Historia soku pomarańczowego.

355 19 1
                                    

- Wezmę tą twoją sałatkę. Mega niezdrową i kaloryczną sałatkę i sok pomarańczowy. - zdecydowała Nathi po niedługiej chwili namysłu. Jak ją dobrze znam to pewnie doszła do wniąsku że wszystko jedno co wybierze bo i tak nie wyjdzie jej to na dobre. Okey może to nie było to co chciałam osiągnąć ale jakby nie patrzeć najważniejsze jest osiągnięcie celu, nie ważna metoda. (przynajmniej nie w tym przypadku). Zje coś ? Zje. Więc osiagnęłam sukces.
- To jest SALAD story. Tu nie ma picia- poinformowałam przyjaciólkę z uśmiechem bo przecież nie musiała tego wiedzieć. Takie miejsca jak to omija szerokim łukiem, a przecież w nazwie jest salad. Salad to sałata a sałata jest zdrowa. Nie wystarczająco jak dla niej. To wyjaśnia dlaczego w zeszłym tygodniu uciekła z piskiem kiedy młoda hostessa podała jej ulutkę z kuponami do McDonalda. Wiele bym dała żeby to powtórzyć. Nathalie zatrzymała sie wtedy dopiero przy końcu ulicy i to dzięki temu że zadzwoniłam i dałam jej zanć że jest kompletny brak jakichkolwiek hostess, ulotek, kuponów, Mcdonalda i niezdrowego jedzenia.
- Umm... ale ja go bardzoo chce. Przeciwż musi być coś zdrowego w tym posiłku- Już miałam powiedzieć że '' Do jasnej cholery zamawiasz sałatkę! Saładka jest z warzyw. Warzywa zdrowe'' No taka logika. Czy to ja tu czegoś nie rozumiem czy z nia jest coraz gorzej? Co ona je? Czy ona wogóle COŚ je?- Pójde do tego sklepu na dole tego sporzywczego.
- Którego?- o jakim sklepie mówiła? Sklep jest ale poza galerią po drugiej strony ulicy.
- Ymm... jak sie nazywa twój wujek?- O co jej chodzi? Co ma do tego wszystkiego mój wujek. O ile wiem nie ma żadnego sklepu spożywczego.
- Joseph
- Noo właśnie..., a ten jego syn taki starszy?
- Andy?
- Taak Andy i my kiedyś byłyśmy u tego Andyego. I on miał tekiego kolego. Umm... nie za wysoki. Rudawy troche.- To sie robi coraz bardziej dziwne.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi. Możesz mi to wyjaśnić?
- Tak tak juz ale no jak on miał ..?
- Danny? 
- Tak właśnie. Musze iść do Piotra i Pawła.- No i właśnie mnie rozwaliła. Siedziałam tak z otwartą buzią i wybałuszonymi oczami, które nie wiem jakim cudem nadal umieszczone były w orbitach. Wyglądałam pewnie tak samo źle jak zły był stan psychiczny mojej przyjaciólkki. Czy ja właśnie...? Czy ona...? Co to wogóle miało być? Potrząsnęłam głowe by chodz spróbować połączyć mój mózg z resztkami racjonalnego myślenia które przecież musiało gdzieś tam być. 
- No nie siedź tak. - odezwałą sie pierwsza próbując sprowadzić mnie na ziemie. Kiedy ona sama znajdowałą się od niej zdecydowanie za daleko. Nie rozumeim. - Ja pójde po ten sok bo to dalej i spale te kalorie, nie chce cie przemeczać. Może mogłabyś mi zamówić sałatkę. - a w mojej głowie pojawiłą się migająca czerwona lampeczka która jasno wskazywała na to że coś jest nie tak. Podświadomość również się obudziła i postanowiła odrobinę mi pomóc. Przypomniałam sobie o moim zamówieniu i o tym co działo się przy moim pierwszym stoliku. Jest możliwośc tego że ponownie mogłabym przypadkowo na niego wpaśc. A co gorsze nie był juz sam. Był z kimś kogo zdecydowanie i niezaprzeczalnie nie chciałam widziec. Ani dzisiaj ani jutro ani wogóle. Odrobinę zbyt ostentacyjnie obróciłam głowę w kierunku zatłoczonego stolika przy którym wcześniej stoczyłam bitwę spojrzeń z moim starym ... kolegą i nowym. Co ja myśle? Nie żadnym kolegą. Poprostu nowym kolegą Zayna. Który tak na marginesie wcale nie jest moim kolegą. Co pewnie dało się już zauważyć. Taak. Byli tam, nadal. Co oznacza że ja się tam nie wybieram. 
- Wiesz.... Ja ci pójdę po ten sok. - zaoferowałam się i próbowałam zrobić to najnaturalniej jak to tylko mozliwe co spowodowało zupełnie odwrotny skutek od zamierzonego. Bo przeceyiż czy mi tak zwyczajnie chciało się gdzieś ruszyć?- Po drodze jest taki sklep i muszę coś zobaczyć. - O Boże. Mogłam sie bardziej postarać. Teraz tylko mam nadzieje że nie załapie jak bardzo kręce, bo jak sie wyda to weźmie mnie w krzyżowy ogień pytań i leże. 
- Noo.. okey. Jeśli chcesz- Sięgnęla po torebkę i wyjeła z niej portfel po czym podała mi do ręki pięciozłotową monetę. 
- Chciałam Ci go zafundować ale skoro jesteś tak niezależną, samowystarczalną, dojrzałą kobietą to nie będę protestować. - Chwyciłam swoją torebkę i ruszyłam w strone ruchomych schodów które miały mnie zawieźć prosto na piętro niżej, ignorując szleńcze protesty mojej przyjaciółki. 

Go to HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz