Rozdział 12

2.1K 78 53
                                    

Siedział lekko zgarbiony nad laptopem w swoim gabinecie w kamienicy. Przetarł dłonią twarz, obejmując palcami podbródek, jednocześnie drapiąc się po brodzie. Czuł, że ma dość pracy na dzisiejszy wieczór, kiedy mocno za szczypały go oczy.

Oparł się wygodniej w fotelu, narzucając ręce na głowę.

Nie mógł przestać myśleć o Julii i ich cudownym pocałunku na imprezie urodzinowej jej przyjaciółki, która odbyła się w weekend. Tak dawno nie czuł tego miłego uczucia, które przechodziło przez jego ciało, kiedy pomyślał o ich zbliżeniu.

Była taka delikatna, taka jaką sobie wyobrażał jak pomyślał o kobiecie widząc ją po raz pierwszy. Dalej pamiętał smak słodkich ust, które mógł w końcu pocałować.

Wymazanie jej z głowy było niemożliwe, co powoli dla niego robiło się frustrujące, ponieważ męczyło go to, że nie ma jej na co dzień i tylko dla siebie. Nie wymieniali wiadomości między sobą od tamtej pory, co przekładało się na to, iż nieustannie sprawdzał ten cholerny telefon, czy aby na pewno nie ma żadnego powiadomienia.

I to jak na niego działała, niby taka niewinna istota, od której biła nieskazitelna biel, a potrafiła sprawić, że nie panował nad swoim pożądaniem.

Chciał więcej, co więcej — pragnął tego.

Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem, kiedy udał się na najwyższe piętro w budynku, wchodząc prosto pod zimną strugę wody. Stał pod prysznicem w jednym miejscu, jego ręce spoczywały swobodnie wzdłuż ciała.

Jeszcze nigdy nie czuł takiego napięcia, takich dreszczy, jak z tą kobietą. Na pozór nieśmiałą i spokojną, ale w głębi serca zranioną przez życie, co widział w jej oczach.

Robił rzeczy, które nawet nie przyszłyby mu do głowy. Rzeczy, których by nie zrobił, dopóki jej nie poznał.

***

Ostatnimi dniami siedział co wieczór do późnej nocy i pracował. Natłok obowiązku dawał się mocno we znaki, nie zwracając kompletnie uwagi, że powoli zbliża się koniec tygodnia.

Spojrzał na zegarek, oplatający jego nadgarstek. Czuł ogromne zmęczenie, a ledwo co dochodziła czwarta po południu. Postanowił, że daruje sobie na dzisiaj pracę i zostawi to na weekend. Pośpiesznie sprawdził coś w internecie, mając nadzieję, że dane się zgadzają.

Narzucił na siebie marynarkę, chwycił aktówkę w rękę i wyszedł ze swojego gabinetu opatrzonego plakietką Victor Walker.

Minął korytarz, nie zastając nikogo, a następnie wcisnął guzik windy. Po niespełna pięciu minutach wyszedł z wysokiego wieżowca, wsiadając do swojej Audi.

Odpalił silnik, który wydał z siebie głośny warkot, zapiął pasy i spojrzał w boczne lusterko, włączając się do ruchu. Zatrzymując się na światłach odetchnął głęboko, sprawdzając coś na szybko w swoim telefonie.

Po prawie piętnastu minutach dojechał w wyznaczone miejsce, parkując wzdłuż chodnika, nieopodal Lu Coffe. Spojrzał na zegarek, na których dochodziła godzina piąta, po czym wysiadł z auta i oparł się o jego tylny zderzak.

Skrzyżował ręce na piersi, patrząc jak w oknie kawiarni stopniowo gasną światła, a przez drzwi przechodzą dwie osoby.

Zauważył jak Lois wsiada do samochodu, zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.

W tej samej chwili odnalazł spojrzenie niebieskich tęczówek, kiedy szła w jego kierunku. Odepchnął się ciężarem ciała od samochodu, stawiając pewny krok w stronę Julii.

H A P P I N E S S  #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz