*16 czerwca 1947*
Hyunjin stał przy murze niedaleko swojego domu. Przyglądał się ludziom przechodzącym obok niego. Każdy się spieszył, by znaleźć się w jakimkolwiek budynku. Przebywanie na zewnątrz raczej nie należało do częstych zjawisk u tych, których łatwo wystraszyć. On jednak się nie bał i osoba, z którą miał się spotkać również, choć chłopak tego nie pochwalał.
Na ręce miał mały zegarek, który powoli przestawał działać, ale co się dziwić. Nikt nie myślał o zakupach. Brunet może i nie należał do biednej rodziny, ale mieli ważniejsze sprawy i priorytety. Nie chciał wydawać pieniędzy, które mogą się przydać w trudniejszej chwili.
Jego oszczędności na studia poszły na broń, jak to jego tata nazywał "na wszelki wypadek", dodatkowe leki, a przede wszystkim opłaty, które szły na wojsko. Każdy, kto nie został zwerbowany do armii miał obowiązek płacić radzie miasta, żeby między innymi flota państwowa miała lepsze zbrojenie. Byli mocniejsi w ataku z morza, dlatego dzięki datkom budowano wytrzymalsze statki.
Czekał z niecierpliwością na godzinę szesnastą. Każdego dnia o tej właśnie porze widział się ze swoją miłością. Przez nowe przepisy i jego tymczasową pracę byli ograniczeni pod względem widzenia się. Niby na to narzekali, ale rozumieli, że to najlepsze wyjście. Odkąd wszedł w życie dorosłe, nie miał jak z niego skorzystać. Nie mówił o tym głośno, lecz kiedyś wielokrotnie zdarzało mu się pić w samotności, użalając nad swoim marnym losem. Ona właśnie wyciągnęła go z tego potwornego nawyku, za co będzie jej wdzięczny do końca życia.
- Hej kochanie - usłyszał dwudziestoczterolatek, a spoglądając w bok zobaczył swoją ukochaną.
- Hej - odpowiedział przytulając ją do siebie. - Jak się dziś czujecie? - zapytał z uśmiechem, swoje duże dłonie zatrzymując na delikatnie wypuklonym już brzuchu dziewczyny.
- Rano było gorzej. Jeśli to chłopczyk wyrósłby z niego niezły żołnierz. Mam tylko nadzieję, że to tego czasu wojna się skończy - przerwała na chwilę. - Jest nieco nadpobudliwy, ale poza tym w porządku - pocałowała Hwanga w policzek.
Niemal całe miasto znało tę parę. Yeseul i Hyunjin wydawali się być sobie przeznaczeni. Ich miłość bardzo często dawała innym mieszkańcom nadzieję, że i ich związku mogą być tak piękne jeśli tylko o to zadbają. W stanie podwojennym, w jakim żyli od prawie siedmiu lat, rzadko kiedy bywały dobre wieści. Nikt nie wiedział kiedy może nastąpić atak, a polityczne zagrania z wrogiem raczej nie kończyły się przychylnie dla ich państwa. Byli jak ocean spokojny, w którym wyższa fala, spowodowałaby katastrofę.
Dlatego właśnie wiadomość o ciąży młodej Park rozeszła się w mgnieniu oka. Niektórym dodawali odwagi. Nie bali się tego, że wychowawanie dziecka w takich czasach może nie skończyć się tak jak planowali. Mieli nadzieję i optymistyczne myśli. Po raz pierwszy od naprawdę dawna wyprawione zostało otwarte przyjęcie z tej okazji. Oboje przyszłych rodziców było bardzo szczęśliwych. Ludzie twierdzili, że z taką urodą jaką dziecko po nich otrzyma, będzie najpiękniejszym cudem jaki mógłby się przytrafić w tak okropnym czasie i mieście.
- Powiedz, że jakieś wymyśliłeś - zagryzła lekko wargę w oczekiwaniu.
- Hmm. Myślałem, ale chcę, żebyśmy oboje zadecydowali.
- To mów - nalegała.
- Panie mają pierwszeństwo - zachęcił.
- Nich ci będzie. Tak pomyślałam, że moglibyśmy zastosować sylabę Yong. Wiesz, po twojej mamie - zbadała reakcję chłopaka.
Wiedziała, że nie lubił on wspominać o kobiecie, ale dla niej też była wsparciem przez długi czas, zanim odeszła. Mogła rozmawiać z nią szczerze, dzielić się przemyśleniami, poglądami. Była jej często bliższa niż jej własna matka i dlatego chciała zawrzeć w imieniu ich córeczki lub synka coś, co będzie im przypominało o niej.
CZYTASZ
𝓕𝓪𝓵𝓵𝓮𝓷 ~Hyunlix~
Fanfiction"Zgubiony w labiryncie biegłbym tylko za twoim głosem. Zniszczony przez to co nas otacza, wstałbym tylko jeśli podałbyś mi dłoń." ... Lee Felix - dziewiętnastolatek, który poszedł na kryminalistykę, wyrwał się z będącego dla niego koszmarem od dziec...