostrą…

– Obyś była bezpieczna podczas swoich poszukiwań, Gal-powiedział.-To jedyne co mogę ci życzyć, wierz mi. Przyda ci się bardziej, niż cokolwiek innego.
– Dlaczego nie możesz mi powiedzieć gdzie ona jest?-spytała, urywając kawałek chleba, który należał do chłopaka.
– Nie chcę, żebyś skończyła jak moja rodzina. Zwłaszcza, że jesteś moją rodziną. Jeśli tam pójdziesz… To będzie proszenie się o śmierć.
– Rodzina nie oszukuje się wzajemnie, udając, że czosnek na nią nie działa-odparła szeptem.
– Wydaje mi się, że jestem ci winny przeprosiny.
– Wydaje?
– Jestem pewien-poprawił się, a na twarzy Grindel pojawił się uśmiech.
– Wszystkiego dobrego, Ambroży-powiedziała.-Życzę ci, żebyś chciał mi powiedzieć gdzie szukać matki.

DLA NASZEGO DOBRA | era GrindelwaldaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz