V. Ashley, Blake

2K 107 0
                                    

Dwa miesiące później...

Rozmowa w kuchni to był ostatni raz, kiedy chociaż widziałam Blake'a. Nie pokazał się podczas gdy wracałam z dziewczynami do akademii, tak jak nie widziałam go już podczas dni szkolnych. Jednak, z tego, co słyszałam, chodził na lekcje. Zaraz po powrocie wpisałam jego pełne imię i nazwisko.
--- Ashely, nie bujaj w obłokach, tylko się skup!--- krzyknęła instruktorka karate, chociaż uniknęłam wszystkich ciosów Rachel.
W karate była najlepsza Ricki. I ja. Avril potrafiła zmieść jednym serwem całą przeciwną drużynę. Również ja. Mia miała jak do tej pory same czwórki i piątki z lekcji opanowania magii. Ja też mogłam się pochwalić najlepszymi ocenami w klasie. Zaczynałam się przez to czuć jak maszyna, którą ojciec ciągle każe udoskonalać. I męczyło mnie to.
Rachel znowu przypuściła atak, ale ja miałam już tego dość. Szybkim ruchem powaliłam ją na matę.
Instruktorka westchnęła rozdrażniona.
--- Następnym razem tego nie przeciągaj.--- zapisała swoje spostrzeżenia wobec mnie w zeszycie--- Przekaże ojcu, że nie ma żadnych przeszkód co do lotu do Chin. Polecisz ty i Ricki. Może dobierzemy trzecią osobę, jeszcze nie wiem.
Pokiwałam głową, a Ricki znalazła się zaraz obok mnie. Nie musiałam jej informować, kto jedzie. Nauczycielka zawołała kolejne osoby do pojedynku.
--- Jak twoja mama?--- spytała Ricki śledząc walkę.
--- Dobrze--- odparłam.
Mama urodziła dwa tygodnie temu zdrowego chłopca. Skrzywdzili go dając mu na imię Blay. Blay Kyle Black. Już wybłagałam dla niego drugie imię jakieś inne. Ma błękitne oczka i czarne loczki i od urodzenia śniadą po tacie skórę.
--- Idziesz dzisiaj do mnie?--- spytałam Ricki, bez skrzywienia gdy dziewczyna została odrzucona przez przeciwniczkę pod moje nogi.
--- Hm, może przyjdę. Ale nie będę mogła długo zostać. Muszę się uczyć.
--- Do czego?
--- Do podstawowych zaklęć ochronnych.
Westchnęłam. Ja to poznałam już w wieku pięciu lat.
--- Zostajesz na noc w domu, czy wracasz do akademika?--- spytała mnie nagle przyjaciółka.
--- Chyba wracam do akademika. A co?
--- Mają zrobić imprezę pod ziemią--- wyjaśniła--- Jakbyś mi pomogła się nauczyć i byśmy tam poszły...
--- Okej--- odparłam ze skinięciem głowy.
---... i, no cóż, nie jest to pewne, ale możliwe, że będzie tam brat Avril i Mii.
Popatrzyłam na nią zaskoczona. Ukryłam swój strach i radość za maską ciekawości.
--- Tak? Do tej pory go nie spotkałam.
Uniosła brwi.
--- Przez dwa miesiące?
Wzruszyłam ramionami.
--- Akademia jest duża. Możliwe, że się jeszcze nie widzieliśmy--- zwłaszcza, jeśli mnie unikał, a byłam tego pewna.
--- No cóż--- podjęła znowu Ricki--- jest możliwe, że w końcu go zobaczysz. Tylko, proszę, nie rzucaj się na niego. I wiem, pomimo tego, co mówią bliźniaczki, że jest przystojny.--- uniosła brwi, gdy z sykiem wciągnęłam powietrze--- Zauważyłaś, prawda? W każdym razie, widziałam jak na ciebie patrzył wtedy...
--- Obraził mnie--- przerwałam jej ostro.
---... i nie zbyt się dziwię, dowiadując się od Ruth, że o ciebie pytał--- dokończyła nie patrząc na mój sprzeciw.
Przez parę chwil nic nie mówiłam. Byłam w szoku. Blake o mnie pytał? On? Na wstępie obrażający mnie chłopak?
--- Pewnie był ciekawy. Nigdy mnie nie widział, chociaż ja i bliźniaczki znamy się od kołyski--- zatuszowałam znów swoje uczucia.
--- Jasne--- mruknęła.
Instruktorka ogłosiła koniec zajęć. Pożegnałam się z Ricki i poszłam na lekcję magii w zakresie medytacji i oczyszczenia ducha. Coś podobnego do nirwany.

Blake

Co ma teraz?--- spytałem jednej z uczennic.
--- Nie rozumiem, co ci po planie zajęć Ashley?--- spytała dziewczyna, zarzucając blond puklami.
Stłumiłem westchnięcie frustracji.
--- Co ma teraz za lekcję, powiesz mi?--- ponowiłem pytanie.
--- Zajęcia z medytacji, poziom zaawansowany.--- odpowiedziała z ociąganiem.
--- Dzięki--- odpowiedziałem.
Nie, żebym się wybierał do Ashley. Przez dwa miesiące trzymałem się na dystans. Zbierałem informacje. Wszystkie lekcje, na które chodziła, były na poziomie zaawansowanym. Było to dziwne, jak dla mnie. Zadawała się z moimi siostrami, chociaż mogła zadawać się z lepszymi, bardziej wykształconymi. Dlaczego akurat bliźniaczki?
No tak, znali się od małego. Przypomniałem sobie słowa Ashley. ,,Sądzę, że gdybyś bywał tu częściej, a nie tylko dwa razy w miesiącu i na święta byśmy zdążyli się poznać już jakieś dwanaście lat temu''. Była z nimi z przyzwyczajenia? Wątpię.
Czternaście lat, a takie wielkie skupienie energii. Wszystkie zajęcia zaawansowane. Dlaczego?
Ruszyłem na zajęcia z samoobrony. Skinąłem głową Landonowi. Odpowiedział mi krótkim spojrzeniem, zanim wrócił do rozmowy z brunetką.
Dziewczyna była ładna i w naszym wieku. Ale nie była to Ashley.
Pokręciłem głową. Nie mogłem jej wyrzucić z głowy, a zamieniłem z nią ledwie parę zdań, w tym kilkukrotnie ja urażając. Co się ze mną dzieje?
--- O co chodzi? Masz minę, jakbyś miał odpowiedzieć na zagadkę wymiaru--- odezwał się Kyle zza moich pleców.
--- Głowię się nad sprawą dziewczyny.
--- Wpadła ci jakaś w oko? Jaka jest?
--- Nie mam pojęcia--- odparłem szczerze.--- Obraziłem ją ledwie otwierając usta. Ale dziwniejsze jest to, że przez te dwa miesiące chodzi za mną chęć wpadnięcia do niej na lekcję, zagarnięcia jej w ramiona i wyniesie jak najdalej, żebyśmy zostali sami.
Kyle zaśmiał się cicho.
--- Brzmi, jak zaborcza chęć osoby, która spotkała swoją partnerkę duszy. Która to w ogóle?
--- Nie wiem, czy z nasz. Ashley...
--- Zwariowałeś na punkcie Ashley?!--- krzyknął.
Cała sala zamarła. Rozejrzałem się. Wszyscy patrzyli na naszą dwójkę.
--- A skąd wiesz, która Ashley?
Popatrzył na mnie, jakbym był idiotą najwyższego stopnia.
--- W tej akademii jest tylko jedna Ashley. I jest córką dyrektora i właściciela akademii!
Patrzyłem się na niego jak sroka w gnat. Ashley córką dyrektora akademii i ja nic o tym nie wiedziałem? Spoglądając po twarzach zebranych widać było, że są zaszokowani moim brakiem wiedzy. O mój Boże, czy ja jedyny jej nie znałem i tak ją potraktowałem? Co ja teraz pocznę?
Otrząsnąłem się. Przybrałem twardy wyraz twarzy.
--- Cóż, nie znałem jej, ale to się zmieni. Jest moją partnerką duszy i wkrótce się o nią upomnę.
--- Będzie dzisiaj na imprezie--- odezwała się jaka dziewczyna. Spojrzałem na brunetkę, która flirtowała z Landonem.--- Ricki kazała wpisać siebie i ją na listę.
Podziękowałem jej skinieniem głowy. Odpowiedziała uśmiechem i zaśmiała się na coś, co szepnął jej do ucha Landon.
Oby nie o mnie, pomyślałem i ruszyłem do sali równo z dzwonkiem.

--- Słyszałem, że nie idzie ci z twoją partnerką--- rzekł w drzwiach mojego pokoju wysoki szatyn obcięty na jeżyka, John.
John byłby moim współlokatorem, gdybym trafił tu wcześniej. Jako czarownicy, czarodzieje i tak dalej normalnie przechodzimy podstawówkę, a gdy nasza moc jest aż nazbyt silna, czyli w wieku czternastu lat, wybieramy akademię, w której chcielibyśmy się uczyć, wysyłamy podanie i uczymy się kolejne sześć lat. Jeśli nas przyjmą, oczywiście.
Pomimo że pan Black, dyrektor akademii jest surowy, rozumie również jak to jest w wieku dojrzewania. Na trzecim roku dostaje się własne pokoje. I chociaż jest skrzydło męskie i żeńskie były dozwolone ,,odwiedziny'', nawet w porach wieczornych. Wystarczyło się wpisać na listę i zatwierdzić znajomość regulaminu odwiedzin pomiędzy skrzydłami. Nie wiem, czy w innych akademiach tak jest. W mojej nie było.
--- Tak, niezbyt, ale to się zmieni--- powiedziałem. Poprawiłem czarną koszulę.
John gwizdnął.
--- No nie mogę, ależ się wystroił! To dla niej, czy postanowiłeś zignorować przeznaczony pociąg i polować dalej? Albo szykujesz się na kosza?
Spiorunowałem go wzrokiem.
--- To dla niej, zwykle zresztą ubieram się podobnie. I w tym wszystkim nie ma możliwości kosza.--- odpowiedziałem--- Jest stworzona dla mnie i ze mną będzie.
Szatyn się zaśmiał.
--- I tak trzymaj--- powiedział z uśmiechem życzącym powodzenia.
--- E, chłopaki, idziemy?--- spytał Kyle wpychając głowę do pokoju.
--- Idziemy--- wypchnąłem ich z pokoju. Sam wyszedłem i zamknąłem drzwi. Odetchnąłem i mentalnie przygotowałem się na nadchodzący wieczór.
--- Akcja Przeprosić Partnerkę czas zacząć--- mruknął Kyle.
--- I rozkochać--- dodałem w porywie.
Spojrzał na mnie sceptycznie.
--- Pierw radzę ci ją przeprosić, a dopiero za jakiś czas podrywać. Słyszałem opowieści Skapiana o tym, jak próbował od razu poderwać swoją partnerkę. Siniak na twarzy dość długo się goił.
--- Racja. Najpierw przeprosić. Dzięki.
I ruszyliśmy przed siebie, do podziemnych sal. Niech Bóg i diabeł mają mnie w opiece, żebym niczego nie pogorszył.

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz