2. "Można sobie powiększyć policzki?"

33 3 0
                                    

*Trzy dni później - czwartek*

Przez trzy dni w naszym domu aż wrzało. Ja i Chris skupiliśmy się na sobie. Chcieliśmy się faktycznie lepiej poznać. Całe dnie spędzaliśmy na rozmowach spacerach, zakupach (ciężko było go na nie namówić, ale jest to możliwe). Kiedy nie byliśmy razem, chodziłam do stajni, gdzie z Leylą jeździłyśmy w tereny, bo uznałyśmy, że mała przerwa dobrze zrobi dla Loreta. Nie chcę go zostawiać, szczególnie teraz, kiedy ma problem, ale nie mam wyjścia.

Siedzę właśnie w kuchni i jem śniadanie z ,,rodzicami", gdy do pomieszczenia wchodzi Chris.

- Zayn będzie trzy dni po nas. Powiedział, że musi załatwić z rodzicami jakieś sprawy jeszcze. Wiesz jaki on jest, tato - powiedział.

- Kim jest Zayn? - zapytałam, przerzuwając ostatni kęs tosta. - Ciągle dasz tylko o nim. I czy to przypadkiem nie miała być rodzinna wycieczka?

- Zayn jest jak rodzina - odpowiedział młodszy Russel. - Tylko jak go zobaczysz, nie zakochaj się. On nie jest dla ciebie, poza tym nie bawi się w miłość. Jest przystojniejszy nawet ode mnie, o co ciężko - przeczesał dłonią włosy, robiąc dziwną minę, na co jedynie prychnęłam.

- Powiedzcie mi lepiej coś więcej o tym całym wyjedzie, bo wygląda na to, że tylko ja nic nie wiem na ten temat.

- A co chcesz wiedzieć, skarbie? - zapytała mama.

- No nie wiem... Na ile jedziemy, gdzie dokładnie, co będziemy tam robić, w jakim hotelu, czy będzie tam plaża... ludzie no, cokolwiek!

- Wyjeżdżamy w sobotę, o 14:00 mamy samolot, więc 12:00 masz być na dole, bo o 12:30 wychodzimy z domu. Na pewno zwiedzimy parę miejsc, pójdziemy na plażę, zresztą sama zobaczysz. Nie będę psuć niespodzianki. Z resztą i tak pewnie będziecie chodzić swoimi drogimi, więc co ja tam mogę wiedzieć. Jedziemy na dwa tygodnie, więc weź więcej ubrań. Jakieś jeszcze pytania?

- Na razie chyba nie - odpowiedziałam, wstając. - Jadę do stajni.

Zaniosłam talerz po kanapkach do kuchni, gdzie włożyłam go do zlewu, a następnie pobiegłam na górę po swoje rzeczy stajenne.

- Wychodzę! - krzyknęłam, stojąc przy drzwiach i zakładając ukochane adidasy, z którymi niedługo będę musiała się pożegnać, bo ledwo już dają radę.

- Cass - oho. - Może weźmiesz Chrisa? Biedak nie ma co tu robić... - tego się obawiałam. Możemy się lubić, ale to jest moje miejsce. Nie nasze.

- A może nie? - odpowiedziałam pytaniem.

- Cass - usłyszałam stanowczy głos mamy.

- Mamo... - jęknęłam.

- Cass - kobieta nie spuszczała z tonu.

Wydałam z siebie odgłosy, jakbym miała się rozpłakać i oparłam czoło o powłokę drzwi.

- Masz 3 minuty - powiedziałam do Chrisa i wyjęłam telefon, włączając stoper i pokazałam mu go. - Inaczej idę bez ciebie - usiadłam na pufie stojącej koło szafy i wieszaków.





- Miałeś kiedyś jakąś styczność z końmi? - pytam, patrząc na niego, kiedy przechodzimy przez otwartą bramę.

- Nie.

- Okej, więc dwie zasady - mówię, wchodząc na mały placyk przed stadniną. - Nie oddalaj się ode mnie. I nie podchodź do obcych koni. Idziemy najpierw do Lora, a potem przedstawię cię Leyli, mojej przyjaciółki i właścicielce stajni. Trzeba ci będzie znaleźć jakieś zajęcie.

- Spoczko foczko - zaśmiał się.

- Foczko? - spojrzałam na niego.

On się tylko wyszczerzył.

Never forget youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz