Galatea dość szybko się zadomowiła w polskiej szkole. Na początku miała trochę problemów ze zrozumieniem niektórych słów, ale czarodzieje z jej roku chętnie tłumaczyli co one oznaczały. Najbardziej dogadywała się z Ambrożym. Wszyscy zauważali jak wiele podobieństw istniało pomiędzy tą dwójką. Było to aż dziwne i zastanawiające.
Po niecałym miesiącu Galatea całkowicie pozbyła się różdżki. Schowała ją do szuflady, gdzie powoli zaczynała się kurzyć. Dziewczyna znalazła wspólny język z każdym z dwóch pokoi znajdujących się na poddaszu. Schładzała płomienny zapał Ziemowita, którego włosy z każdym szalonym pomysłem przypominały płomienie. Pomagała Joachimowi zajmować się Pelką, która rosła z dnia na dzień. Tańczyła wraz z Jaśminą i bilansie z nią poduszkami. Uczyła się od Honoraty gry na złóbcoku. A z Ambrożym? Z Ambrożym była wręcz nierozłączna.
Często można było ich znaleźć w jednym z dwóch pokoi, grających w szachy czarodziejów. Albo opowiadających legendy zasłyszane z różnych zakątków świata. To Ambroży jako pierwszy zaczął coś podejrzewać.
– O matko!-ucieszył się Joachim.
Siedzieli w wielkiej, drewnianej jadalni, która znajdowała się na trzecim piętrze. Żeby tam dotrzeć trzeba było zejść z ich poddasza na sam parter, przemierzyć kilka korytarzy, by odnaleźć najszerszą klatkę schodową w całej chatce i wspiąć się na trzecie piętro. Na parterze, skąd została wypuszczona zorganizowano pokój wspólny ludzi Zimy. Nad Zimą znajdował się pokój Jesieni, a nad Jesienią była Wiosna. Potem wielka jadalnia przyozdobiona świecami i latarniami, które znajdowały się na okrągłych, drewnianych stolikach. A nad jadalnią miejsce do odpoczynku dla uczniów Lata.
W jadalni było naprawdę miło. Świetliki latały uczniom nad głowami. Sufitu prawie nie dało się dostrzec, bo znajdował się tak wysoko. Po dwóch stronach znajdowały się dodatkowe klatki schodowe, które prowadziły na drewniane balkoniki wypuszczone ze ścian. Stół nauczycieli znajdował się na samym końcu, naprzeciwko drzwi i jako jedyny nie był okrągły. Galatea wraz z przyjaciółmi siedziała na jednym z balkonów. Okrągłe stoły były naprawdę dobrym rozwiązaniem. Wtedy wszyscy mogli widzieć wszystkich i każdego dzieła co najwyżej wyciągnięta ręka.
– Dzisiaj mamy zupę czosnkową!-dodał Piela, kiedy zwrócił na siebie uwagę innych.
Galatea zacisnęła szczękę. Nigdy nie jadła niczego z czosnkiem. Po prostu za bardzo się bała. Wiedziała jak reagują na niego zwyczajne wampiry, a co z dhampirami?
– Oby na drugie danie były pierogi z kapustą-rozmarzył się.
Jedzenie pojawiało się samo. Blondynka była już do tego przyzwyczajona. Zapytała kiedyś czy to skrzaty, jednak mało osób w Polsce z nich korzystało. Nie były tak popularne jak w Anglii czy Austrii. Tutaj po prostu talerze i miski zostały zaczarowane. W odpowiednim czasie, kiedy uczniowie, którzy akurat mieli zmianę w kuchni, nałożą jedzenie na talerze, one pojawią się na stolikach. Każdego dnia inna grupa miała zadanie, by przygotować posiłek. Były to swego rodzaju lekcje z magii codziennej. Rzecz jasna nauczyciele też gotowali, jednak były to specjalne okazje. Na przykład jakieś święta.
– Nie lubisz zupy czosnkowej?-spytała Honorata, widząc minę Grindel.
– Nigdy jej nie jadłam-stwierdziła blondynka.-Nie brzmi zbyt… Zachęcająco.
– Ja na pewno tego nie tknę-stwierdził Joachim.-Nienawidzę czosnku.
– Ja tam lubię-wtrącił się Ambroży, akurat w momencie kiedy sześć misek stanęło na stole.-Taka jedna porcja nic mi nie zrobi, a przynajmniej wypiję coś ciepłego-dodał, patrząc na Galateę.Widziała w jego oczach, że ta wiadomość miała jakieś drugie dno. Co oznaczało, że albo chciał ją zmusić do spróbowania, albo wiedział, że jest kim jest.
– Słuchajcie!-krzyknęła Jaśmina, która połknęła już ponad połowę swojej porcji.-Jest niesamowita! Dodali do niej ser. Fajnie się ciągnie na języku. Serio! Spróbujcie! Ty też Chimek!
– Jak chcesz to weź moją miskę-odparł, a oczy Ziemowita aż zabłyszczały.
– Ja ją wezmę-powiedział, zanim zdązyła to zrobić Jaśmina.
– Ej! To była propozycja dla mnie.
– Ups…Galatea patrzyła na zupę, zastanawiając się co robić. Pachniała nawet ładnie. Wyglądała też nieźle. A ona była naprawdę głodna.
– Taka ilość ci nie zaszkodzi.
Spojrzała w prawo, gdzie siedział Ambroży. To jego głos usłyszała. Zdecydowanie jego głos. Jednak on nie mógł tego powiedzieć, bo gadał z Joachimem.
– Wiem co mówię, Gal-dodał, chociaż nawet nie poruszył ustami. Nawet na nią nie spojrzał.
Legilimencja. To było jedyne wyjaśnienie. Było to dziwne, bo na umysł dhampira ciężko było wpłynąć. Chyba, że… On też nim był.
Galatea sięgnęła po łyżkę i zanurzyła ją w zupie. Nim się obejrzałam zjadła całą. Smakowała tak dobrze, jak określiła to Jaśmina. I faktycznie. Nic jej nie było. No, poza zapachem czosnku, który przesiąkł nią na wylot.
– Mamy do pogadania-przekazała w ten sam sposób, co robił to Ambroży.
Zauważyła tylko nikły uśmieszek na jego twarzy. Milczał od dwóch miesięcy, a byli tacy sami. Co za tupet…
– Tak! Pierogi!
Nagły entuzjazm Ziemowita rozbawił wszystkich. Galatea tylko się uśmiechnęła, patrząc na znajome twarze. Czy wszyscy wiedzieli o Ambrożym? A jeżeli tak, to czy wiedzieli o niej?
CZYTASZ
DLA NASZEGO DOBRA | era Grindelwalda
Fanfic„𝘑𝘦𝘴𝘵𝘦ś𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘵𝘸𝘰𝘳𝘢𝘮𝘪. 𝘛𝘺 𝘪 𝘎𝘳𝘪𝘯𝘥𝘦𝘭𝘸𝘢𝘭𝘥. 𝘛𝘺𝘭𝘬𝘰, ż𝘦 𝘰𝘯 𝘸𝘺𝘣𝘳𝘢ł 𝘵𝘢𝘬𝘪𝘦 ż𝘺𝘤𝘪𝘦, 𝘵𝘺 𝘸𝘤𝘢𝘭𝘦 𝘯𝘪𝘦 𝘮𝘶𝘴𝘪𝘴𝘻" O Albusie Dumbledore słyszał każdy. Większość słyszała o Grindelwaldzie. Niektórzy...