Rozdział 33

44 5 0
                                    

- Brandi! - Dimaria wystrzeliła jak z procy i przytuliła się do dziewczyny. - Przepraszam. Za wszystko. - podniosła głowę i spojrzała w jej oczy z miłym uśmiechem. - Chcę pokonać Fairy Tail u twojego boku. Co ty na to? - skrzywiłam się na ten akt uczuć. Wyglądało to komicznie bo wciąż byłam w lisiej formie ale dla nie rozumiejących wygląda to raczej przerażająco. 

- Nie lubisz takich scen? - Irene położyła dłoń na mojej głowie. 

- Dimaria nie jest odpowiednia dla Brandish. - odparłam i zmieniłam się w lisią kobietę. 

- Masz bardzo miękkie uszy... - uśmiechnęła się i zaczęła je tarmosić. 

- Nie. Dotykaj. - wszystkie lisie cechy się schowały przy moim syku. 

- Jesteś strasznie drażliwa. - miły uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy. 

- Mam ochotę zabić cię bardziej niż Acnologia ale cię lubię więc cię oszczędzę. - powiedziałam dość niewinnie z równie miłym uśmiechem.

- Nie czujesz się źle że walczysz przeciwko ukochanemu? - zadała mi podchwytliwe pytanie. 

- Trochę szkoda że nie mogę go za bardzo zranić. - kto wstawałby do Stormi o drugiej nad ranem? - Poza tym wolę go unikać. Przynajmniej na tą wojnę. - wzruszyłam ramionami. 

- Czy coś się stało? 

- Taki głupi zakład. - mruknęłam wymijająco. 

- Mam rozumieć że nic więcej mi nie powiesz, prawda? - mrugnęłam jej na tak. - Jesteś dość skomplikowaną osobą, wiesz? Planujesz morderstwo ale lubisz tą osobę i jej nie zabijesz. - nie intryguj się. - Na dodatek potrafisz zamotać w głowie każdemu. 

- Nie mogę zamotać w głowie jednemu facetowi. Ale to jedyny wyjątek. 

- Twój mąż? 

- Nie. On łamie się szybciej niż możesz pomyśleć. Choć namieszanie mu zajmuję dużo więcej czasu niż mojemu ojcu. 

- Czy jest osoba której potrafisz ale to prawie niewykonalne? 

- Moja przybrana matka. 

- Musi być naprawdę imponującą osobą. - uśmiech lekko się poszerzył.

- Nazwałbym ją przerażającą. - do naszej krótkiej wymiany zdań dołączył Zeref. Uśmiech wpełzł mi na usta i skierowałam się do brata. - Jak ty z nią wytrzymałaś te lata. 

- Zawsze chciała mieć córkę. - powiedziałam promiennie a później mój głos stał się lekko ostry. - No i widziała we mnie okazję by odegrać się na moim ojcu i wielu innych. 

- Była dobrą matką? - Irene nagle się zainteresowała.

- Lepszą od ciebie. - warknęłam z irytacją. Nareszcie to powiedziałam. 

- Nie bądź zła Irene. Ona po prostu pała lekką niechęcią do osób które porzuciły swoje dziecko. Sama ma czwórkę więc się jej nie dziwię. - pogłaskał mnie po głowie a z twarzy Irene zniknęło oburzenie. 

- Ile do szesnastej? - padło ode mnie krótkie pytanie. 

- Jeszcze kilka godzin. - powiedział spokojnie August. 

- No ja myślę. - syknęłam i weszłam do gildii zajmując ulubione miejsce na belkach. - Dobranoc. - westchnęłam w lisiej formie. 

- Czy ty zawsze musisz spać? - Zeref był lekko zirytowany.

- Jak pojawi się Acnuś to możesz mnie obudzić. - odparłam jedynie i powoli zaczęłam zapadać w sen. 

- Ej! - Zeref był wkurzony ale ja już go nie słuchałam.

Matka Lisiego DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz