15. Mam co do ciebie plany.

273 33 85
                                    

Clay

Zaczynało robić się ciemno, kiedy George zadecydował, że jest gotowy zejść na dół.
Z tego co zdążyłem wyłapać, wszyscy właśnie zasiadali do stołu, więc pora była jak najbardziej nie na miejscu.

Przed zejściem ze schodów, kazałem mu się odrobinę ogarnąć w pobliskiej łazience, aby nie zdradzał aż tak bardzo swojego słabego stanu. George dalej lekko się kołysał, gdy tylko zawieszał wzrok na czymś dłużej, niż kilka sekund, a palce u jego rąk drżały jak galaretka. Kazałem mu opłukać dokładnie opuchniętą od płaczu twarz, i przed wyjściem dokładnie sprawdziłem, czy wygląda choć odrobinę lepiej.

Mieliśmy okropnie duże szczęście, ponieważ George momentami potrafił grać naprawdę dobrze. To właśnie z tego powodu jeszcze niedawno zazdrościłem mu niewiarygodnego opanowania, po incydencie w szkole. Zasłaniał mi oczy klapkami, pod którymi widziałem tylko jego znudzoną, lub delikatnie uśmiechniętą twarz.

– Jest spoko. – Zaczesałem jego roztargane włosy, i pocałowałem w policzek. Mimo wszystko wątpie, że cokolwiek poczuł. Stał jak zahipnotyzowany. – Jeżeli chcesz pogadać o tej sytuacji z mamą, to zrób to. Nic złego się nie stanie. Ale jeśli nie chcesz, by cokolwiek wyłapali, to nie daj po sobie niczego poznać. Pamiętaj, że cię wspieram.

George uniósł delikatnie brodę, po czym na moich oczach wrócił do osoby, którą widywałem na codzień w szkole.
Złapał mnie palcami za tył głowy, przyciągając blisko siebie, i gdy tylko wymieniliśmy pomiędzy sobą serię drobnych pocałunków, w końcu wstawiliśmy się w lekko zatłoczonej kuchni.

Widząc wszystkie te dzieci, oraz trójkę rozmawiających ze sobą dorosłych, zacząłem powoli bujać w obłokach, i zastanawiać się, czy ktokolwiek tutaj zdaje sobie sprawę z orientacji Georga.
Na pierwszym miejscu obstawiałbym jego mamę, ale raczej nie patrzyła na nas tak, jakby łączyło nas coś więcej niż jedna ławka w szkole. Na drugi ogień niestety nikogo z pozostałych nie stawiam, z raczej wiadomego powodu. George nie rozmawiał z tatą, a cała ta ciotka, której imienia jeszcze nie poznałem, zapewne przyjeżdżała tu raz na ruski rok.

Dzieci, które zdążyły zjeść już przygotowane przez jego mamę jedzenie, zabawiały się w najlepsze w salonie. Była ich czwórka, i i żadne nie przekraczało szóstego roku życia.
Największa atrakcja tego wieczoru, która zadziałała mi na nerwy automatycznie po przekroczeniu progu domu, siedziała cicho pomiędzy swoją mamą, a tatą mojego nieoficjalnego jeszcze chłopaka.
W całym domu było dosyć hucznie, w większości ze względu na rozpierane energią dzieci.

Ignorując dorosłych, skierowaliśmy się do blatu z jedzeniem, na którym ustawione zostało świeże pieczywo, oraz produkty nadające się na zrobienie dobrej kanapki.

– Odechciało mi się. – Mruknął pod nosem, nie obdarzając mnie spojrzeniem. Lustrował jedynie stół, i zapewne podsłuchiwał zawziętą rozmowę. – Ale zrobię tobie, dobra? Usiądź gdzieś tam, zajmij mi miejsce. – Wskazał na krzesła, a mnie przeszyła gęsia skórka.

Aby jednak nie pokazać swojej słabości, ani drobnego przerażenia, zająłem krzesło po drugiej stronie niezbyt dużego stołu.
Obejrzałem z namysłem twarze każdej znajdującej się tutaj osoby, łącznie z cichutkim jak myszka Henrym, i wziąłem się w garść, pewnie wystawiając rękę do cioci Georga.

Z jego rodzicami przywitałem się już wcześniej, więc nie mogłem teraz zignorować gości, wychodząc na rozpuszczonego bachora.

Make you feel alright. - DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz