Odkryta tajemnica

69 3 0
                                    

Szlaban Arthemis został jednak przesunięty na bliżej nie określony termin, gdyż Hagrid miał pełne ręce roboty przy chorych sowach i kategorycznie odmówił Viciousowi przeprowadzenia jakiegokolwiek szlabanu.

A chorych zwierząt przybywało w przeciwieństwie do pomysłów na temat tego co im dolega.

Dodatkowo dzień przed meczem Quidditcha, w którym mieli zmierzyć się Krukowi z Gryfonami, Arthemis dostała od Hagrida list z wiadomością:

Droga Arthemis!

Nic nie można było zrobić. Staraliśmy się uzdrowić twoją sowę, ale się nie udało. Wszystkie padają jak muchy. Pochowałem ją za moją chatką.

Przykro mi,

Hagrid                                 



Widząc jej przerażony wyraz twarzy, Albus wyjął jej z dłoni kartkę. Szybko przebiegł po niej wzrokiem.

- Och, Arthemis, tak mi przykro...- powiedział współczująco kładąc jej dłoń na ramieniu.

Do Arthemis napłynęła fala jego żalu, ale co dziwne nie odczuła tego jakiś przytłaczająco. Po prostu to uczucie zgrało się z jej własnym. Pomimo tego, że Arthemis nie przepadała za swoją sową było jej przykro z powodu jej śmierci. W końcu było jeszcze dużo przed nimi. Ponadto Aurora była przecież namacalnym dowodem jej łączności z ojcem. Miała wrażenie, że teraz są oddaleni od siebie jeszcze bardziej.

Rose i Albus starali się pocieszyć ją opowiadając o atrakcjach jutrzejszego dnia. A sobota zapowiadała się pełna wydarzeń. O dziesiątej miał się odbyć mecz Quidditcha, a wieczorem czekała ich uczta z okazji Nocy Duchów.

Jednak przypomnienie o meczu tylko jeszcze bardziej przygnębiało Arthemis, bo w końcu nie odkryła kto zostanie zrzucona z miotły, ani kto ma do tego doprowadzić. Dlatego przez całą noc i następny ranek była wyjątkowo spięta i patrzyła podejrzliwie na wszystkich Krukonów. Nie tylko tych z drużyny.

Gdy po śniadaniu ruszyła razem z Rose i Albusem i usiadła najbliżej wyjścia pomimo niezadowolonych min przyjaciół. Jakby nie patrzeć nie były to najlepsze miejsca i dużej ilości akcji zapewne nie będą widzieć dokładnie. Jednak ustąpili widząc, że Arthemis nie ma zamiaru ruszyć z miejsca. Emocje obecne na stadionie były tak silne, że pierwsze dziesięć minut meczu były dla Arthemis zamazaną plamą, gdyż z całych sił walczyła o odzyskanie równowagi.

W końcu udało jej się zminimalizować zasięg odbioru do tego stopnia, że wyczuwała tylko emocje najbliżej siedzących ludzi. Otarła pot z czoła i usłyszała pierwszy komentarz.

-... Clarens zbliża się do pętli Krukonów, po lewej ma Williamsona, pod nią leci Hayer- usłyszała głos komentatora, którym był Puchon, Zachary MacMillan. Potem zobaczyła Jessicę Clarens, która upuściła kafla do znajdującą się pod nią Clare Hayer. Skołowało to Flynna Latimeria i ścigające Gryffindoru zdobyły drugiego gola.

Jednakże w krótkim czasie Krukowi odrobili straty. Melinda Satin prowadziła swoją drużynę do nieuchronnej wygranej.

Arthemis wypatrywała na niebie Lily Potter, co było nie lada wyczynem. Jej Błyskawica śmigała z taką prędkością, że dziewczyna stawała się zaledwie plamką. Ktoś zawsze siedział jej na ogonie... jakby nie chciał, żeby oddaliła się zbyt daleko. Jednakże Lily była dla nich zbyt sprytna. Była niesamowicie zgrana z miotłą.

Rose miała rację, była gwiazdą... Była gwiazdą... była... zapewnieniem wygranej Gryffindoru.

Arthemis sparaliżował strach. Już wiedziała kto ma spaść z miotły.

Elita Hogwartu: Następne pokolenie. TOM 1: Lustrzany pokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz