Pół roku później, Barbados.
– No, jaki mężulek się z ciebie zrobił! – Krzyczy Parker do Williama, który właśnie stoi przy grillu ubrany w czerwony fartuch. Wszyscy wybuchamy śmiechem, gdy Collins wystawia w naszym kierunku środkowy palec.
– Wal się Parker, zaraz nic nie będziesz jadł! – Grozi mu przez co znowu wybuchamy śmiechem. Zerkam na wszystkich, którzy zebrali się przy stole. Tuż obok mnie siedzi Maddie w towarzystwie ciemnoskórego mężczyzny, którego wyrwała pamiętnej nocy w klubie.
Obok Ethana (tak ma na imię ten mężczyzna) siedzi Logan w towarzystwie Parkera. Uśmiecham się pod nosem, gdy mój mąż ściąga ostatnie kiełbaski z grilla i zajmuje miejsce obok mnie. Jego miękkie usta zostawiają ślad na moim policzku.
– Na Barbadosie mają sporo dobrych restauracji. – Wtóruje mu Parker. Mimo to każdy sięga po kiełbaskę dokładając na talerz sałatkę. Promienie słońca prażą nasze skóry. Każdy jest w wyśmienitym nastroju, mimo że droga na Barbados zajęła im sporo czasu.
Siedzimy całą rodziną i nikogo nie brakuje przy naszym stole. Podziwiam spokojne fale oceanu, a następnie przyglądam się domkowi na plaży, który należy w pełni do mnie i Williama. Jest idealny. Posiada dwa piętra i przepiękny balkon, z którego mam widok na horyzont. W powietrzu unosi się zapach piasku, oceanu i grillowanych kiełbasek.
To właśnie tutaj odnaleźliśmy nasze miejsce na Ziemi. Chociaż od naszej prawdziwej rodziny dzielą nas ponad cztery tysiące kilometrów, to co nas łączyło jest takie same, jak poprzednio. Czasem z mężem wpadamy do Chicago mimo iż nienawidzę tam wracać.
Wydarzenia podczas moich ostatni dni w Chicago spadły na mnie, jak grom z jasnego nieba. Nie byłam przygotowana na to, jak wyniszczające będą dla mnie kolejne miesiące, gdy dochodziłam do siebie po sytuacji w fabryce i po zdradzie matki.
W końcu jednak odnalazłam spokój. Mam teraz prawdziwą rodzinę siedzącą przy jednym stolę i jestem pewna, że każdy za każdego wskoczy w ogień. Ethana również traktuję jak jednego z nas, bo uszczęśliwia Mad, jak nikt.
Zerkam na srebrny, delikatny pierścionek, który William nałożył na mój palec trzy miesiące temu, gdy pobieraliśmy się przy zachodzie słońca na plaży. Miałam na sobie piękną, aczkolwiek skromną i luźną suknie. Mój mężczyzna ubrany był w biały garnitur, co poskutkowało ucieknięciem wspólnie do toalety gdy nasi gości się bawili.
– Polej tego szampana, stary! – Mówi Parker, gdy William bawi się korkiem. Po chwili rozlewa alkohol do czterech lampek, wręczając alkohol naszym gościom. Gdy z powrotem siada, każdy z gości przygląda nam się pytająco.
– Czy Barbados uwięził twoją imprezową naturę Ivy? – Pyta Maddie, gdy zauważa, że mam przed sobą szklankę wody. I już wtedy na mojej buzi pojawia się prawdziwy banan. William również nie może powstrzymać się od uśmiechu. – Nie! Nie pierdol! – Maddie wstaje na równe nogi, a reszta gości patrzy na nią, jak na kretynkę. Kiwam twierdząco głową.
– O co chodzi? – Pyta Parker, mający wypite już większą część szampana.
– Poważnie? – Pyta zebranych mężczyzn, którzy wciąż patrzą na nią, jak na kretynkę. – Jest w ciąży barany! – Krzyczy, a szczęki opadają każdemu w tym samym czasie. Zerkam na Williama, a duma jaką widzę na jego twarzy sprawia, że robi mi się cieplej na sercu.
– Co? – Odzywa się Parker, a ja z Williamem kręcimy twierdząco głowami, nie mogąc przestać się uśmiechać. – Ja pierdolę. – Łapię się za głowę, a następnie kończy szampana jednym haustem. Śmiejemy się widząc jego reakcję.
– Trzeci miesiąc. – Mówię, a następnie każdy się na nas rzuca, składając gratulacje.
– Będę pieprzonym wujkiem! – Krzyczy entuzjastycznie Parker.
– Ja pierdolę! Będę ciotką! – Maddie piszczy i znowu zarzuca mi się na szyje. Ściska mnie tak mocno, jak nigdy wcześniej. Potem dzieje się coś, co jeszcze mocniej rozczula moje serce. Wszyscy, całą grupą stajemy do jednego wielkiego uścisku. Rodzina.
– Kocham cię. – Szepczę William do ucha, podczas gdy wszyscy inni cieszą się na wieść o dziecku. Przytulam się mocniej do ramienia mojego męża, z którym jestem naprawdę szczęśliwa. Dał mi życie, o którym zawsze marzyłam. A teraz jeszcze dał mi potomstwo.
– Kocham cię. – Odpowiadam. Następnie wszyscy siadamy do stołu. Wpatruję się w spokojnie szumiące fale i porównuję je do tego, jak aktualnie wygląda moje życie. W końcu zagościł w nim spokój. Coś, o co walczyłam przez ostatnie prawie dwa lata.
Ostatni raz przyglądam się wszystkim zebranym. Zasypują nas milionem pytań, ale jestem tak szczęśliwa, że nawet tego nie rejestruję. Otrząsnęłam się po wydarzeniach, które miały miejsce w Chicago. Odcięłam przeszłość, tak samo, jak William. Koszmary już go nie dręczą, więc wiem, że obydwoje w końcu odnaleźliśmy spokój. I wiem jedno. Będzie tylko lepiej.
Pamiętajcie, zawsze podążajcie za swoimi marzeniami. Nie czekajcie, aż same się spełnią. Dajcie coś od siebie, a kolejny poranek może być dla was lepszy. Przytulam się do ramienia męża, wdychając jego znajomy, kojący zapach. Zapach, który jest moim domem.
KONIEC.
po prostu d z i ę k u j ę.
CZYTASZ
WILLIAM ✅
Romance!+18! „Wiem jedno. Pragnę jej, jak ludzie pragną wody na pustyni. Pragnę jej, jak nocne niebo pragnie gwiazd. Pragnę jej, jak lato pragnie słońca. Pragnę jej, jak łąka pragnie kwiatów. Mimo, że jesteśmy tak różni, jak słońce i księżyc. Jak dobro i z...