Wyznanie Uczuć

257 22 24
                                    

-Julian-

Julian wyskoczył z biletami do teatru w idealnym momencie. Potrzebowałaś się oderwać od rzeczywistości i codzienności i sama zaczynałaś myśleć o takim wyjściu. A teraz, nie dość, że nie płacisz za bilety (mimo, że proponowałaś), to jeszcze obejrzysz musical w świetnym towarzystwie samego Króla Juliana. A przynajmniej tak to ujął mężczyzna, kiedy się zgodziłaś.

Sztuka opowiadała o księciu, który poszukiwał radości, aż ją znalazł. Przez wszystkie piosenki podrygiwałaś z Julianem w siedzeniach, kilka razy też mężczyzna ocierał ci łzy.

Kiedy musical się skończył, razem z resztą widowni wstaliście by klaskać. Kiedy zbieraliście się do wyjścia, nie mogłaś się zamknąć w dziękowaniu Julianowi.

- Bogini moja, daj spokój! W końcu jesteś taką moją Radością!
- S-słucham?
- Jestem królem, ale na potrzeby tej metafery* będę księciem. Jak w tej baśni. Ja książę, ty Radość. Kocham cię.

*nie powiecie mi, że on by poprawnie to powiedział.

.

-Edek-

Mason siedział z Edkiem i od pół godziny próbował mu nagadać do rozumu, żeby przyjaciel w końcu się odważył wyznać ci miłość.

W końcu agent zebrał się w sobie i zaczął planować. Jakieś kwiaty, akt bohatera... Powinno zadziałać, prawda?
- Edek, mam sprawę do ciebie - nie spodziewał się jednak, że będzie zmuszony z tobą porozmawiać aż tak szybko. Spanikowany spojrzał na współpracownika, który to tylko odgonił, machajac rękami. - To bardzo ważne.

Spanikowany mężczyzna do ciebie podszedł i zapytał o co chodzi, na co złożyłaś rękę w znak "I love you". Wtedy Edek miał wrażenie, że jego serce wybuchło.

*nie, nie wiem kiedy był ten tydzień, pokazało mi się w grafice Google*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*nie, nie wiem kiedy był ten tydzień, pokazało mi się w grafice Google*

.

-Mason-

Dawno nie było w agencji żadnej imprezy dzięki twojej pracy. Ale w końcu nie udało ci się powstrzymać zapędów Juliana i pojawił się nowy projekt dla wszystkich agentów. Operacja: Lemurza Zabawa.

Już pierwszym wyzwaniem tego wieczoru były jak zwykle nieziemskie drinki Maurice'a. To była walka, którą niestety Mason przegrał. Z winą wypisaną na twarzy podeszłaś do mężczyzny i usiadłaś obok.

- Wybacz, nie mogłam ich powstrzymać...
- Raz na jakiś czas można...
- Tak, ale... Nie wiem czy jutro nie będą znowu mnie bojkotować - Westchnęłaś, biorąc do ręki kieliszek z drinkiem.

- Więc będę cię bronił.
- Dzięki, to miłe.
- Nie dziękuj, w końcu cię kocham.

.

-Marlenka-

Zapukałaś delikatnie, a dochodząca zza drzwi muzyka ucichła. Niedługo później otworzyła ci Marlenka, a ty dostrzegłaś opartą o biurko gitarę.

- Nie ma to jak przerwa w pracy - zażartowałaś, podając kobiecie teczkę. - Dasz radę jeszcze dzisiaj to oddać?
Szatynka pokiwała ci głową i nastała cisza. Agentka intensywnie się nad czymś zastanawiała, wpatrując się w ciebie.

- Coś się... Stało?
- Posłuchasz, co napisałam? - pokiwałaś głową i usiadłaś na krześle naprzeciwko Marlenki.

Poszły pierwsze dźwięki ze strun hiszpańskiej gitary, a ty odpłynęłaś. Marlenka grała jeszcze przez kilka minut, jednocześnie mrucząc melodię.

- Muszę jeszcze tylko słowa wymyślić...
- To było przepiękne... Zupełnie jakbyś chciała pokazać, jak bardzo kogoś kochasz!

Kobieta zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. I wtedy w ciebie trafiło, że agentka chciała to powiedzieć tobie.
- Marleno. Ja ciebie też kocham.

.

-Francis-

- Ale rozumiesz, jakie to było bezczelne? Uciekł przed walką tchórz jeden... - Już tydzień słuchałaś tej samej opowiastki Skippera, w której Bulgot, bez podjęcia walki, wyrzucił ich ze swojej bazy.

Żałowałaś trochę, że cię przy tym nie było. Często wymieniałaś się z byłym agentem ripostami pełnymi podtekstów, które robiły ci dzień.

-A tak w ogóle to dlaczego was wyrzucił? - zapytałaś w końcu, na co dowódca Pingwinów odwrócił wzrok.

- Powiedział, że wstrzyma się ze zniszczeniem ziemi na jeden dzień, ale masz przyjść z nami. Więc chce cie zobaczyć i nawet przedłużył swój czas oczekiwania - powiedział w końcu Szeregowy, a tobie opadła szczęka.

- To dlatego się tak nudzicie! Walić robotę, jedziemy do niego - rzuciłaś papiery na biurko i wybiegłaś z biura w stronę parkingu. Za tobą biegł oddział Pingwinów, ledwo nadążając.

Siadłaś, ku niezadowoleniu Skippera, na miejscu pasażera, a przy kierownicy bul Rico.
- Gaz do dechy, ptaszku - szepnęłaś, zapinając pas.

Jak dojechaliście na miejsce, wyskoczyłaś z pojazdu i na złamanie karku przebiegłaś całą kryjówkę, aż doszłaś do głównej sali.
- A-ha! W końcu jesteście! Zaraz, [Imię]? - Bulgot przerwał swój monolog, zaskoczony tym że jesteś sama. A co najgorsze, że nie zwalniasz biegu.

Wskoczyłaś na niego z pełnym impetem, powalając na ziemię.
- Dzięki za przeniesienie końca świata, Bulgot. Też cię kocham.
- Nie powiedziałem w żadnym momencie, co do ciebie czuje! I możesz mi mówić Francis.

-Czerwony Wiewiór-

- Co masz w tej paczce? - zapytałaś, znowu rozsiadając się na kanapie u Czerwonego Wiewióra. Ten tylko spojrzał w jej stronę, po czym rzucił ją w twoją stronę.

- Sprawdź.
Rozerwałaś taśmę, by twoim oczom ukazały się ciastka maślane, pudełka herbaty oraz kilka słoików z dżemami. No i ogórki kwaszone.

Czerwony Sam przyglądał się rzeczom przez ciebie wyciąganym, aż w końcu wyjaśnił, skąd to ma.
- Mama wysłała mi paczkę z domu. Będę musiał coś wysłać spowrotem.

Uśmiechnęłaś się pod nosem. Nie spodziewałaś się, że mężczyzna ma tak dobrą relację z rodzicami.
- Tu jest też list, czy już sobie kogoś znalazłeś.
- Znowu?!

Rozśmieszyła cię irytacja Wiewióra. Zastanowiłaś się chwilę, wpatrując się w eleganckie pismo oraz w telefon z włączonym tłumaczem.
- Możesz jej wysłać nasze zdjęcie. W końcu chemia między nami jest.
- Tak... Zaraz, co?

-Fred-

W czasie przerwy na lunch zostałaś zawołana przez Burta, że ktoś na ciebie czeka przed agencją. Zaciekawiona wyszłaś, a przy sklepie zoologicznym stał Fred, trzymając dwa hotdogi.

- Mam przerwę między zajęciami, więc pomyślałem, że zjemy razem.
- Bardzo chętnie. Dziękuję - wzięłaś fastfooda do ręki i skierowaliście się w stronę parku.

Szliście i jedliście, aż usłyszałaś jak w tle ktoś gra na gitarze.
- [Imię] jest coś, co muszę ci powiedzieć. Kocham cię.
- Ja ciebie też.

- Świetna robota, Fredzik! - muzyka nagle się urwała, a za plecami usłyszeliście krzyk jakiegoś mężczyzny.
- Dzięki Antonio!

***
Czuję się w odpowiedzialności, by dobrze pisać Juliana, bo to ulubiona postać mojej mamy lol.
Moim ulubieńcem jest Fred, ale to chyba widać...

Opublikowałam też Q&A z okazji 600 obserwujących

Kompletnie Nic Tu Nie Widziałeś | Pingwiny z Madagaskaru Scenariusze(Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz