6. Jesteś dziwny.

373 46 67
                                    

Clay •

Moja ucieczka skończyła się ogromnym niepowodzeniem, ponieważ zadyszany do szpiku kości George znalazł mnie w jednej z kabin zaledwie cztery minuty później.
Usiadł obok, próbując jakimś cudem złapać oddech, i całe szczęście trzymał się na tyle daleko, bym nie musiał odsuwać się w stronę kibla. Chyba załapał już, że nie lubię gdy wyskakuje do mnie z łapami.

Jego twarz w dalszym ciągu zdawała się być jakaś zdezorientowana, i mało tego, z kilometra można było dostrzec też jego rozczarowanie.

– Dlaczego nie chcesz dopuścić do siebie pomocy? – Odetchnął głęboko, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek. – Ja chcę tylko i wyłącznie oswoić cię z obecnością innych ludzi. Naprawdę cieszy cię sytuacja, w której jesteś?

Automatycznie poczułem, jak moje pięści się zaciskają, a puls przyspiesza.

– A czy ty przypadkiem nie proponujesz mi tego tylko i wyłącznie z własnego powodu? – Wbiłem w niego wzrok, na tyle karcący, że nie był w stanie patrzeć się na mnie przez kolejne kilka sekund. Poczułem przez moment też drobne nieporozumienie, oraz coraz większą dezorientacje z jego strony, dlatego kontynuowałem. – Boisz się, że nie będziesz miał z kim gadać, więc bierzesz kogokolwiek, by tylko nie było ci nudno.

Zanim jednak zdążyłem ubrać moje przemyślenia w mniej obciążające słowa, wszystko wypłynęło z moich ust zupełnie tak, jakbym w tym momencie mówił jakiś krótki, oraz nie sprawiający większego problemu wierszyk. Prawda jednak była taka, że obraziłem go w jeden z gorszych sposobów, i teraz patrzył się na mnie tak, jakbym podniósł rękę na szczeniaka.

– Nawet nie dopuszczasz do siebie myśli, że ktoś chciałby ci pomóc. Nikt nigdy wcześniej nie zaproponował ci czegoś takiego? – Uniósł brew, zapewnie odrzucając od siebie te pogardy, które przed sekundą na niego zrzuciłem. – Przykro mi z tego powodu. Musisz uwierzyć w moją chęć pomocy, rozumiesz? Po prostu mnie do siebie dopuść. – Powiedział, zupełnie tak, jakby całe te dopuszczenie go do mnie było najprostszą rzeczą na całym świecie.

Wszystkie te obelgi zawarte w jednym zdaniu, były jak ciężarki, które George bez problemu uniósł, mimo braku wyrobionych mięśni. Jego twarz złagodniała, a ja zacząłem zastanawiać się, skąd wziął tak znormalizowaną, oraz pozbawioną wszelkich niedoskonałości psychikę.
Na jego miejscu już dawno zacząłbym się kłócić.
Jednak on wydawał się być jak najbardziej wyluzowany, i muszę przyznać, że zacząłem mu tego zazdrościć.

– George, nie pójdę na tą imprezę, i musisz się z tym pogodzić. – Wziąłem głęboki, niespokojny wdech. – Jeżeli chcesz mi pomóc, oraz zmarnować czas, to proszę bardzo. Jednak nie w tak powalony sposób.

Zacisnąłem nadgarstki na własnych kolanach, a skóra pod moimi obgryzionymi paznokciami zrobiła się biała jak ściana.
W tym momencie byłem okropnie spięty, a uczucie jego obecności tuż obok w ogóle nie pomagało.
Nie podobało mi się to, że jeszcze go stąd nie wyrzuciłem. Z każdą kolejną sekundą czułem zbliżające się wielkimi krokami niebezpieczeństwo, i byłem na tyle odklejony, że nie zareagowałem.

– Dlaczego akurat miałbym zmarnować czas? – Prychnął lekceważąco, co zabrzmiało tak, jakby był przekonany, że zna mnie bardziej niż ja sam. Jakby w ogóle mnie znał. – Być może uda mi się tobie pomóc? Nie bądź aż tak źle nastawiony, skoro okoliczności pozwalają nam na nawrócenie cię na dobrą drogę, tą pozbawioną lęków. Jesteś dziwny.

Przekręciłem krótko oczami, gdy zobaczyłem, jak powtarza mój ruch.
Oboje wstaliśmy, więc teraz byliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie, i dosłownie czułem, jak nasze klatki piersiowe się o siebie ocierają.

I znów podobało mi się to bardziej niż powinno. Tak samo było ze snem.

– Gówno wiesz. – Przesunąłem palcami po jego wystających obojczykach. – Gówno wiesz, i lepiej będzie, jak tak zostanie. Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy.

Ze względu na to, że jego ciało pod moimi dłońmi wydawało się zdecydowanie zbyt do nich dopasowane, oraz hipnotyzująco blade, chwilę zajęło mi zebranie się w sobie, i odepchnięcie go na ścianę pokrytą kafelkami.

Gdy jednak w końcu do tego doszło, a ja poczułem, jak nerwy zaczynają przejmować sterowanie nad moim ciałem, i ciepło jego skóry odchodzi, usłyszałem jak urywa mu się oddech, a później bolesne syknięcie.

I mimo, że bardzo chciałbym by było inaczej, to mimowolnie obróciłem się do niego plecami, i zostawiłem samego. Nie chciało mi się już nawet oglądać za siebie.
Po prostu wróciłem do sali, tracąc nadzieję na to, że jeszcze kiedyś ktoś usiądzie ze mną w ławce.

Make you feel alright. - DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz