W I L L I A M
Udało się. Myślę, że małżeństwo z Ivy Scott, a już raczej Ivy Collins będzie dość ciekawe. Zerkam kątem oka na moją pannę młodą i skupiam się na tym, jaka jest seksowna. Naprawdę. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek na mojej drodze stanęła równie dobrze wyglądająca kobieta. Ivy przewyższa nawet Darcy. Wzdrygam się, gdy oczami wyobraźni widzę rudą czuprynę, zielone, kocie oczy i cholernie bladą cerę.
Ogarniam się w myślach i wracam do teraźniejszości. Nie zamierzam tracić czasu na wspominki o Darcy. Znowu przyglądam się Ivy, która z zaciekawieniem wgapia się w szybę. Chcę wiedzieć, o czym teraz myśli. Na pierwszy rzut oka widać, że faktycznie nie pała do mnie ogromną sympatią, ale ciekawi mnie, co dzieje się w jej ślicznej główce. Czy aby na pewno nigdy mi się nie odda?
Kontempluję nad jej słowami, nad tym, jak powiedziała, że ślubowałem jej miłość, gdy oburzyła się, jak przypomniałem jej, że ślubowała mi wierność. Sam nie wiem, czemu czułem narastający gniew, gdy tylko myślałem o tym, że Ivy mogłaby być w innych, męskich ramionach, gdzie sam dobrze wiem, że raczej nie będę jej wierny. Cóż. Po tym, jak obwieściła, że nie zamierza iść ze mną do łóżka, jestem tego pewien jeszcze bardziej.
Na ślubnym kobiercu obiecałem jej miłość, której nie jestem w stanie jej zapewnić. Nawet, gdybym chciał otworzyć się na nową kobietę, po prostu nie potrafię. Nie po tym, przez co przeszedłem w liceum, więc miłość odpada na pewno. Obiecałem także wierność, ale cóż, jestem jedynie mężczyzną, który ma w sobie za dużo testosteronu, a ręczne zabawy nie są tak ekscytujące, jak dobry, ostry seks. Obiecałem również, że będę ją chronić, i to jest chyba jedyna obietnica, którą w pełni wykonam.
— Niedługo będziemy na miejscu, pani Collins. – Odzywam się w końcu, aby zabić ciszę, jaka między nami zawisła. Ivy dalej wgapia się za szybę, a ja wciąż zastanawiam się o czym tak szczerze myśli. Podejrzewam, że jest zła o mój przytyk, względem tego, że mam ochotę iść z nią do łóżka. Ale taka jest prawda. Jest cholernie seksowna. — Zamierzasz się do mnie nie odzywać przez całe wesele? – Marszczę lekko brwi, bo jej zachowanie powoli zaczyna działać mi na nerwy. Ivy wzdycha pod nosem, patrzy na mnie kątem oka i wykręca oczyma. Cholera.
— Po pierwsze, nie nazywaj mnie panią Collins, bo idiotycznie do brzmi. – Mówi szczerze, a kąciki moich ust niezauważalnie idą ku górze. Podoba mi się, kiedy wali prosto z mostu. — Po drugie, oczekujesz, że wysiedzę z tobą przy jednym stole po tym, jak jawnie powiedziałeś, że nie decyduję o swoim ciele? – Unosi jedną brew ku górze. Kurde. Faktycznie słabo to zabrzmiało, ale mimo lekkich „wyrzutów sumienia" nie pokazuję, że mnie to rusza. Zresztą, dobrze wie, jakie miejsce kobiety zajmują w naszym świecie, więc dlaczego nie potrafię odebrać jej tego siłą?
— Po pierwsze, pani Collins, uwielbiam tak do ciebie mówić, bo wtedy zajebiście się złościsz, a mnie poprawia to humor. Po drugie dobrze wiesz, kim są kobiety w naszym świecie. – Wzruszam obojętnie ramionami, nie pokazując, że zamierzam zastanowić się później nad jej słowami.
— Wybacz, że nie potrafię udawać miłości. – I teraz dopiero dostrzegam jej zmęczenie. Jest przytłoczona całą tą sytuacją, tym ślubem i mną. Stresuje się, a może nawet już wygasła i jest całkowicie zobojętniała. Czuję, jak dziwne ciepło rozlewa się po moim brzuchu i za nic, nie jestem w stanie stwierdzić, co to cholera jest.
— Mówiłem, że masz tego nie utrudniać, a naprawdę wszystko może być łatwiejsze.
— Jasne. – Szepcze pod nosem, a ja poddaję się gonitwie myśli, która wita w mojej głowie.
CZYTASZ
WILLIAM ✅
Romance!+18! „Wiem jedno. Pragnę jej, jak ludzie pragną wody na pustyni. Pragnę jej, jak nocne niebo pragnie gwiazd. Pragnę jej, jak lato pragnie słońca. Pragnę jej, jak łąka pragnie kwiatów. Mimo, że jesteśmy tak różni, jak słońce i księżyc. Jak dobro i z...