XII. Blake

1.4K 98 3
                                    

Minęły kolejne dni, a nie posunąłem się do przodu w sprawie Ashley. Widziałem ją w akademii, jednak nie zagadywałem jej. Chciałem dać jej czas. Wiedziałem jednak, że nie zdejmowała prezentu ode mnie. Miała go ciągle na szyi. Bardzo mnie to cieszyło; w końcu był to jakiś postęp.
Przestała przychodzić do naszego domu. Albo była tam wtedy, kiedy mnie nie było? Nie wiem. Ale się dowiem.
- Blake. - John pstryknął mi przed nosem palcami. - Słyszysz?
Spojrzałem na niego.
- Co?
- Przyjechali uczniowie z wymiany. Nowy Jork.
Nowy Jork?
- Przyjeżdża Zayn Lynch? - spytałem.
Po chwili zastanowienia pokiwał głową.
- Tak, chyba tak.
Uśmiechnąłem się lekko.
- Drań nic mi nie wspominał.
- Może chciał kumplowi zrobić niespodziankę?
Wzruszyłem ramionami.
- Może.
- Jakieś postępy z Ashley? - spytał po jakimś czasie.
Westchnąłem.
- Nie. Chciałem dać jej czas. A ja już powoli nie wytrzymuję. Chcę ją. Już, nie za parę tygodni. Ale co, jeśli ja tylko odstraszę ją jeszcze bardziej? Nie chce być że swoim partnerem duszy.
John oparł się wygodniej na krześle.
- Nie powiem, masz przerąbane. Rozumiem, że chcesz dać jej jeszcze czas, jednak w tym czasie na twoim miejscu delikatnie zagadywałbym, a nie unikał.
- Ja jej nie unikam. To ona unika mnie. - Zerknąłem ukradkiem na nauczycielkę łacińskiego. Nie zwracała na nas uwagi. - Teraz muszę wymyślić coś, co mnie do niej zbliży.
- Hmmm... Będzie oprowadzać grupę uczniów z wymiany. Może pod pretekstem lepszego poznania szkoły i spędzania czasu z kumplem przyłącz się do oprowadzania?
Zastanowiłem się nad tym.
- To wcale nie jest głupi pomysł. Mógłbym z nią trochę pogadać w tym czasie. I do niej pozarywać.
John nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ wtrąciła się nauczyciela, zauważając wreszcie, że jesteśmy zajęci czymś innym niż językiem łacińskim. Wziąłem się do pracy, myśląc co powiem Ashley.

- Siema, Blake!
- No cześć!
Wymieniłem z Zaynem mocny uścisk dłoni.
- Ty gnoju, dlaczego nie powiedziałeś, że przyjeżdżasz? Dowiedziałem się dzisiaj od Johna.
Wzruszył ramionami.
- Tak szczerze to dowiedziałem się o wyjeździe gdy wszedłem do swojego pokoju, a na łóżku siedziała Susan z moją pełną walizką. Nim się zorientowałem siedziałem już w samolocie. Ale przynajmniej nie poleciała do Nevady.
Pokręciłem głową.
- Ona jest niemożliwa - stwierdziłem.
- Taa... A jak tam Ashley?
- Ona jest niemożliwa - powtórzyłem.
Parsknął.
- Jak wszystkie kobiety.
- Hej, Blake. - Susan objęła ramionami w pasie Zayna i wyszła zza jego ramienia.
Jest od niego prawie o tyle niższa, ile ode mnie jest Ashley. Susan jednak ma czarne do ramion włosy, brązowe z przebłyskami czerwieni oczy i , może nie śniadą, ale dość mocno opaloną skórę. Preferuje luźny, sportowy styl.
- Cześć, Susan. - Ona wychyliła się jeszcze bardziej zza Zayna, a ja cmoknąłem ją w policzek. Udała, że krzywi się z obrzydzeniem.
Oczywiście zazdrość mojego przyjaciela się uruchomiła i zesztywniał, rzucając mi groźne spojrzenie.
Jego partnerka szepnęła mu coś na ucho. Musiało go to zadowolić, ponieważ uspokoił i uśmiechnął się.
- Dzień dobry - rozległ się głos, jak się później zorientowałem, pedagog. - Jestem Piper Johnson, pedagog akademii pana Blacka. Niestety nie mógł dzisiaj was powitać. To jednak nie przeszkodzi w oprowadzeniu was po akademii. Zajmie się tym Ashley. - Wykonała dłonią przywołujący gest, a chwilę później koło niej stała Ashley. - Zna te budynki jak własną kieszeń. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, możecie się zwrócić do niej albo do pracowników szkoły. Życzę miłego pobytu w murach naszej akademii.
Pani Johnson odeszła, zostawiając Ashley samą z uczniami z wymiany.
- A więc od czego zaczynamy? - spytała.
- Ile masz lat, co? - padło pytanie.
- Czternaście, jednak wątpię, aby ta informacja miała coś wspólnego z oprowadzaniem.
- Czternaście lat? Jesteś niecały rok w tej szkole i jesteś naszym przewodnikiem? Mogli dać kogoś starszego, kto faktycznie zna tą szkołę.
Komentarz ucznia jeszcze bardziej uświadomił mi, jak chamsko i banalnie to brzmi. Czternaście lat? I co z tego? Nie zachowuje się jak czternastolatka.
Ashley jednak spokojnie odpowiedziała:
- Tak, mam czternaście lat. Ja UCZĘ SIĘ PRAWNIE niecały rok w tej szkole. I znam lepiej akademii od starszaków. Jeśli coś ci się nie podoba możesz wsiąść z powrotem do samolotu i wrócić tam, skąd przyleciałeś. Jeśli mnie zdenerwujesz to mnie popamiętasz, przyjmę karę że spokojem.
- Już ją lubię - powiedziała Susan.
Moja dziewczynka, pomyślałem z dumą, patrząc na Ashley.
Nikt więcej już nie wspomniał o jej wieku, więc spokojnie odpowiadała na pytania grupy i prowadziła w miejsca, w które poproszono.
- Zaraz wracam - powiedziałem w końcu do swoich znajomych i przeszłem szybko na przód grupy, do Ashley.
- Cześć - odezwałem się.
- Hej. Co tu robisz?
- Korzystam z darmowego oprowadzania.
Spojrzała na mnie.
- A potrzebne ci ono?
Wzruszyłem ramionami.
- Nadal się trochę gubię.
Prychnęła.
- Jasne.
- To prawda!
- Niech ci będzie. Jak się sprawuje prezent?
Wyciągnąłem do przodu rękę, pokazując zegarek.
- Dobrze. Bardzo mi się podoba. A twój prezent? - spytałem, chociaż już wiedziałem.
Pociągnęła za łańcuszek tak, że spod sukienki wysunęło się serduszko.
- Tak jak mówiłam, noszę.
Wiem o tym.
- Cieszę się - powiedziałem.
Szliśmy przez jakiś czas w ciszy.
- Ashley... - zacząłem.
- Mów mi Ash.
- Dlaczego?
- Tak mówią na mnie znajomi. Więc jeśli chcesz...
- Nie.
Zmarszczyła brwi.
- Dlaczego?
- Twoje pełne imię brzmi o wiele pięknej i bardziej do ciebie pasuje. Piękne imię dla pięknej dziewczyny. Może brzmi to banalnie, ale ten, kto to wymyślił, miał rację.
Zauważyłem, że się zarumieniła.
- Nie jestem piękna.
- Dlaczego tak uważasz? - Jak może w ogóle myśleć, że nie jest?
- No spójrz na mnie: mam zwykłe, ni to rude, ni to brązowe włosy, zwykłe niebieskie oczy, jestem niska, a mam miseczkę C. Co we mnie pięknego?
A więc ona ma jednak kompleksy.
- Jesteś piękna.
- Daruj sobie. To...
Przerwała i odwróciła się, akurat w chwili, gdy doszła do nas Susan.
- Cześć - przywitała się - jestem Susan. Ty Ashley, wiem. Chciałam ci powiedzieć, że dobrze, że dogadałaś Charliemu. Lepiej nie dać sobie wejść na głowę, zwłaszcza jemu.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ogółem nie daję sobą pomiatać. A zwłaszcza, jeśli chodzi o wiek.
Czy ten temat kiedykolwiek się skończy?
Dziewczyny zaczęły rozmawiać o różnicach pomiędzy ich akademiami, wymieniały nawzajem dobre strony i krytykowały złe.
- A może kiedyś przyjechałabyś zwiedzić naszą akademię, co? - zaproponowała Susan.
O cholera.
- Świetny pomysł - odpowiedziała Ashley.
O cholera.
Nie potrzebuję wyjazdów Ashley z dala ode mnie. Chcę ją mieć przy sobie, a nie uganiać się za nią po piekle.
- Susan, gdzie Zayn? - spytałem.
Twarz dziewczyny pojaśniała.
- Zayn to mój partner duszy - wytłumaczyła nowej znajomej. - Wspaniały. Kocham go. Jest... - Jej źrenice się zwężyły.
Podążyliśmy za jej wzrokiem.
Jakaś laska kleiła się do niezbyt chętnego Zayna. Widać było, że próbował ją delikatnie spławić, ale ona nie dawała za wygraną.
- O nie ma mowy... - Cała najeżona ruszyła w stronę Zayna i nieznajomej przylepy.
Ashley pokręciła głową, patrząc na akcję urządzoną przez partnerkę Zayna. Musiała ostro nagadać lasce, bo ta się cała zaczerwieniła i odeszła szybko.
- Niewiarygodne - wymamrotała. Nim zdążyłem skomentować dodała głośno: - Pokażę wam teraz łazienki i pokoje. Potem czas na małą imprezę powitalną.
Ruszyła szybko przed siebie, a reszta za nią.
- Nie można cię zostawić nawet na chwilę! - usłyszałem Susan.
- Ja nic nie zrobiłem! - bronił się mój przyjaciel.
- Ja też nic nie zrobiłam, gdy na imprezie dosiadł się do mnie tamten facet!
- Położył na tobie łapę!
- A ona to cię tipsami nie zarysowała?!
- Hej, hej - przerwałem im. - Uspokujcie się.
Chłopak objął mocno dziewczynę tak, że nie mogła nic zrobić rękami.
- Nie bądź już zazdrosna - poprosił ją.
- Puść mnie!
- Proszę.
Ta jeszcze przez jakiś czas piorunowała go wzrokiem, aż w końcu wymamrotała:
- Porozmawiamy o tym później. Na razie jestem jeszcze zła. I mam ochotę na morderstwo.
Zaśmiał się.
- Moja zazdrośnica.
Hmm... zazdrośnica.
- Zazdrość - szepnąłem. - No tak!
Para popatrzyła na mnie dziwne.
- Ashley zachowuje dystans pomiędzy nami, a jesteśmy partnerami duszy - wyjaśniłem. - Susan też potrafi zachować się normalnie. Ale gdy cię zobaczyła z inną, górę wzięła zazdrość. A jeśli ja pokażę się z inną...?
Zayn uśmiechnął się.
- Zazdrość - zrozumiał.
- Współczuję dziewczynie - wyznała czarnowłosa.
Obym nie zepsuł naszych relacji jeszcze bardziej. Inaczej to ja będę potrzebował współczucia.

*****

Cześć. Dałam radę napisać rozdział. Szkoda, że raczej nic się w nim takiego nie działo... Ale w kolejnym powinno, obiecuję. No bo Blake szukający "dziewczyny" po to, żeby Ashley była zazdrosna, to coś, prawda?
Zauważyłam, że raczej niewiele osób zainteresowało moje Fanfiction... trochę szkoda, ale nie wszystko każdemu się podoba. Ja nie znoszę książek, w których nie ma happy endów.
Nie jestem pewna, kiedy będzie kolejny rozdział Miłość według czarownicy, ale będę próbować jak najszybciej go dodać.
Dziękuję za wejścia na historię. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej.

Daniela

P. S. Możecie mi polecić książki z happy endem? Ostatnio nic mi nie wpadło.

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz