X. Ashley, Blake

1.5K 106 2
                                    

     Ashley!--- Mama bliźniaczek i Blake’a mnie uściskała mocno.--- Co tak późno?
   Richard, ich ojciec również mnie obdarzył uściskiem i pocałował na powitanie w policzek.
     --- Cieszymy się, że w końcu jesteś.
   Zaśmiałam się.
     --- Zostałam przetrzymana trochę dłużej w domu. Ale już jestem.--- Postawiłam torby z prezentami na podłodze i szybko ściągnęłam płaszcz.--- Spóźniłam się na gotowanie?
   Eva machnęła ręką.
     --- Tylko trochę. Chodź, trzeba przyszykować barszcz i uszka.
   Zawiesiłam ubranie na wieszaku w holu.
     --- Ash!--- W moim kierunku rzuciła się Mia i prawie mnie przewróciła.--- No w końcu! Myślałam, że twoi rodzice nagle się rozmyślili i również postanowili robić Wigilię.
   Rodziny czarodziei, czarowników i czarnoksiężników nie obchodzą Wigilii. Oprócz nielicznych, w tym rodzina Greenów.
     --- Co ty!--- Podałam jej torby.--- Zanieś pod choinkę.
     --- Moje pewnie różowe!--- Zabrała pakunki i zniknęła w drzwiach salonu.
   Poszłam za starszą kobietą do kuchni. Tam już krzątała się Avril. Również się uściskałyśmy.
     --- A mnie już nie uściskasz?--- rozległ się za mną niespodziewanie głos. Jak zwykle, z resztą.
   Odwróciłam się powoli. Napawałam się widokiem  Blake’a w czarnych gładkich spodniach i białej koszuli. Włosy miał ułożone, na policzkach nie było zarostu. Oczy mu błyszczały.
     --- Blake--- przywitałam go i zrobiłam parę kroków w jego stronę. Pozwoliłam mu się objąć--- nie, pragnęłam tego!--- i ja również położyłam dłonie na jego barkach, przyciskając się delikatnie do niego.
     --- Ashley--- odparł wreszcie cicho, tonem sugerującym, że znamy jakąś tajemnicę, o której inni w tym domu nie mają pojęcia.--- Jak twój braciszek?
     --- Dobrze.--- Odchrząknęłam i odsunęłam się.--- A jak ręka?
   Uśmiechnął się.
      --- Już dobrze. Gdybyś mi nie pomogła, pewnie miałbym teraz problem.
   Nie musiałam patrzeć, aby wiedzieć, że matka i córka patrzą na nas ciekawie. Później zostanę złapana w krzyżowy ogień pytań przez Avril i Mię. Duża szansa, że przez ich mamę też.
     --- Ashley, nałóż uszka--- poprosiła mnie Eva.
   Postanowiłam jej później podziękować za przynajmniej chwilowe uratowanie mnie przed wzrokiem Blake’a.
   A to, jak na mnie patrzył…
   Och, Boże, pomóż mi i spraw, abym przetrwała tę kolację.

                             Blake

   Patrzyłem, jak Ashley rozkłada uszka na talerzach, przyszykowanych wcześniej przez Mię. Patrzyłem na jej błękitną sukienkę, prostą u góry, z plisowaną spódnicą i rękawami trzy czwarte. Włosy miała zaplecione w porządny warkocz i zrobiła delikatny, naturalny makijaż.
   Z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie, coraz ciężej mi było się trzymać od niej z daleka. Chciałem jej powiedzieć, że jest moją partnerką duszy, że się połączymy i będziemy razem. Bałem się jednak, że zrobię coś nie tak. Jeśli ją wystraszę? A jeśli ona nie wie, co oznacza partnerstwo?
Nim się zorientowałem dziewczyny nakryły do stołu, a mama kazała nam usiąść. Odmówiliśmy krótko modlitwę. Tata włączył kolędy na jakieś stacji telewizyjnej, a Ashley pozapalała świeczki, poustawiane na stole. Gdy musiała stanąć obok mnie, aby zapalić jedną ze świec, skorzystałem z okazji i musnąłem jej kolano. Musiałem.
   Zadrżała, ale dzielnie wytrwała i nie wydała się. Chociaż, co za różnica? Mieliby jeszcze jeden dowód, że pomiędzy nami coś się dzieje. Stwierdziłem jednak, że Ashley nie przyjęłaby za dobrze, gdybym powiedział mojej rodzinie coś w stylu: ,,Ja chcę być z Ashley, bo mam prawo’’. Bliźniaczki aż pewnie skręciłoby wewnętrznie. Zastanawiałem się, czy nie skombinować mojej partnerce na tę noc pokoju z dala od Avril i Mii. Obok mojego pokoju. Najlepiej w moim pokoju.
     --- Ashley, szukałaś już swojego partnera duszy?--- spytała moja mama po tym, jak wszyscy nalali sobie barszczu.--- Zastanawiałaś się, kto to mógłby być?
   Dziewczyna wzruszyła ramionami.
     --- Przejdę inicjację z Danem.
   Zamarłem.
     --- Z Danem?--- wtrącił się mój ojciec.
   Pokiwała twierdząco głową.
   Postanowiłem również włączyć się do rozmowy.
     --- Czy to twój partner duszy?--- Patrzyłem na nią.
     --- Nie--- odpowiedziała.
   Ojciec zmarszczył brwi.
     --- Więc rodzice zaaranżowali waszą inicjację.
     --- Tak.
     --- A jeśli masz partnera duszy?--- spytałem.
     --- To przekaże mu się, jak się sprawy mają.
     --- Przemiana jest bolesna.--- Poprawiłem się na krześle.--- Jeśli twój prawdziwy partner duszy nie zainicjuje cię jako swoją do osiemnastego roku  życia, później nie będzie można, aczkolwiek będzie ciężko. Ale jeśli tego nie zrobi, będziesz cierpieć ty, Dan no i… twój partner.--- Prawie powiedziałem, że to ja.
   Wzruszyła ramionami.
     --- Mój ojciec wtedy z nim porozmawia o zadośćuczynieniu.
     --- Pieniędzmi?
     --- Pewnie tak.
     --- A jeśli on też należy do bogatej rodziny, praktyczne tak bogatej, jak twoja i woli mieć swoją partnerkę przy sobie?--- zasugerowałem.
   Zagryzła w zastanowieniu wargi.
     --- Chyba nie jest to brane pod uwagę, w tym wypadku.
     --- Odpowiedz szczerze--- poprosiłem ją spokojnie.--- Komu zależy najbardziej na tej cholernej inicjacji z Danem? Jemu, tobie, czy twojemu ojcu?
     --- Blake! Uspokój się i zważaj na słownictwo!--- skarciła mnie matka.
   Wstałem i oparłem się dłońmi o stół, naprzeciwko Ashley.
   Patrzyła na mnie ni to zła, ni to smutna.
     --- Odpowiedz--- ponagliłem ją.
   Również wstała, ale nie oparła się, przez co mieliśmy oczy praktycznie na tym samym poziomie.
     --- Mój ojciec pragnie wpływów, korzyści i bezpieczeństwa dla mnie, Dan pragnie mnie, nazwiska i korzyści--- powiedziała zimno.
   Wpływów, nazwiska, korzyści… Daje się przehandlować za takie rzeczy?! Gdyby była ze mną też dostaliby to! A bezpieczeństwo i pragnienie? Kto by tego nie chciał jej dać?
     --- I dlatego właśnie pozwalasz się sprzedać?
     --- Blake’u Christopherze Green!--- krzyknęła głośno moja mama.
     --- Co ci odbija, idioto?!--- wydarły się wspólnie bliźniaczki.
     --- Przestańcie--- uciszył je tata.
     --- A ty czego chcesz?--- kontynuowałem, ani razu nie odwracając wzroku od Ashley.
     --- Chcę szczęścia, bezpieczeństwa. Chcę, żeby mój ojciec był ze mnie zadowolony, bo to rzadko się zdarza. Chcę być szczerze kochana. Ale przede wszystkim--- mówiła cicho--- chcę, żeby mój partner duszy był bezpieczny. Tego chcę najbardziej. Jednak ten jedyny nigdy nie będzie mógł spokojnie stać u mojego boku. Nie bez obawy, że coś się stanie.--- Jej mina w mgnieniu oka zmieniła się; teraz była rozgniewana.--- Więc możesz sobie darować tą gadkę z tym, czego chcę. Z resztą, wszystko jest już ustalone, a więc jeśli partner duszy jednak znalazłby się w ciągu tych dwóch lat i tak już jest za późno. A teraz przepraszam. Muszę się przewietrzyć.--- I bez oglądania się wyszła.
   A wokół mnie rozległa się wrzawa.
     --- Co ci odbiło?!--- wydarła się Mia.
     --- Blake, po co to było?--- mama.
     --- Och, cóż za piękna Wigilia z Blake’em w domu--- westchnęła Avril.
     --- Synu, musimy porozmawiać--- no i poważny głos taty.--- Sami.--- Wstał.--- Chodź.
   Wstałem i wyszedłem za nim z salonu.
     --- A więc--- spojrzał na mnie, gdy byliśmy już z dala od kobiet i ich lamentów--- dlaczego nie powiedziałeś nam, że Ashley jest twoją partnerką?
   Normalnie może bym się zdziwił, że się domyślił, jednak miałem zbyt wielki mętlik w głowie.
     --- Chciałem sam poukładać sobie z nią sprawy, delikatnie. Jednak zamiast ją przekonać cały czas ją do siebie zrażam.--- Westchnąłem.--- Już sam nie wiem, co mam robić. Jest mi coraz trudniej. Nie chcę już czekać. Chciałbym po prostu, żeby odpuściła i żebyśmy byli razem.
   Ojciec chwilę zastanawiał się nad moimi słowami.
     --- Ashley jest inna--- rzekł w końcu.
   Prychnąłem.
     --- Tyle to ja zdążyłem już zauważyć.
     --- Nie inna dlatego, że cię odrzuca. Obawia się zranienia swego partnera przez coś, co stało się rok temu.
     --- Co się stało rok temu?--- spytałem od razu.
   Richard Green uśmiechnął się łagodnie.
     --- Niech to będzie twoją motywacją do tego, aby jej do siebie nie zrazić i żeby ci zaufała na tyle, aby ci to wyznać.
   Oparłem się o wyspę kuchenną.
     --- Co ja mam zrobić? Doradzisz mi?
     --- Postępuj z nią delikatnie, na początku. Twoja matka też była oporna, jednak bez powodu. Staraj się jak najdłużej. Sugeruj różne możliwości, rób aluzje, zabieraj ją na spotkania. Uwiedź. A gdy już nie dasz rady dłużej, a ona oswoi się z twoją obecnością… zaatakuj.
   Uniosłem brwi.
     --- I ty tak zrobiłeś z mamą?
   Wzruszył ramionami.
     --- No cóż, dużo mnie kosztowała cierpliwość w tej zabawie w kotka i myszkę. Ale się udało.
     --- Nigdy cię nie pytałem o to, ale ile czasu minęło po poznaniu mamy, gdy w końcu przeszliście inicjację?
     --- Ach, jakieś pięć miesięcy. Sądzę, że ty już straciłeś prawie trzy miesiące i do niczego nie doszedłeś?
   Pokręciłem głową.
     --- To chyba nie dasz rady w takim czasie jak ja. Ale próbuj.
     --- Dzięki za rady.
     --- Nie ma za co, synu.--- Podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach.--- Pamiętaj, najpierw podejdź do niej łagodnie, poznaj ją. I nie obrażaj jej. Dopiero potem atak.
   Skinąłem głową.
     --- Jasne.
     --- To dobrze. A teraz ochłoń całkiem i wróćmy do kolacji.

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz