Marlena
Do salonu wracam z testem w zaciśniętej dłoni. Ze strachem siadam obok Piotra i podaje mu płytkę.
–I co? – pyta zdenerwowany.
–Sprawdź, bo ja się boję.
Bez zastanowienia odwraca test i długo się w niego wpatruje.
–A co powinno się pokazać? Bo ja nie w temacie.
–Kreski.
–Jakie?
–Różowe.
–A ile?
–A ile jest? – prawie krzyczę.
–Jedna.
–Co? – Wyrywam mu płytkę z ręki i sama zaczynam się jej przyglądać. Faktycznie jest jedna, a drugiej nie ma nawet cienia. Czyli to jednak stres. Rzucam się bezsilnie na oparcie kanapy i staram się uspokoić kołatające serce.
–To dobrze czy źle?
Wybucham śmiechem na to pytanie i zasłaniam twarz dłońmi.
–Dobrze, to jest bardzo dobrze.
–Będzie mały Karski? – woła zadowolony i po przyciągnięciu mnie do siebie całuje w policzek.
–No właśnie nie będzie. –Głęboko oddycham. – Nie będzie żadnego Karskiego w moim życiu.
–To się zobaczy. – Zabiera mi z ręki test i rzuca go na stolik. – Dobra, teraz zmiana planów, bośmy się za bardzo rozmarzyli. Nie mamy już tej sprawy. Główna przejęła wszystko, my możemy uczestniczyć w akcji, ale jako obserwatorzy, bez ingerencji.
–Co z Karską?
–Nic. Nie ma jak na razie żadnych dowodów na to, że współpracowała z kimkolwiek.
Nie odzywam się, gdzieś w środku cieszę się, że sprawy tak się ułożyły. Dusza mnie boli, ale to z czasem minie. Piotr ciągle mi tłumaczy, że jeszcze jest czas, że damy radę, ale czy tak będzie, tego nie wiem, i czy Daniel po tym wypadku będzie mnie nadal chciał, tego też nie wiem.
Budzi mnie zapach kawy i kręcę głową sama do siebie. Czy ten facet nie ma własnego domu do cholery?
–Piotr, wróciłeś czy jeszcze nie wyszedłeś? – wołam z sypialni.
–Wyszedłem po bułki. Masz niewygodną kanapę, wiesz?!
–Specjalnie, żeby nikt nie chciał u mnie nocować.
–Patrz, a Karskiemu nie przeszkadzało, ma chłop samozaparcie.
–On nigdy u mnie nie nocował – burczę bardziej do siebie niż do niego.
–Sorry, ja nie w tym sensie. – Piotr staje w progu sypialni. – Chodź coś zjeść, bo za godzinę jedziemy na ostatnia akcję.
–Twoja chyba nie ostatnia.
–A twoja?
Wzruszam ramionami, a kiedy Piotr zostawia mnie samą, owijam się szlafrokiem i idę na śniadanie.
Drugą godzinę siedzimy w samochodzie i czekamy, aż ktoś pojawi się na horyzoncie. Mam wrażenie, że jaja sobie z nas robią i że to oni nas wystawili, a nie my ich. W końcu słyszymy trzask w głośniku i oboje z Piotrem wytężamy wzrok. Żałuję, że nie możemy uczestniczyć w akcji. Bezwiednie mrużę oczy i czekam. Nagle znikąd wypada grupa chyba dwudziestu ludzi i z bronią wycelowaną w jeden z zaparkowanych samochodów wywlekają na chodnik dwóch ludzi. Z daleka poznaję komendanta i Sosnowskiego.
–Mamy cię – szepcze Piotr. – Musieli ich podsłuchiwać, dlatego tak długo czekali, dopiero kiedy mieli pewność, to mogli wkroczyć. – Tłumaczy mi, jakbym tego nie wiedziała.
–Dzięki Piotrek. Nie dałabym sama rady. – Szturcham go pięścią w bark.
–Dałabyś.
–Nikt by mnie nie posłuchał.
–Ku chwale ojczyzny, sierżancie. – Uśmiecha się tak szeroko, że pokazuje cały zestaw uzębienia.
Nie potrafię wydusić z siebie jednego słowa, a moje serce przyspiesza bieg do tego stopnia, że czuję jak krew w żyłach mi pulsuje.
–Co ty mówisz?
–To nieoficjalne, ale pewne. Gratuluję, zasłużyłaś.
Zaczynam płakać i ocieram rękawem łzy z policzków. W życiu bym się nie spodziewała awansu w tak krótkim czasie, i to od razu do sierżanta.
–To co, jedziemy z nowiną do Karskiego?
–Dziś spotyka się z dziećmi, nie chcę mu tego spotkania popsuć.
–Ten to ma szczęście, dwie laski na niego lecą, a mnie nie chce żadna. – Z udawaną złością kręci głową i przekręca kluczyk w stacyjce. – Zapraszam na uroczysty obiad. Należy nam się.
Wcale nie mam ochoty na takie wyjścia, ale to lepsze, niż patrzenie w ścianę i rozpamiętywanie przeszłości.
Po zakończeniu sprawy wszyscy odzyskują humor. Brak komendanta też jakoś nikomu nie przeszkadza, a zastępca świetnie sobie radzi z ogarnianiem aktualnych spraw. Ja wciąż waham się ze złożeniem wypowiedzenia i czekam na objawienie, a raczej na powrót Daniela.
Podnoszę głowę, kiedy do mojego biurka podchodzi Piotr. Krzywo na mnie patrzy i już wiem, że zaraz mi się oberwie.
–Nie byłaś u niego.
–No nie miałam kiedy.
–Minęły dwa tygodnie, jak długo chcesz to odwlekać?
–Piotrek, co mam zrobić? On mnie już nie potrzebuje. Powinien mieć spokój i warunki do tego, żeby poukładać sobie wszystko na nowo.
Facet siada naprzeciwko mnie i opierając łokcie o biurko, pochyla się w moją stronę. Spodziewałam się wykładu, ale on sam chyba nie wie, co w tej sytuacji jest lepsze.
–Jest coś nowego w śledztwie? – pytam, przerywając ciszę.
–Tak jak podejrzewaliśmy. Komendant brał kasę za dostarczanie informacji gdzie szukacie i do kogo macie dostęp, dlatego tak wszystko się sypało. Matce Latosza nawciskał kitów, że jej podłożenie się pomoże w ujęciu zabójcy jej syna, przy okazji zwalił na nią podejrzenia o śmierć Falickiej.
–Serce matki – wzdycham, zastanawiając się, czy dla swoich dzieci też gotowa bym była do takich poświęceń.
CZYTASZ
Przerwa na kawę [Zakończona]
RomanceDwójka policjantów spotyka się podczas przerwy w pracy przy ekspresie do kawy. Później okazuje się, że mają ze sobą współpracować. Czy to na pewno dobry pomysł?