Poranek pierwszego września był mokry, szary i przygnębiający, jakby pogoda chciała odwzorować jej nastrój.
Arthemis zwlokła się z łóżka i stanęła przed lustrem. Spoglądało na nią sto sześćdziesiąt centymetrów chudej zaspanej nastolatki. Jej ciemne włosy barwy gorzkiej czekolady opadały aż do pasa. Spod zmróżonych powiek wyglądały oczy o głębokiej szafirowej barwie.
Spojrzała z niesmakiem na swoją rozwichrzoną czuprynę i chwyciła za szczotkę. Po zaciekłej walce ze złośliwymi lokami udało jej się spiąć je spinką.
Następnie chwyciła różdżkę i już chciała spakować kosmetyki za pomocą czarów, gdy w ostatniej chwili przypomniała sobie, że już jej tego robić nie wolno. Westchnęła i zgarnęła wszystko do kufra.
Wzięła do ręki jedną z fotografii, których było pełno w jej pokoju. Przedstawiała jej matkę, jako siedemnastoletnią czarownicę, idącą za rękę z młodym łobuzem - Tristanem Northem. Postaci machały do niej uśmiechnięte, ale po chwili zajęły się sobą.
Kto by przypuszczał, że wyrośnie z niego taki porządniś, pomyślała Arthemis.
Arthemis ostrożnie włożyła zdjęcie do kufra. Właśnie rozglądała się uważnie, aby się upewnić, że niczego nie zapomniała, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Arthemis jesteś gotowa?
- Chyba tak - odpowiedziała, zamykając kufer. Wiedziała jednak, że tak naprawdę wcale nie czuła się gotowa.
W pośpiechu i milczeniu Arthemis i Tristan zjedli śniadanie, po którym zaczęło się znoszenie kufrów, ostatnie pośpieszne przygotowania, a dla Arthemis także... pożegnania.
Obeszła dokładnie cały dom, poganiana niecierpliwymi spojrzeniami ojca. Z ciężkim sercem zamykała drzwi swojej sypialni, a gdy odwróciła się od nich spostrzegła, że na końcu korytarza z oklapniętymi uszami, siedzi jej pies.
- Och, Archer... - szepnęła przyklękając na jedno kolano i obejmując psa za szyję. - Przecież nie wyjeżdżam na zawsze... - Ale nadal czuła bijące od zwierzaka nieufność i poczucie porzucenia. - Pilnuj taty - nakazała psu surowo,- i zostaw te grządki nagietek w spokoju, choćby nie wiem ile gnomów tam było - poczochrała Archerowi sierść i zmusiła się by wstać.
Ten wyjazd coraz mniej się jej podobał, miała jednak nadzieję, że jest to tylko stan przejściowy.
W salonie dołączyła do ojca. Oboje ubrani byli w mugolskie ubrania, co dla Arthemis było normą, ale pan North widocznie nie był do tego przyzwyczajony.
- Polecimy Siecią Fiuu do Dziurawego Kotła, a stamtąd już prosto na King's Cross - wyjaśnił jej krótko pan North, podając jej puszkę pełną szmaragdowego proszku. Cóż mogła zrobić... po prostu skinęła głową, biorąc szczyptę.
Jej ojciec zaczarował jeszcze jej kufry, które po chwili zniknęły, a ona wkroczyła w szmaragdowozielone płomienie, by po chwili wyjść w zatłoczonym pubie. Za nią pojawił się jej ojciec. Porozmawiał krótko z barmanem i wyszedł na zewnątrz, by w magiczny sposób natychmiast złapać mugolską taksówkę. Arthemis była niemal pewna, że skonfundował kierowcę tak, że ten nawet nie zapytał o ciężki kufer, czy klatkę z prawdziwą, żywą sową.
Cisza w taksówce była niemiłosiernie ciężka, więc pomimo zbliżającego się rozstania, Arthemis odetchnęła z ulgą, gdy w końcu zajechali na dworzec za 15 jedenasta.
Niezauważeni przeszli przez barierkę, by po sekundzie zmaterializował się przed nimi peron numer 9 i ¾, zapełniony już uczniami, rodzicami, zwierzętami i parą, ulatującą z komina lokomotywy.
CZYTASZ
Elita Hogwartu: Następne pokolenie. TOM 1: Lustrzany pokój
FanfictionHarry Potter Funfiction. Na motywach serii książek J.K. Rowling "Harry Potter". Arthemis North przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie w wieku 14 lat. Jest jak każda młoda czarownica... jednak jest również trochę inna. W szkole zaprzy...