W I L L I A M
– Handel dziećmi na moim terenie?! – Wrzeszczę, ciągnąc mężczyznę za włosy. Facet szarpie się na krześle, ale przywiązany nadgarstkami i kostkami do niego nie może nic zbytnio zrobić. – Zapytam jeszcze raz. Od kogo jesteś?
– Nic ci nie powiem Collins. – Pluje krwią na podłogę. Rozglądam się po opuszczonej fabrycę, modląc się o więcej cierpliwości. Podchodzę do mężczyzny i ponownie walę go pięścią prosto w twarz. Krew ciurkiem leci z jego nosa i rozciętego łuku brwiowego.
– Naprawdę kończy mi się cierpliwość Josh. – Mówię, trzymając dowód faceta przywiązanego do krzesła. – Nie lubię, gdy coś wymyka się spod kontroli. Szczególnie na moim terenie.
– Wal się. – Ponownie pluje krwią na podłogę. Nie wytrzymuję i kolejnym ciosem trafiam w szczękę mężczyzny. – Tylko na tyle cię stać? – Śmieje się histerycznie, co tylko mnie napędza. Wyjmuję nóż z kieszeni. Ostrze błyszczy za sprawą księżyca wpadającego przez stare okna do środka.
– Stać mnie na więcej. – Szepczę, chwytając za prawą dłoń mężczyzny. Przypominam sobie mój poranek, gdy tylko Ivy obudziła się w moich ramionach. Czuję narastający gniew i bez większych przeszkód przebijam ostrzem kość jednego z palców.
– Kurwa! – Wrzeszczy, szarpiąc się jeszcze mocniej na krześle. – Pierdol się! – Zerka wyzywająco w moją stronę. Śmieję się pod nosem widząc jego cierpienie. W ten sposób udaje mi się zapomnieć o problemach związanych z Ivy.
– Teraz zaczniesz gadać? – Szarpię za jego włosy. Mężczyzna kiwa przecząco głową za co znowu dostaje w pysk. – Zatem powolnie będziesz się wykrwawiać. – Prycham pod nosem, wyciągając z tylnej kieszeni wibrujący telefon. Uśmiecham się.
Zapada cisza, gdy czytam wiadomość od Logana. Uśmiecham się szerzej, patrząc na skatowanego mężczyznę przede mną, który przygląda mi się z nadzieją w oczach. Śmieję się pod nosem, nachylając się ku mężczyźnie.
– Myślę, że twój palec będzie dobrą pamiątką dla El. – Wzdycham. Mogłem już szybciej domyśleć się, że za tym wszystkim stoją ludzie z Miami. Mamy z nimi coraz więcej problemów i wiem, że będzie trzeba to rozwiązać.
– Jak zawsze w wielkim stylu! – Słyszę kobiecy głos i momentalnie się prostuję. Odwracam się powoli i moją oczom ukazuje się wysoka, szczupła rudowłosa dziewczyna. Zaciskam zęby, czując jak złość zaczyna coraz szybciej pompować w moich żyłach. – Widzę, że nic się nie zmienia. – Cmoka pod nosem, zbliżając się do mnie powoli. – William jak zawsze sam. Poważnie? Ktoś z taką pozycją, jak twoja, porusza się bez ochroniarzy? – Prycha.
– Darcy. – Mówię, czując jak jej imię wypala mi gardło. – Czego chcesz? – Warczę w jej stronę, gdy ta nagle wyjmuje broń, którą kieruje w moją stronę. Chcę jak najszybciej złapać za spluwę, ale wtedy pada pierwszy wystrzał. Stoję zatem bez ruchu.
– Nie radzę. – Wypala. – Mówiłam, że w końcu wyrównamy rachunki.
– Mogłem strzelić do ciebie na tym pieprzonym weselu.
– Mogłeś. – Przyznaje mi rację. – Ale nie strzeliłeś. I to był twój duży, duży błąd Collins. – Uśmiecha się do mnie delikatnie, a ja unoszę prawą brew ku górze. – Teraz ja rozdaję karty. Mając twoją żonę, mogę zdziałać wiele. Ale przede wszystkim, mogę w końcu zadać ci ból.
Serce zatrzymuje się w ciągu sekundy. Wystarczy, że wspomniała o Ivy. O mojej Ivy. Krew szumi mi w uszach, gdy dochodzi do mnie, co właściwie powiedziała. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał wyrównać rachunku z Darcy. Nie sądziłem jednak, że ona znajdzie mnie szybciej. A co najważniejsze, że znajdzie moją żonę.
CZYTASZ
WILLIAM ✅
Romance!+18! „Wiem jedno. Pragnę jej, jak ludzie pragną wody na pustyni. Pragnę jej, jak nocne niebo pragnie gwiazd. Pragnę jej, jak lato pragnie słońca. Pragnę jej, jak łąka pragnie kwiatów. Mimo, że jesteśmy tak różni, jak słońce i księżyc. Jak dobro i z...