19. "Dla ciebie podaruję nawet dwa tańce"

5 0 0
                                    

No i nadszedł wielki dzień. Dzień moich siedemnastych urodzin.

Impreza miała być podzielona na dwie części. O 16 zaczynał się oficjany obiad, na który została zaproszona rodzina i moi najbliżsi przyjaciele, a wieczorem zaplanowana była impreza, na której obecność potwierdziło prawie pół szkoły. Czasami nienawidzę tego, że razem z Mattem obracamy się w tym popularnym towarzystwie. To wszystko jego wina.

Dzień zaczął się przyjemną pobudką o 9. Moja mama, Nath, Chris, Zayn i Matt punkt 9 zjawili się w moim pokoju z babeczkami - po jednej dla każdego. Na ich było po jednej literce z mojego imienia układające się w Casie, natomiast na mojej była świeczka z numerem 17.

- Zgubiliście jedno "S" - powiedziałam zaraz po tym, jak skończyli śpiewać mi "sto lat".

- Tobie też dobrego dnia - rzucił Chris, podchodząc do mnie. To właśnie on trzymał babeczkę z "s".

- Pomyśl życzenie! - krzyknął Zayn z Mattem, kiedy wzięłam do rąk swoje ciasto od mamy.

- Ej, a mogę ja zmuchnąć? - zapytał Chris. - No co? Ty będziesz miała dzisiaj dwa torty, to się jeszcze na dmuchasz - dopowiedział, kiedy popatrzyłam na niego spod byka.

Westchnęłam. 

- Bo to moje urodziny, idioto. Tobie też możemy takie zrobić - odpowiedziałam. - O ile wytrzymam z tobą do tego czasu.

Pomyślałam szybko życzenie, zdmuchnęłam świeczkę i po szybkich okrzykach radości i ogromnych uśmiechach, zjedliśmy nasze śniadanie.

Godzinę później przyszła Val z moimi sukienkami. Po krótkich życzeniach, wskoczyłyśmy do wielkiej wanny w głównej łazience w moim domu, jednak długo nie mogłyśmy się porelaksować, bo zaraz mama zawołała nas do pomocy.

O 15 stanęłam przed lustrem. Miałam na sobie czarną, przylegając do ciała sukienkę, sięgającą do połowy ud, z długimi, bardzo szerokimi rękawami. Włosy zostawiłam rozpuszczone, z delikatnymi falami, a stopy uwięzione były w czarnych, wiązanych szpilkach na przezroczystym słupku ze złotymi zdobieniami wokół. Na powiekach miałam biały cień i czarną kreskę, a na ustach szminkę w kolorze nude.

Po szybkiej sesji zdjęciowej zeszłam na dół, gdzie powoli zbierali się już goście. Mam dosyć sporą rodzinę, jednak duża jej część mieszka w innym stanie, więc na obiedzie zjawili się tylko najbliżsi.

Na stole w salonie leżała masa prezentów, a po całym piętrze chodzili ludzie. Kiedy zeszłam z ostatniego schodka, Chris podszedł do mnie i wystawił ramię w moją stronę. Przyjęłam je z uśmiechem. Pierwsza podeszła do mnie mama z Nathem.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - wykrzyknęła. - Jesteś już taka duża, a dla mnie zawsze będziesz tą malutką dziewczynką, której robiłam warkoczyki rano, a ona popołudniu nie chciała wracać z przedszkola - zaśmiała się.

W moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.

- Dziękuję mamo. Za wszystko - przytuliłam ją.

- Wszystkiego najlepszego, Cass - objął mnie Nath. - Masz już siedemnaście lat, więc przez te kilknaście urodzin ludzie życzyli ci pewnie wszystkiego, co tylko możliwe, a ja nie wiem, czego ci życzyć, bo wydaje się, że masz już wszystko - mrugnął okiem. - Piękny dom, cudowną mamę, prawie brata, przyjaciół i zdrowie - mówił z uśmiechem.

- I ciebie Nath. Może... Nie zastąpisz mi taty, ale już stałeś się częścią naszego życia - powiedziałam cicho.

Mężczyzna objął mnie jeszcze raz.

- Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, abyśmy się dogadywali - szepnął mi do ucha.

- Ja też - odsunęłam się z uśmiechem, czując pierwszą łzę, torującą sobie drogę na moim policzku.

Never forget youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz