Konfrontacja z Viciousem

66 3 0
                                    

Dni w Hogwarcie mijały Arthemis szybko.

Oprócz kilku scysji z profesor Alexander, kilku upomnień ze strony profesora Forsytha i kilkunastu morderczych planów dotyczących Viciousa, życie w szkole była cudowną odmianą.

Co do Quidditcha, sprawdziły się przypuszczenia Albusa. Pomimo tego, że Lucas co trening musiał stoczyć z Jamesem bój, uparł się by ten był pałkarzem.

Arthemis uważała, że kłócą się bardziej dla zasady niż naprawdę.

Albus osiągnął małe zwycięstwo, gdyż zdołał przekonać Lucasa, że z powodu nauki nie będzie mógł poświęcić czas na treningi więc został tylko rezerwowym pałkarzem.

Ani Arthemis ani Rose nie dały się wciągnąć na miotłę, więc Luke dał im spokój. Jednakże co tydzień w sobotni ranek wraz z Albusem siadały na trybunach by obserwować swoją drużynę. Czasami towarzyszył im Hagrid, a pewnego razu przysiadł się do nich nawet profesor Longobottom.

- Lubię sobie popatrzeć na Quidditcha,- powiedział.- Nigdy nie byłem dobry w lataniu. Nie to, co Harry. Od kiedy tylko dotknął miotły był gwiazdą. Nie dziwię się, że Lily i James tak dobrze grają, w końcu mając takich starych... Ty też powinieneś być w drużynie- rzucił nagle w kierunku Albus, który udał, że uważnie obserwuje zamach Jamesa.

W weekendy Arthemis nie tylko oglądała Quidditcha.

Często wałęsała się po zamku poznając jego tajemnice i historię. Czasami zaglądała do biblioteki, ale na krótko by nie ulec pokusie dotknięcia wszystkich książek za jednym zamachem.

Wielką niespodzianką było dla niej, że jej blokada wytrwała. A co więcej, zdawało jej się, że im dłużej jest narażona na odpieranie dużej ilości emocji tym bardziej bariera w jej umyśle sama się hartuje.

Jednak im więcej dni mijało tym mniej czasu miała Arthemis. Musiała się zmierzyć z największą jak dotąd abstrakcją: zadaniami domowymi.

Eseje, wypracowania, prace badawcze, tabele, wykresy i Bóg jeden wie co jeszcze, spadły na jej głowę.

Rose nie rozumiała jej rozdrażnienia, nawet Albus uważał, że przesadza tak strasznie narzekając. No, ale dla nich te wszystkie prace były utrwalaniem wiedzy, a dla niej niepotrzebną stratą czasu. No, bo przecież znała to na pamięć, gdy tylko dotknęła podręczników i nawet gdyby chciała nie mogła tego zapomnieć.

Dlatego też musiała podwójnie uważać, żeby w swoich wypracowaniach dosłownie i bezwiednie nie cytować książek co nieodmiennie kończyło się bólem głowy.

Pierwszy tydzień października rozpoczął się wybuchem barw. W poniedziałkowy poranek siedzieli przy stole Gryfonów debatując z Maksem Moorem i Stevenem Hamiltonem o zbliżającym się meczu Quidditcha. Obaj chłopcy z klasy Jamesa uważali, że Krukoni nie mają szans by wygrać.

- Nie szafuj zwycięstwem Maks- powiedziała jego siostra bliźniaczka, Justine- wszystko się może zdarzyć. Między Albusa i Arthemis wepchnął się James.

- Co słychać?- rzucił, nakładając sobie górę tostów na talerz.

Justine jak na zawołanie rozświetliła się w uśmiechu i zaczęła debatować nad pewnym zwycięstwem ich drużyny.

Rose nachyliła się do Arthemis i szepnęła jej na ucho:

- To normalne. Wszystkie wariują, gdy się do nich zbliży.

James uśmiechnął się do niej krótko i nachylił do Arthemis.

- Wiesz, że nasz pokoik narcyzów zniknął?- powiedział cicho.

Elita Hogwartu: Następne pokolenie. TOM 1: Lustrzany pokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz