Rozdział 27

56 5 2
                                    

_***_

- Pięknie! - wołała Wendy kiedy na grzbiecie Cali przelatywaliśmy do Cadrigalu. - Tu mieszkacie? 

- Przez większość czasu. - mruknął Al. - Choć ostatnio rzadko tu bywałem. 

- Jak fajnie! - chichotała Sheria rozpościerając ręce. 

- Da się tu tylko dostać na skrzydłach. Magia przestrzenna na nic się nie zda. - powiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło. 

- Nawet twoja? - zdziwiła się różowo włosa. 

- Moja akurat zadziała. Ale chciałam żebyście zobaczyły widoki. - uśmiechnęły się szerzej. 

Bardzo chętnie przystały na podróż tutaj. Wiedziałam że jak przyjedziemy czeka nas ciężka rozmowa. Trzeba będzie im wyjaśnić kim jest Al, nasz gatunek... A jeśli zgodzą się na adopcję to jak zachowywać się w społeczeństwie demonicznej szlachty. Ciotka Mellisa nie da mi spokoju jeśli nie postaram się o ich etykietę. Położyłam się na plecach ciesząc się że to Tsuki trzyma Rema. Ale niedługo przed wylądowaniem syna przejął ojciec który niezwykle zaangażował się w wychowanie go. Nie przeszkadza mi to ale jest trochę nadopiekuńczy w stosunku do naszej dwójki. Zeszłam z grzbietu Cali a dziewczynki zjechały na jej skrzydle. 

- Czcigodna Inoko! - driady mnie zauważyły i ze łzami w oczach do mnie dopadły.

- Myślałam że już nigdy czcigodnej nie zobaczę!

- Jak nasza pani mogła nas na tyle tak zostawić?! 

- Nawet wielmożna nie wie jak się martwiłyśmy! - płakały i mówiły podobne słowa. 

- Istorio... - wymamrotałam niewerbalną prośbę do przywódczyni driad. 

- Dziewczęta, naprawdę! Dosyć, już dosyć! - rozgoniła chlipiące podopieczne i zwróciła do mnie ciepły uśmiech. - Dobrze jest moją panią widzieć w dobrym zdrowiu. - zauważyła dziewczynki, Tsukiego i Rema w ramionach Acnologii. - Dzieci? 

- To jest Tsuki, jest synem mojej siostry i jego kuzyna. - wskazałam na szesnastolatka. - To są Wendy i Sheria, mamy w zamiarze ich adoptować ale trzeba będzie poznać ich decyzję po powiedzeniu im wszystkiego. - niezręcznie podrapałam głowę. - To jest Rem. Nasz rodzony syn. - dumny uśmiech wstąpił na oblicze przerażającego Króla Smoków. 

- Chwała niebiosom! Pierwsi prorocy z potomkami! - zawołał Izana i podszedł do Acnologii. - Szkoda że uroda po ojcu. - mruknął. 

- Izana nie wkurwiaj mnie. - warknął Al i odsunął się z dzieckiem. 

- Wciąż nie znasz się na żartach. - prychnął i podszedł do dziewczynek. - Naprawdę można by was uznać za dzieci Wielebnych. Prawie jak siostry. - zaśmiał się i oboje pogłaskał po głowie. 

- Przepraszam ale dlaczego ma pan skrzydła, ogon i rogi? - zapytała Sheria kiedy Wendy się za nią schowała. 

- Mówcie mu Izana. To wiwerna. - powiedział Al. - Podgatunek smoka bez przednich łap, opierający się na skrzydłach. Są dwa razy mniejsze niż smoki ale zmienianie się w człowieka przychodzi im łatwiej. 

- Ale te łatwiej ma swoje skutki uboczne. Chowanie skrzydeł, rogów i ogona jest upierdliwe dlatego kiedy jesteśmy tu nie ukrywamy ich. - dokończył ciepło Izana. 

- A te piękne panie? - zapytała Wendy, czując się lekko onieśmielona. 

- Jesteśmy driadami. Jestem Istoria i przewodzę tutejszym driadom. - wiekowa istota przedstawiła się łagodnie dziewczynkom. - Jeśli młode panienki będą miały problem proszę się nie krępować i pytać. 

Matka Lisiego DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz