Spotkanie numer dwa

184 15 2
                                    

Patrząc mi głęboko w oczy, przysuwając swoją twarz coraz bliżej mojej, a nasze usta dzieliły już tylko milimetry i ... ŁUP.

Nadal nie otwierając oczu zawiedziona cicho zaskomlałam.
- No dajcie spokój, co tym razem?
Dzisiaj jest niedziela, ale co to ma za znaczenie skoro i tak jestem tylko ja i Calum, albo tylko ja, ale wniąskując po niepokojących odgłosach dochodzących z kuchni mogę z pewnością stwierdzić że mój brat waśnie tam urzęduje. Robiąc szybką listę zysków i strat doszłam do wniąsku że lepiej jeśli do niego dołączę, bo w sumie podoba mi się opcja, że mam gdzie mieszkać, a jeśli Cal spędzi w kuchni jeszcze trochę czasu zupełnie sam nikt nie do nam gwarancji że będę miała gdzie wracać. Niechętnie wstałam z łóżka, podnosząc się na łokciach. Sięgnęłam po leżące na pobliskim stoliku okulary i skierowałam wzrok na zegarek... w pół do jedenastej. Co do okularów... nie miałam zadziwiająco dużej wady, ale jednak jakaś była a ja wolałam zapobiec jej jeszcze w młodym wieku. Na co dzień noszę soczewki, ale w takie dni jak ten kiedy mogłam pozwolić sobie na zwykłe spodnie dresowe, bokserkę i luźnego koka nie widziałam żadnych przeciw wskazań do założenia również okularów. Nadal we właśnie takiej piżamie zeszłam na dół.
- ooo... Wstałaś !- powiedział zdziwiony Calum zatrzymując grę.
- Miałeś jakieś wątpliwości, że w końcu do tego dojdzie?
- Jak ja kocham te nasze urocze konwersacje z rana.

- Pewnie równie mocno jak ja twój sarkazm braciszku.- odpowiedziałam stając za blatem kuchennym w zamiarze przygotowania czegoś na śniadanie.
- Ooo Nie ! - krzyknął chwilowo jedyny obecny mieszkaniec naszego wspólnego domu.

- Co nie ? I czemu krzyczysz?
- Ty tego nie dotykasz.- podszedł do mnie wyrywając mi z rąk patelnie.

- Nie robię?

- Nie. Dzisiaj ja przygotowuje śniadanie.- powiedział nad zwyczaj z siebie dumny. Aż mnie zamurowało. Calum wiele razy ''próbował coś przygotować", ale zazwyczaj kończyło się to jedynie na próbowaniu i w efekcie i tak gotowałam ja + miałam dodatkowy bonus sprzątania po nim. Kto by nie skorzystał? Ale on był taki... Ugh to jak wtedy kiedy małe dziecko robi laurkę. Narobi więcej bałaganu niż pożytku, ale choć kartka jest zupełnie nie warta twojej późniejszej pracy jaką wykonasz sprzątając i tak nie jesteś w stanie powiedzieć nic innego niż " Jest pięknie, jestem z Ciebie tak bardzo dumna ". A najgorsze jest to że naprawdę jesteś dumna!

- Dobrze to ja pójdę się przebrać. Na pewno dasz sobie radę braciszku.- poklepałam go po ramieniu
i  z powrotem udałam się do swojego pokoju. Założyłam zwykłą koszulkę Nirvany która była dosyć długa, do tego leginsy i czarną bluzę. Nie miałam najmniejszego zamiaru robić makijażu jednak po chwili namysłu przypudrowałam lekko twarz i pomalowałam rzęsy. Spędziałam tam w sumie może około 15 minut już miałam schodzić kiedy poczułam nieprzyjemny zapach jakby.... spalenizny?

O nie! Biegiem rzuciłam się po schodach na dół i od razu dobiegłam do dymiącej się patelni nie zważając nawet na obecne położenie mojego brata. Wyłączyłam gaz i pozostawiając patelnie na miejscu wzięłam się za otwieranie okien, żeby nie dopuścić do włączenia się alarmu przeciwpożarowego. Mogłabym tu delikatnie zasugerować że rodzice zrobili to głównie ze względu na Caluma, ale jestem kochającą siostrą i nic takiego nie powiem, po za tym można się domyślić. Kiedy zrealizowałam zamierzone działanie odwróciłam się w poszukiwaniu winowajcy i napotkałam skruszone spojrzenie Cala.
- Calumie Thomasie Hoodzie możesz mi to wyjaśnić? - powiedziałam starając się być jak najłagodniejsza.

-Nom... bo....- ułożyłam ręce na biodrach i uniosłam brwi w geście oczekiwania. - kumpel dzwoniła,a ja poszedłem tylko na chwile ... tylko odebrać. 

- Na chwile?
- Trochę się przedłużyło, bo on mi mówił o imprezie w tą sobotę. Wiesz... jeśli chcesz to możesz isć z nami. Bardzo chętnie Cie zabiorę.
- Calum przestań się podlizywać. wiesz że nie chodzę na żadne z tych waszych idiotycznych imprez.
- Ja tak tylko mówie jakbyś chciała.- uniosłam oczy ku niebu w duchu prosząc go o cierpliwość.- Po za tym to wcale nie jest jeszcze do wyrzucenia. Chłopak niemal dopiegł do patelni i drewnianą łyżką nabrał niemal zwęglone'' jedzenie''

-Calum nie !!!- podbiegłam do niego z prędkościa świadła i wyrwałam mu łyżkę jednak on zdąrzył pewną część wziąść już do buzi. Po chwili zawartośc jesgo ust znalazł się tuż obok mnie. Chłopak skierował otwartą buzię pod kran a ja przybiłam sobie face-plama. - Zrobię nam śniadanie- oznajmiłam, na co mój brat odrazu sie rozpromienił i wkońcu wyjął głowę ze zlewu. - a ty tu postprządasz.
- Ugh... no dobra.
- Zostało ci jeszcze ciasto naleśnikowe? Bo zakładam że to miały być naleśniki.- na potwierdzenie moich słów Calum szeroko się uśmiechnął. Jak ja go dobrze znam.
- Pytanie powinno brzmieć: Zostało coś jeszcze w lodówce?

- A odpowiedź brzmi....?

- A czy ja potrafie gotować? - chłopak zaśmiał się, a ja już wiedziałam co to oznacza.
- Oczywiście, że..... To znaczy, cieszę się że sie starasz i nie poddajesz. - aby okazać mu wsparcie  podeszłam bliżej brata i zamknęłam go w niedźwiedzim uścisku. - I to ja muszę iśc do sklepu prawda?- zadarłam głowę do góry by na niego spojrzeć nadal go przytulając na co zaczął się śmiać.
- Ej nie śmiej się ze mnie
- Chyba nigdy nie zrozumiem czemu ty jedyna w tej rodzinie jesteś taka niska.- wydukał cały trzęsąc się ze śmiechu, a przez nasz kontakt fizyczny prawie podskakiwałam.
- To wszystko twoja wina!- odparłam oskarżycielskim tonem

- A co ja znowu zrobiłem?
- Zabrałeś cały wzrost i nic nie zostawiłeś dla mnie! Gdybym to ja była pierwsza to bym się z tobą podzieliła!

- Ale na szczęście ja tu jestem starszy- uśmiechnął się zwycięsko na co dźgnęłam go palcem w brzuch i wyswobodziłam się z jego ramion.
Założyłam moje czarne Roshe i chwytając za klamkę krzyknęłam
- Wychodzę. Wrócę za jakieś 30 minut, chciałabym mieć gdzie wrócić.
- Subtelna uwaga siostrzyczko!- odkrzyknął lekko urażony
- No wiem starałam się.- ledwo hamując śmiech opuściłam dom w tej nadzwyczaj uroczej atmosferze i udałam się do najbliższego marketu. Parę minut później kręciłam się miedzy alejkami szukając potrzebnych produktów. Nie mówię tu tylko o naleśnikach bo z tego co zauważyłam poprzedniego wieczoru lodówka świeciła pustkami. Schyliłam się po sok pomarańczowy stojący na najniższej półce, a gdy powróciłam do poprzedniej pozycji na końcu tej samej alejki w której się znajdowałam, dokładnie na przeciwko mnie dostrzegłam chłopaka z salad story. Poszedł dalej i widziałam go jedynie przed 3 sekundy, ale byłam prawie pewna, że to ten L....- zaczęłam szeptem powtarzać wszystkie męskie imiona na L licząc na to że przypomni mi się to, które należało do blondyna.
-Ly...., Luu...., Laaa....

- Luke skarbie- usłyszałam głos tuż koło swojego ucha i przerażona aż podskoczyłam w akompaniamencie własnego pisku, zwracając tym samym uwagę niemal każdego klienta na swoją skromną osobę.


Go to HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz