Pov. Ellie
Minęły cztery dni po mojej kłótni z Peterem. Czy coś zrobiłam podczas tego czasu? Kopletnie nic oprócz rozmów z Gwen wieczorami co było jakąś rozrywką.
Nie mogłam mamie powiedzieć, że się pokłóciliśmy i nie chce mi się z tego powodu chodzić do szkoły, więc miałam plan, który wypalał.
Wstawałam rano jakby nigdy nic i robiłam to co zawsze czyli poranna toaleta i te sprawy. Wychodziłam z domu, skręcałam w uliczkę, która prowadziła za mój dom. Chowałam się na jakieś pół godziny i gdy słyszałam odjeżdżające auto mamy. Wychodziłam z kryjówki i wchodziłam do domu. Siedziałam przez cały czas w pokoju potem bliżej jej przyjazdu wychodziłam z domu i przychodziłam gdy ona już była w domu.
Niby plan idealny bo Gwen powiedziała profesorom, że nie będzie mnie w szkole przez tydzień bo jestem przeziębiona. Nawet napisałam usprawiedliwienie od mojej "mamy" z jej podrobionym podpisem.
Mogłam cieszyć się wolnym tygodniem. Ale wyszło tak, że stoję teraz przed lustrem i patrzę na swoje odbicie, bez makijażu, który robiłam codziennie z toną korektora, miałam wielkie wory pod oczami po nie przespanych nocach i z popękanymi ustami. Wrak człowieka. Jeszcze na dodatek czułam się dzisiaj tak okropnie jakbym miała zaraz umrzeć.
Ktoś pewnie powie: "Jedna drobna kłótnia z chłopakiem i już odrazu koniec świata, poprostu przesadzasz" albo "Robisz z igły widły, nic się nie stało zwykła kłótnia". Ale tu nie chodziło tylko o tą kłótnię, tylko o strach przed tym, że to już koniec i o wyrzuty sumienia. Miałam je ponieważ żałowałam tego, że nie powiedziałam mu odrazu, parę miesięcy temu i o tym, że prawdopodobnie umrę.
Patrzyłam martwo w swoją twarz, aż nagle zobaczyłam coś czerwonego wypływającego mi z nosa, tym "czymś" była krew. Wzięłam szybko jakiś papier i starałam się ją zmyć by nie pozostał ślad po tym. Po dwóch około minutach nie było nic widać. Jednak moje włosy podczas tych czterech dni wypadały garściami.
Usłyszałam nagle dzwonek do drzwi. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę drzwi wejściowych. Nie sprawdzając przez wizjer kto to, otworzyłam poprostu drzwi.
Chciałabym zobaczyć swoją minę gdy zobaczyłam stojącego Petera z kwiatami. Moje usta wykrzywiły się w drobnym uśmiechu, który robił się coraz większy. Jednak po chwili ogarnęłam się i udawałam obojętną na jego wizytę.
- Hej- powiedział niepewnie, widząc moją obojętność, miałam teraz wielką ochotę poprostu się na niego rzucić.
- Hej- powiedziałam obojętnym tonem. Odchrząknął i zaczął mówić.
- Chciałem cię przeprosić, byłem wielkim dupkiem, wiem. Nie powinienem tak reagować. Porostu byłem w szoku. Zrozumiem jak nie będziesz chciała już ze mną by-
- Oh zamknij się już- nie dałam mu dokończyć i poprostu go pocałowałam.
- Czyli chcesz ze mną być czy nie?- zapytał chcąc się upewnić.
- Zastanowię się- powiedziałam udając że się zastanawiam.
- Hmmm... TAK MÓJ GŁUPKU- krzyknęłam i się do niego przytuliłam, odrazu mnie do siebie bardziej zbliżył jakbym miała zaraz uciec. A ja się poprostu wtuliłam. Jednak ta chwila wiecznie trwać nie mogła.
Otóż do środka nagle wbiegły do Gwen i ... MOJA MAMA?!?!
Zaskoczona odeszłam krok od Petera.
- Jesteście dalej razem?!- spytały jednocześnie dziewczyny. Spojrzeliśmy po sobie z Peterem i pomyśleliśmy chyba o tym samym.
- Nie- odpowiedziałam smutno. One krzyknęły zaskoczone "Jak to?!!". Nie mogliśmy z chłopakiem dalej utrzymać smutku na twarzy i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Żebyście widziały swoje twarze- powiedział przez śmiech brunet.
One szybko podłapały że ich wkręciliśmy dlatego oburzone spojrzały na nas, śmiejących się z nich.
- Jak możecie żartować z takich rzeczy?!- krzyknęła oburzona Gwen. Peter jednak nic z tego nie robił i szybko objął mnie w talii. Na ten mały gest się lekko uśmiechnęłam.
- A ty młoda damo masz mi wyjaśnić czemu nie chodzisz do szkoły od paru dni?- zapytała mnie zdenerwowana mama. Szybko uśmiech zniknął z mojej twarzy. Pojawił się za to strach.
- Przepra-
- To moja wina proszę pani- wtrącił szybko Peter.
- Poprostu pokłóciliśmy się i przeze mnie pani córka źle się czuła ale obiecuję że pomogę jej wszystko nadrobić i od następnego tygodnia będę pilnować by chodziła do szkoły- obiecał Peter.
- Masz szczęście że masz tak wspaniałego chłopaka- pogroziła mi palcem moja mama. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Ona wzięła Gwen i poszły do kuchni, prawdopodobnie nas obgadywać ale trudno.
Resztę dnia spędziłam z moim chłopakiem, jednak nie dawało mi spokoju moje słaby stan zdrowia.
CZYTASZ
Tylko przyjaciele [Peter Parker] ZAKOŃCZONE
Fanfiction-Gwen ja do niej nic nie czuje. -Gdyby tak było to byś patrzył tak na nią. -To tylko przyjaciółka jak ty. -Tylko że ja się tobie nie podobam. Może być dużo cringu mam nadzieję że wam się spodoba. Postaram się żeby wydarzenia były zgodne z filmem.