- Niedługo mój ślub! - Jennifer piszczy mi do ucha uradowana. Od spotkania z Peeterem minęło kilka ładnych dni. Pagan codziennie do mnie przyjeżdżał i chciał abym wróciła do klubu, jednak na razie nie chciałam. Było mi tu dobrze, a odpoczynek od wszystkich dobrze mi zrobił. Wiele przemyślałam i zrozumiałam, co pomogło poukładać parę spraw.
- Wiem!- mówię z entuzjazmem- Postaram się za miesiąc do ciebie przyjechać i pomóc ci z przygotowaniami.
- Tego oczekiwałam, rzecz jasna - Wywracam oczami na jej słowa- A jak tam z Peeterem? - Pyta i słyszę w jej głosie, że się uśmiecha. Zapewne również porusza brwiami. Opowiedziałam jej o wszystkim i nie ukrywała swojego entuzjazmu. Cieszyła się, że wszystko wraca do normy i dawałam sobie radę.
- Dalej chce, abym wróciła.
- To na co czekasz? Facet się stara a ty go olewasz - prycham.
- Nie olewam go! Przyjeżdża tu codziennie! - odparowuję. Jest nie możliwa. Przecież otwieram mu drzwi i zostaje ze mną na noc, tak?
- Prędzej mieszkaliście razem, więc wasze spotkania są teraz na etapie nastolatków, a brakuje wam tylko rodziców w domu i potajemnego wychodzenia przez okno- parskam śmiechem.
- Nie jesteśmy już nastolatkami Jennifer - dalej się śmieję.
- No właśnie! Rusz w końcu dupę, czy ja mam cię wszystkiego uczyć? Mam wesele na głowie do cholery!
- Mówisz tak, jakbym nie pomagała ci i nie kombinowała, gdzie kupić te cholerne obrusy cytuję : " które mają być kurwa idealne z jebanego jedwabiu". One lecą dla ciebie z Dubaju do cholery! I to dzięki komu?
- Dziękuję kochanie, te obrusy są perfekcyjne- chichocze.
- Czy ciebie bawi moje cierpienie? - pytam.
- Oczywiście, że nie! Przeżywam to razem z tobą! - Nie wątpię.
Po paru minutach rozłączamy się, więc idąc za radą przyjaciółki, zbieram się i idę do samochodu aby pojechać do domu głównego. Po dziesięciu minutach zajeżdżam na posesję, a brama od razu otwiera się, gdy zajeżdżam.
Wychodzę z auta i kieruję się do drzwi wejściowych po drodze witając się z paroma osobami. Otwieram drzwi i idę do kuchni, ponieważ zapewne tam znajduję się Annie. I nie myliłam się. Dziewczyna siedziała przy stole i oglądała katalog, popijając herbatę.
- Dzień dobry - Witam się z lekkim uśmiechem. Dziewczyna słysząc mnie, unosi głowię i szeroko się uśmiecha, wstając. Pomagam jej i po chwili już mnie tuli chichocząc.
- W końcu raczyłaś nas odwiedzić! - Śmieje się i siada z powrotem - Wybacz, ale dziś nie mam siły chodzić. Moje kostki są tak spuchnięte - Jęczy i odkłada je na taborecik, którego prędzej nie zauważyłam.
Podchodzę do czajnika i wstawiam wodę na kawę.
- Gotowa na powitanie, nowego członka rodziny? - pytam i przysiadam obok niej.
- O tak! Wszystko mamy już gotowe, a wyprawka do szpitala spakowana! - mówi dumna i masuje się po brzuszku.
- Już niedługo - puszczam jej oczko.
- Chcesz byś przy moim porodzie?- pyta, przez co oplułam się kawą.
- Ja? - dziwię się.
- Czuję, że gdyby coś się działo, to Brad pozabija lekarzy i pielęgniarki, a gdy będziesz ty, uspokoisz go - wzdycham.
- Czemu uważasz, że może się coś stać. Byłaś na kontroli i lekarz powiedział, że poród planuje naturalny i jest dobrej myśli.
- Tak, jednak mam jakieś dziwne przeczucia - wzdycha, a ja łapię ją za dłoń.
CZYTASZ
Pagan's Riders
ActionVictoria to dumna z siebie kobieta, twardo stąpająca po ziemi. Nie boi się wyzwań i wie, że jak coś postanowi, to dopnie swego i doprowadzi to do końca. Kobieta w końcu zaczyna układać sobie życie na nowo i spełnia swoje marzenie o wyjeździe i mie...