Pierwsza część trylogii "Bloody" #1
Kim Taehyung prokurator z 6 letnim stażem poszukujący zabójcy matki został skazany sam na siebie. Co nocne koszmary i wyrzuty sumienia... wszystko to pchnęło chłopaka w objęcia najgroźniejszego przestępcy Korei. G...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
10.08.2019r.
Seoul, Dzielnica Itaewon,
Mieszkanie Taehyunga, Korea Płd.
16:20
Od ostatniego spotkania Kima z Jeonem minęło sporo czasu. Dzisiejszego wieczoru miał odbyć się bankiet, na którym ma się pojawić wiele znanych w świecie polityki i biznesu ludzi.
- Taehyung! - Krzyknął Jimin niemalże tupiąc nogą patrząc znacząco w kierunku siedzącego do niego tyłem Kima.
- Co?! - Odkrzyknął nie racząc się obrócić. Czuł się fatalnie wiedząc, że zostanie zmuszony tam jechać i udawać. - O chuj ci ciągle chodzi Park?!
- O wszystko! Masz niecałe trzy godziny do bankietu a siedzisz na kanapie w dresie! - Wykrzyczał zdenerwowany - nie jesteś w ogóle gotowy!
- I nie będę. - Warknął gwałtownie się obracając - nie mam zamiaru tam iść. - Powiedział twardo patrząc Jiminowi w oczy.
- Szczerze mówiąc mam to w dupie. - Założył dłonie na biodrach nie uginając się pod twardym spojrzeniem Taehyunga. - Masz tam iść, jako krajowej sławy prokurator!
- Pojedziesz sam. - Upierał się nie widząc głębszego sensu w tych bankietach czy innych wydarzeniach. - Sam jesteś biznesmenem, więc dasz radę.
- Taehyung w tej chwili marsz do sypialni. - Warknął - grzecznie ubierzesz się w przygotowane rzeczy. Jak wrócę masz być gotowy rozumiesz? - Zagroził, po czym wyszedł zostawiając go samego. Brunet zacisnął szczękę niechętnie wstając z kanapy skierował się do sypialni by nie słuchać ponownie krzyków Parka.
Miał już dość a to dopiero początek!
Ubrał na siebie czarną marynarkę i dopasowane czarne spodnie oraz skórzane sztyblety. Całość wykończył kilkoma łańcuszkami na szyi kolczykami oraz pierścionkami.
- No i to ja rozumiem! - Jimin zaklaskał w dłonie szczęśliwy w czasie, gdy Taehyung poprawiał marynarę i jej zapięcia. - O kurwa... - rozdziawił usta, gdy Kim obrócił się przodem.
- Postawiłem na własny wybór. - Westchnął - Park... z przykrością stwierdzam, że nie masz za grosz stylu. - Uśmiechnął się niewinnie widząc czerwieniącą się twarz przyjaciela.
- Jesteś chujem, Kim. - Warknął zły.
- Wiem. - Zaśmiał się szczerze.
- Jedziemy z szoferem czy osobno?
- Osobno. Tak będzie bezpieczniej. - Stwierdził niemal od razu. Nie miał zamiaru tam długo siedzieć.