I V Y
Odkąd William pokazał swoje prawdziwe obliczę minęły dwa tygodnie. Leżę na wygodnym łóżku i czuję, jak język Alana zatacza koła wokół mojej cipki. Staram się skupić na przyjemności, którą daje mi mężczyzna, ale myślami wracam do twarzy nieznajomego, do tego, że zginął przeze mnie.
Podnoszę delikatnie głowę i wgapiam się w Alana, który tkwi między moimi udami. Mimo, że ciało domaga się pieszczot, coś skutecznie blokuje mój mózg i nie mogę oczyścić umysłu, tym czymś są słowa Williama. „Wyraźnie zaznaczyłem, że należysz do mnie. Bardzo nie lubię się dzielić Ivy. Och i to naprawdę tego nienawidzę. Jesteś w końcu moja. Teraz to pojmujesz?". Przyglądam się mężczyźnie, który wdziera się mokrym językiem w moja rozgrzaną cipkę. A co jeśli i jemu coś zrobi?
Wiercę się, bo nagle czuję się cholernie niezręcznie. Przyglądam się drzwiom wejściowym, a wyobraźnia podsyła mi niezbyt ciekawe obrazy. Wyobrażam sobie, jak William kopniakiem wyważa drzwi, wchodzi do salonu i strzela w głowę Alanowi. To wystarczy. Odpycham od siebie zdezorientowanego mężczyznę.
— Co się dzieje, Ivy? – Pyta zszokowany, a ja pospiesznie zakładam na siebie czarne majtki i niebieskie dżinsy. — Jesteś dzisiaj cholernie dziwna. – Marszczy brwi. — To przez dzisiejsze próby tańca z tym chujem? – Parska pod nosem, a ja spinam się gwałtownie. Cholera, zapomniałam.
— Ja pierdolę. – Zerkam na telefon. Do spotkania z Williamem są jeszcze dwie godziny. — Zapomniałam. – Chowam komórkę do kopertówki, którą wzięłam ze sobą. Wstaję z kanapy i zarzucam czarne obcasy na stopy. Muszę się spieszyć. Muszę dotrzeć do domu, zmyć z siebie zapach Alana i przygotować się do spotkania z Collinsem.
— Czyli nie to cię dręczy. – Alan stwierdza pewnie. Nie powiedziałam mu o tym, że William dwa tygodnie temu zabił niewinnego mężczyznę pod klubem, bo ten ze mną tańczył. A może powinnam powiedzieć? Wiem, że już dłużej nie mogę ciągnąc relacji z Alanem. Nie przez to, że mój ślub zbliża się wielkimi krokami, ale dlatego, żeby mężczyzna żył. — Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko, Ivy? – Mężczyzna wstaje z kanapy, podchodzi do mnie i chwyta mnie za ramiona. Teraz, albo nigdy.
— Nie możemy dłużej się widywać, Alan. – Szeptam, a na twarzy mężczyzny widnieje szok. Staram się uśmiechnąć delikatnie, ale nagle doskwiera mi cholerny smutek. Szok na twarzy Alana zmienia się w zmieszanie, a zaraz potem w czysty ból i zawód. Kurwa. – Przepraszam. William ma mnie na muszce, nie chcę ryzykować. – Dodaję i staram się uwolnić z chwytu mężczyzny.
— Przecież do ślubu zostało jeszcze dużo czasu. – Szepta, zaciskając szczękę. — Nie możesz mnie zostawić. Musimy się sobą nacieszyć Ivy... Wiem, że po twoim ślubie nic między nami już nie będzie. Czuję to. – Wyznaje smutno, a w jego oczach pojawią się łzy, przez co w moich również.
— Przykro mi. – Mówię, coraz bardziej drżącym głosem. — Nie mogę ryzykować. Za bardzo mi na tobie zależy, a Collins jest zdolny do wszystkiego... – Dotykam policzków Alana. Tak bardzo nie chcę się z nim żegnać, ale wiem, że muszę. Tak będzie lepiej. Dla niego. — Przepraszam...
— Zabiję go, jeśli będzie trzeba. – Mówi śmiertelnie poważnie, a na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. — Zabiję go, a ty zostaniesz już ze mną na zawsze... – Czuję, jak moje serce pęka na kilkanaście kawałków. Pożegnania są takie do dupy... Uświadamiam sobie, że być może czuję coś więcej względem mężczyzny, który stoi przede mną. I to motywuje mnie jeszcze bardziej do zerwania z nim naszej niecodziennej relacji.
— Nie możesz Alan. To nie takie proste. – Po policzkach spływają mi pierwsze łzy. — On jest zdolny do wielu popieprzonych rzeczy. A ja nie chcę znaleźć twoich zwłok. – Odzywam się śmiertelnie poważnie, patrząc prosto w jego oczy. Alan jest zdeterminowany i w ogóle nie chce odpuścić. Widzę to w jego spojrzeniu.
CZYTASZ
WILLIAM ✅
Romance!+18! „Wiem jedno. Pragnę jej, jak ludzie pragną wody na pustyni. Pragnę jej, jak nocne niebo pragnie gwiazd. Pragnę jej, jak lato pragnie słońca. Pragnę jej, jak łąka pragnie kwiatów. Mimo, że jesteśmy tak różni, jak słońce i księżyc. Jak dobro i z...