XXII. Blake

1.1K 78 2
                                    

Po wyjściu Shane'a z baru potrzebowałem jeszcze przynajmniej dwudziestu minut, żeby otrząsnąć się na tyle, aby móc wyjść z budynku. Poszedłem na miasto, aby się zastanowić, co dalej.
Shane miał rację. Postąpiłem jak idiota. Poza tym, wszyscy mi odradzali tej idiotycznej umowy z Donną. Radzili mi po prostu walczyć o Ashley. Ale ja oczywiście ich nie posłuchałem. A teraz mam halucynacje i widzę ją na jawie, chociaż jej tak naprawdę nie ma. I teraz chodzi z Shanem.
Myślenie o tym mnie dobijało, jednak nadal się tym torturowałem. Nie mogłem przestać. Uznałem, że należy mi się.
Jak mam przekonać Ashley, żeby mi wybaczyła i zaufała?
Wiedziałem, że tym razem nie mogę już tego odkładać i muszę zakończyć tą sprawę z Donną.
Ale nawet mimo to, Ashley może się upierać, że nie powinniśmy być ze sobą.
No właśnie. Przecież nawet przed tym, jak przyjechała ta cholerna wycieczka, ona była przeciwna temu, żebyśmy się związali na jakikolwiek sposób.
Miałem ochotę wyć z frustracji i niemocy.
- Potrzebuję porozmawiać z ojcem - stwierdziłem, mówiąc sam do siebie.
Nie tracę czasu i wybieram numer jego komórki.
- Słucham, synu? - usłyszałem prawie od razu. - Jak idą sprawy z tobą i Ashley?
- Fatalnie - zdradziłem mu. - To wszystko poszło nie tak.
- Rozmawiałeś z nią?
- Nie.
- Dlaczego? Jesteście w tęsknocie dusz. Już mówiłem ci, że to jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne. Miałeś porozmawiać z nią zaraz, jak wróci. A wiem, że wróciła.
Przełknąłem mocno.
- Tato, to nie jest takie proste.
- Oczywiście, że nie jest! A czego ty się spodziewałeś?
- Ona jest teraz w związku z Shanem - powiedziałem.
W słuchawce na długą chwilę zaległa cisza.
- Z Shanem? - powtórzył tata. - Twoim przyjacielem ze starej akademii?
- Tak.
- To twój przyjaciel - zauważył. - Porozmawiaj z nim. powiedz mu, że to twoja partnerka i musisz się z nią związać.
Westchnąłem.
- Mówiłem mu to już, jakiś czas temu.
- I co?
- Kazał mi walczyć.
Teraz to on westchnął.
- Szczeniaki z was. To jest...
- Tato - przerwałem mu - on ma rację. Zasłużyłem na to.
Mogłem sobie wyobrazić jego osłupiałą z szoku minę.
- Co ty wygadujesz, Blake? Jak to, twoja wina?
Wziąłem głęboki wdech.
- Do akademii przyjechali uczniowie z wymiany. Na imprezie poznałem taką jedną dziewczynę. Pomyślałem, że może gdy się z nią pokażę, Ashley poczuje zazdrość i do mnie szybciej przyjdzie. A ona wyjechała. Wydaje mi się, że to przez to ta tęsknota dusz. A teraz, jak wróciła, chciałem to przerwać, ale głupi jeszcze to ciągnę - opowiedziałem mu w skróconej wersji.
- Blake, jesteś głupi - potwierdził mężczyzna.
Taa, nie ma to jak potwierdzenie.
- Co nie zmienia faktu, że jeśli się w końcu nie zwiążecie, będzie bardzo źle z wami - ciągnął. - Shane może tego jeszcze nie rozumie, ale widzi zachowanie Ashley. W końcu zmądrzeje. Ale ty...
- Mam zamiar zakończyć to wszystko - wszedłem mu w słowo. - Chcę uciąć kontakt z Donną.
- I na dzisiaj tyle. Na razie daj spokój Ashley.
Wysłuchałem porad ojca, umówiłem się z nim na spotkanie tego samego dnia i postanowiłem od razu znaleźć Donnę. Napisałem do niej wiadomość, żeby przyszła przed park, w którym spotkałem kiedyś Ashley.

- Blake - wymruczała dziewczyna, gdy tylko mnie zobaczyła. Od razu do mnie podeszła i zarzuciła mi ręce na szyję.
- Nie, Donna. - Powstrzymałem ją, zanim mnie pocałowała i delikatnie odepchnąłem.
Zmarszczyła brwi i założyła kosmyk włosów za ucho.
- Co się stało? - spytała. - Chodź, tam dalej widziałam Ashley i tego Shane'a. - Sięgnęła po moją dłoń, ale ja się odsunąłem.
Jedynie poczułem, jak moje mięśnie się szarpią ku mojej partnerce.
Jest tam, w parku.
Wyczuwałem coś już wcześniej, jednak teraz Donna to potwierdziła. Mając pewność, że to moja Ashley, chciałem tam iść.
Jednak musiałem najpierw porozmawiać z Donną.
- Donna - zacząłem - posłuchaj mnie, dobrze? - Wskazałem na ławkę za nią. - I może usiądź.
Powoli pokiwała głową i skorzystała z propozycji.
- Co się stało? - powtórzyła pytanie.
- No więc... czas to zakończyć - powiedziałem po prostu, nie owijając w bawełnę.
Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę bez słowa.
- Co? Co trzeba zakończyć? - dopytywała.
Wskazałem ręką najpierw na nią, a potem na siebie.
- Ten układ pomiędzy nami.
Powtórzyła gest.
- Chcesz to zakończyć? Chcesz NAS zakończyć? Jak to?
Zmarszczyłem brwi.
- Donna, mam swoją partnerkę duszy. Od początku ci mówiłem, że chcę w niej wzbudzić zazdrość, aby do mnie przyszła - wytłumaczyłem jej. - Ona jednak nie przyszła do mnie, wręcz przeciwnie: wpadła w ramiona mojego przyjaciela, który ma trochę inne podejście do sprawy z partnerami duszy. Muszę teraz o nią naprawdę zawalczyć, a nie próbować coś jeszcze z zazdrością.
- Nie! - wybuchła. - Nie możesz tego zakończyć!
Uniosłem brwi.
- Owszem, mogę - poprawiłem ją. - Kończy mi się czas, Donna. Gdy znajdziesz swojego partnera duszy zrozumiesz, co mam teraz na myśli.
- Ona cię nie chce - ciągnęła bezlitośnie. - Jest tam z tym Shanem, idą ramię w ramię, trzymają się za ręce. A ty co? będziesz sam?
- Nie. - Spróbowałem się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł mi tylko grymas. - Dzisiaj dotrzymam im towarzystwa. Potem zaczynam na poważnie zdobywanie serca Ashley. Przepraszam, że tak nagle to zakończyłem. - Czułem, że te słowa jej się należały.
Tym bardziej, że potem tak po prostu odszedłem, ignorując jej złowieszcze słowa, a potem coraz to cichszy stukot jej obcasów.
Znalazłem Shane'a i Ashley, jednak nie samych. Była z nimi Mia. Dotarłem akurat w chwili, gdy przekazywała wózek mojej partnerce.
- Dzięki, że go odebrałaś - powiedziała, przytulając moją siostrę jednym ramieniem. - Ja musiałam dzisiaj zostać trochę dłużej, a mama nie mogła już czekać.
Mia machnęła ręką.
- Nie ma sprawy. - Dostrzegła mnie i zmarszczyła gniewnie nos. - Blake.
Teraz to również para mnie dostrzegła. Shane na mój widok przybrał maskę bez wyrazu.
Nie obchodziło mnie to jednak, ponieważ Ashley na mój widok uśmiechnęła się. tylko to się liczyło.
- Cześć - przywitała się.
Chłopak obok niej burknął coś cicho, pewnie również powitanie.
- Cześć - odpowiedziałem i wskazałem na wózek. - A to kto?
- To właśnie mój braciszek, Blay - przedstawiła i ustawiła wózek w moją stronę.
Uśmiechnąłem również na widok małego śpiącego chłopczyka.
- Cudny - stwierdziłem ciepło.
- To my już idziemy - odezwał się Shane.
- Idziecie na spacer? - spytałem domyślnie. - Mógłbym się wtrącić.
Ashley wzruszyła ramionami.
- Czemu nie? Co ty na to, Shane?
- Niech będzie.
Mia i Ashley spojrzały na siebie, słysząc i wyczuwając chłód do mnie, bijący od Shane'a.
- Ja idę - powiedziała moja siostra. - Również mam spotkanie.
Jeszcze raz uściskała się z Ashley. Jednak gdy zbliżyła się do Shane'a, aby tak samo uściskać się z nim.
- Ani mi się waż - zostały wywarczane słowa.
Jak przysłowiowy jeden mąż odwróciliśmy się.
- John? - Zmarszczyłem brwi na widok znajomego. - Co ty, do cholery, wyrabiasz?
Nie zwracał na mnie jednak uwagi.
- Mia - wtrąciła cicho Ashley, stając powoli pomiędzy Shanem a Johnem - odsuń się od Shane'a.
Ja wkroczyłem przed Ashley, aby, w razie czego, ochronić ją przed Johnem.
Moja siostra posłusznie usunęła się na bok, a mój znajomy, jak za dotknięciem różdżki, uspokoił się.
- O cholera - wysapał Shane.
- A więc jednak? - jęknęła Mia.
- Czy wszyscy faceci się tak zachowują? - westchnęła Ashley.
- Jesteś partnerem mojej siostry?! - wybuchnąłem, kierując słowa do Johna. - Od kiedy?!
Wzruszył ramionami.
- Odkąd ją spotkałem.
Pokręciłem głową, w moim mózgu uruchomił się instynkt, który posiada każdy starszy brat.
- Nie Mia. - Zrobiłem krok w jego stronę.
Poczułem delikatny, ale stanowczy uścisk na moim ramieniu i od razu zacząłem się uspokajać.
- Nie możesz z tym nic zrobić - wyszeptała mi do ucha Ashley. - Ale pomyśl w ten sposób: lepie, że to John, a nie ktoś obcy.
Co nie zmieniało faktu, że jest to ciężkie do przyjęcia.
Moja siostrzyczka ma partnera duszy. Widząc jednak, jak patrzą na siebie nawzajem, martwiłem się mniej.
Co nie oznacza, że daruję sobie rozmowę z Johnem.

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz