Daniel
Dzieci wbiegają do sali i zaczynają się relacje z całego dnia. Chodzą do tego samego przedszkola i tej samej grupy, a i tak każde z nich musi osobno opowiedzieć swój dzień. Z radością ich słucham i mam wrażenie, że do tej pory nie doceniałem ich tak, jak na to zasługiwały. Dopiero świadomość, że mogły zostać bez ojca, zmieniła moje nastawienie. Aniela gramoli się na moje łóżko i po chwili okrywam ją kocem, pod którym leżę.
–Coś się stało? – pytam zaciekawiony złym humorem Gośki.
–Nie, nic ważnego.
–A nieważnego?
–Nic.
Kiwam głową, bo nie mam ochoty na dyskusje, jak również na to, żeby mówić jej teraz, że pamiętam, jak wyglądały nasze rozmowy do tej pory. Nie chcę jej mówić, że pamięć wraca mi każdego dnia i że większość już pamiętam. Czekam co jeszcze spróbuje mi wcisnąć, bo jak narazie jest tego naprawdę sporo. Nie jestem święty i wiem, że mój romans z Marleną nie powinien się zdarzyć, nie w takiej kolejności. Nie chciałem być z Małgośką i trzeba było najpierw zakończyć jeden związek, dopiero później zaczynać drugi. Wyszło inaczej i już tego nie zmienię.
–Co powiedział lekarz? – Na słowa Gośki podnoszę wzrok.
–Jutro w południe mam ostatni rezonans. Jeśl wynik będzie dobry, to pojutrze do domu.
–Cieszę się. – Uśmiecha się, a ja wiem, że udaje.
–Ja też.
–Chcesz wrócić do pracy?
–Jak najszybciej się da. – Szczerzę się głupio, bo tęsknię za mundurem. – Ciekawe kto obejmie władzę po tym sukin… – urywam, spoglądając na rysującą na kartce Anielę – po komendancie.
–Głośna sprawa, wszystkie telewizje o tym trąbią, ponoć nie wyjdzie zza kratek.
–Ten gość co mu pomagał też. – Dodaję i patrzę jak zareaguje. Na moje słowa odwraca się do okna.
–Tak, słyszałam. – Nawet nie kryje żalu za kochankiem. Facet mało mnie nie zabił, ale dla niej ważne, że pójdzie siedzieć. – Dobrze, że ich złapali, dobra jest ta twoja policjantka.
–Nie pamiętam. – Poprawiam się na łóżku. – Ale najwyraźniej nie najgorsza.
Gośka ze sztucznym uśmiechem przytakuje i na tym kończy się ta interesująca rozmowa. Do wieczora poruszamy wyłącznie sprawy domowe. Słucham jej, bo szczerze interesuje mnie rodzina, jednak wiem, że wiele naciąga, żeby ona sama wyszła na biedną i nieszczęśliwą. Rozumiem, że teraz nie ma żadnej pomocy i czuję się winny, ale wmawianie mi, że nigdy nie mogła na mnie liczyć jest ciosem poniżej pasa. Po ich wyjściu prawie do północy czekam na Marlenę, ale nie przychodzi i nie pisze. Leżę wpatrzony w sufit i zastanawiam się nad swoim życiem, nad życiem moich dzieci. Nie chcę, żeby czuły się winne i odtrącone, a jednak nie chcę żyć z Gośką. Nie ma dobrego wyjścia i zawsze ktoś będzie poszkodowany. Z drugiej strony nie chcę, żeby Franek z Anielą patrzyli jak się szarpiemy, nie chcę, żeby taki obraz rodziny im się utrwalił. Mają być szczęśliwe.
Powrót do domu jest dziwny. Rozglądam się po mieście jakbym nie był tu przez ostatnie dwadzieścia lat. Wszystko jest znajome, a jednak inne. Mieszkanie jest obce. Wszystko jest na swoim miejscu, jednak nie czuję się tu u siebie. Nie wiem czy to wynik urazu, czy przerwy w byciu tutaj. Małgosia proponuje mi kawę, ale ja marzę o kawie w towarzystwie Marleny. Mimo wszystko chcę z nią porozmawiać, zanim dzieci wrócą z przedszkola. Upijam łyk i pochylając się, opieram łokcie o kolana.
–Nie będę owijał. – Wbijam w nią wzrok i od razu poznaję, że wie o czym mówię. – Twój brat wcale nie jest twoim bratem, nie kazałem ci siedzieć w domu i nie broniłem pracować. Nie wiem, dlaczego wmawiałaś mi to wszystko. – Unoszę kącik ust. – To znaczy wiem, a przynajmniej się domyślam. Twój kochanek okazał się być przestępcą, a ty chciałaś wzbudzić we mnie poczucie winy, żebym szybciej wybaczył w razie to by się wydało. Nie wierzyłaś, że coś sobie przypomnę, a przynajmniej, że długo nie będę miał pewności, które z nas mówi prawdę, nie? – Nie czekam na jej odpowiedź. – Kojarzę od ponad tygodnia i od tygodnia słucham, jakim byłem tyranem. Może nie byłem idealnym mężem i idealnym ojcem. Na pewno nie byłem, ale najgorszym chyba też nie. Robiłem co chciałaś, ustępowałem we wszystkim, bylebyś była zadowolona – zaczynam podnosić głos – nie miałem pretensji o nic, a mimo to poszłaś w tango!
–Ty też i nie udawaj świętego! – wybucha płaczem.
–Tak – szepczę, żeby uspokoić atmosferę. – Jest mi wstyd i przepraszam cię za to. Nie jestem z siebie dumny i nie będę się licytować, które z nas jest gorsze, ale ja starałem się nadal być dla ciebie wsparciem, kiedy tego potrzebowałaś. Kiedy się rozchorowałaś, wziąłem wolne, żebyś nie musiała wstawać z łóżka, kiedy wymyśliłaś sobie całodzienne zakupy, nie kręciłem nosem, tylko jechałem z tobą. Powiedz mi… – zawieszam na chwilę głos – co zrobiłem źle? Gdzie był błąd?
Gośka krzywi lekko usta i wzrusza ramionami, jakby było jej to wszystko obojętne.
–Nie wiem. Może właśnie to, że byłeś na każde zawołanie, że latałeś za mną jak piesek na każde skinienie palca.
–To źle, że mogłaś na mnie liczyć?
–Nie źle, ale ja potrzebowałam czegoś innego! Potrzebowałam niepewności, faceta, po którym nie wiedziałam czego się spodziewać, takiego o którego ja musiałabym się postarać.
–Za spokojny jestem? – rozkładam bezsilnie ręce.
–O Boże, Daniel! – Podnosi się z fotela i zaczyna krążyć po salonie. – Kiedy ostatnio narzekałeś, że za dużo wydałam pieniędzy? Kiedy powiedziałeś, że dość tego latania po kosmetyczkach?
–Czemu miałem mówić, stać nas na to, żebyś dobrze się czuła.
–No własnie o to chodzi! Na wszystko się zgadzasz, wszystkiemu przytakujesz, zdążę pomyśleć, że chciałabym nowe meble, a już jesteśmy w sklepie, wspomniałam o remoncie łazienki, a na następny dzień miałam w domu projektanta! A on…
–On co? – pytam spokojnie.
–On był cholernie zazdrosny, odwoził mnie pod drzwi salonu i czekał aż z niego wyjdę, żeby mieć pewność, że z nikim się nie spotykam. Nie lubił jak za często zmieniałam kolor paznokci, nie mówiąc już o butach czy torebkach. Nawet jak mi coś kupował, to oczekiwał podziękowania.
–Romantyk. Podobało ci się takie traktowanie?
–Na początku to była ciekawa odmiana, nie znałam wcześniej takiego traktowania, ty zawsze starałeś się zaspokajać moje potrzeby, a nawet wymysły.
–Później zaczęło to być męczące. Nie mogłam z nikim rozmawiać, nie mogłam nigdzie swobodnie wyjść.
–No i miałaś swój wymarzony luksus. Gratuluję.
–Miałam przy tobie. Nie mogłam odejść, bo powiedział, że o wszystkim się dowiesz. – Siada przy mnie i łapie moją dłoń. – Daniel, zapomnijmy o tym, potraktujmy to jako nic nie znaczącą przygodę i wróćmy do tego, co było.
–Do którego? Tego, co było naprawdę, czy tego, co mi opowiadałaś, kiedy leżałem w szpitalu? Wiem czego się obawiasz, że zostaniesz na lodzie bez środków do życia, ale chyba mnie nie znasz. Nie pozwolę ci głodować. Co prawda na torebki za tysiaka już cię stać nie będzie, ale…
–O czym ty mówisz?
–O rozwodzie. Nie chcę tego ciągnąć, nie umiem z tobą być i nie zamierzam tracić czasu na związek, którego nie chcę.
–Nie żartuj, a dzieci?
–Mam być szczery? – odpowiada mi kiwnięciem głowy. – Chciałbym, żeby były ze mną, ale nie mam złudzeń, sądy w Polsce działają tak a nie inaczej i ty dostaniesz opiekę. Ja chcę być w ich życiu nie na weekendy, chcę je codziennie widywać, chcę uczestniczyć w ich życiu i nie wyobrażam sobie przerzucania ich sobie z rąk do rąk. Nie będę uciekał od alimentów i jeśli zajdzie taka potrzeba, to przez jakiś czas będę łożył również na twoje utrzymanie.
–No proszę. – Cwany uśmiech pojawia się na jej twarzy. – A co na to twoja nowa dziewczyna?
–Niech cię to nie interesuje. Lojalnie uprzedzam, że jeśli zaczniesz ograniczać mi kontakt z dziećmi, to uruchomię wszystkich możliwych ludzi w kraju i…
–Nie kończ – przerywa mi. – Znam ten wyraz twarzy i wiem, że nie żartujesz. Nie spodziewałam się po tobie takiej stanowczości wobec mnie, szkoda, że wcześniej taki nie byłeś.
–Byłem, ale chciałaś mieć w domu misiaka, więc nim byłem, nie miej do mnie o to żalu.
–No właśnie, mogłeś się od razu postawić.
–Czyli co, gdybym od początku był skurwielem zamiast mężem, to byłoby lepiej?
–Może to głupie, ale tak. On był twoim przeciwieństwem i uwiódł mnie swoją bezczelnością i niedbałością o mnie, ja się starałam, żeby nie odszedł.
–Ja pierdolę! – zaczynam się w głos śmiać. – Długo to trwa?
–Rok.
–Fajnie.
–Nie wiedziałam, że jest przestępcą. Mówił, że sprowadza auta z zagranicy i tu sprzedaje. Kiedy byłeś w szpitalu, zadzwonił, że ma pilny wyjazd, że szykuje się jakieś cud auto i musi szybko pojechać, żeby nikt go nie ubiegł. Nie sądziłam, że to ucieczka przed prawem. Przepraszam.
–To nie twoja wina. – Zerkam na zegarek i wstaję z kanapy. – Pojadę po dzieci.
Kolejny tydzień prawie ze sobą nie rozmawiamy. Mieszkamy razem, ale nie dzielimy sypialni. Ze względu na dzieci to mieszkanie zostanie dla Gośki, ja w najbliższym czasie kupię sobie coś innego. Mój ojciec był niezrównoważonym psycholem, ale kasa, którą mi zostawił po śmierci, jest odpowiednia, żeby móc spokojnie żyć.
Zatrzymuję się przed schodami prowadzącymi na komendę i z zadowoleniem spoglądam na budynek. Nagle czuję klepnięcie w ramię i odwracam głowę w stronę kolegi.
–Dobrze, że jesteś. – Piotr razem ze mną wpatruje się w budynek.
–Tęskniłem za tym molochem.
–Tylko za nim? – Mruży oczy i wybucha śmiechem. Mnie do śmiechu nie jest.
–Nie tylko. Nie odezwała się od naszego ostatniego spotkania.
–Szkoda. – Pociąga mnie za łokieć i razem idziemy do środka.
Koledzy witają się ze mną i każdy pyta, czy go pamiętam, zabawnie to wygląda, ale ja rozglądam się tylko za jedną osobą. Kiedy tracę już nadzieję, z naszego biura wychodzi ona. Trzyma w rękach wielki tort, na którym płoną świeczki i race. Jej oczy są przygaszone, a jednak najpiękniejsze na świecie. Nie odzywa się do mnie, stawia tort na biurku przy którym stoję i dopiero teraz zaszczyca mnie skromnym uśmiechem.
–Mamy dzisiaj poczwórne święto! – woła Piotr i wszyscy milkną. – Stary, w dniu urodzin, życzymy ci wszystkiego co najlepsze, chociaż większość już masz. – Dyskretnie przenosi wzrok ze mnie na Marlenę i znów spogląda na mnie. – Drugie święto, to twój powrót do nas, nie uwierzysz, ale czekaliśmy na ciebie.
–No nie uwierzę – śmieję się.
–Trzecie święto, to twój awans panie podkomisarzu, teraz nie wiem, czy mam kontynuować przemowę, mówiąc ci po imieniu, ale zaryzykuję. – Odsuwa się o krok, jakby się mnie bał.
–Dziękuję – odzywam się po chwili. – Nawet nie wiem co powiedzieć. Nie wiecie jaka to dla mnie ulga i radość, że mogę tu z wami być. Były momenty, że traciłem nadzieję na powrót do pracy. – Wszyscy klaszczą, a ja zaczynam się wzruszać. – Dobra, a co z czwartym świętem? – Odwracam się do Piotra, ale on wskazuje mi głową zastępcę komendanta.
–Kolego Karski – facet wyciąga do mnie dłoń – gratuluję awansu na komendanta. Co prawda warunkiem objęcia funkcji jest pański całkowity powrót do zdrowia, ale już teraz może pan się przyzwyczajać do nowej roli. – Śmieje się i ściska moją dłoń.
–Zaraz, a ty? – Rozkładam ręce i rozglądam się po twarzach pozostałych.
–A ja bardzo lubię swój fotel i biurko, poza tym chętnie zwalę na ciebie odpowiedzialność za tę bandę oszołomów. – Wskazuje głową kolegów, a każdy z nich bez wyjątku robi jakąś głupia minę. – Ja już ich pilnowałem, dziękuję bardzo za dalsze atrakcje.
–Dobra, świeczki dmuchaj, bo się kończą, a drugich nie mamy! – Piotr nagle pociąga mnie w stronę tortu.
Spoglądam na patrzący na mnie tłum i zdmuchuję równe trzydzieści pięć płomyków. Zanim podniosę wzrok, słyszę oklaski i kilka wystrzelonych korków szampana.
–Alkohol na służbie? – warczę groźnie.
–A w życiu, wszystkie bezalkoholowe – Piotrek podaje mi kieliszek i wzrokiem wskazuje Marlenę.
Kiedy się do niej odwracam, podchodzi bliżej i stuka swoim kieliszkiem w mój. Nie umiem odwrócić od niej wzroku, po prostu karmię się jej widokiem i w dupie mam czy ktoś to widzi i co sobie pomyśli. Ona jest ważna, i to, że pozwala mi na siebie patrzeć.
–Gratuluję i wszystkiego najlepszego – szepcze cicho.
–Dziękuję.
–Cieszę się, że wróciłeś, pusto tu było bez ciebie.
–Też się cieszę, przede wszystkim, że tu jesteś. Miałaś się odezwać, ale…
–Musiałam pomyśleć, a spotykanie się z tobą burzyło wszystko, co sobie poukładałam.
–A dokładniej?
–To nie na teraz. Jak twoje zdrowie?
–Całkiem nieźle. – Zbliżam się do niej, ale zauważam, że zerka czy ktoś nas obserwuje. – Wyniki mam dobre, pamięć powoli wraca.
–Świetnie. Cieszę się, że układasz sobie życie.
–Żebyś wiedziała. – Uśmiecham się i odstawiam kieliszek. – Dogadałem się z Gośką.
Jej twarz nagle się zmienia, a jej śliczne oczy gasną jeszcze bardziej. Miała nadzieję i właśnie ją straciła. Nie ukrywa rozczarowania, jej lekko otwarte usta zaczynają drżeć, ale udaje opanowanie i szeroko się uśmiecha.
–Bardzo się cieszę. – Szybko ociera łzę, a jej głos się łamie. Mimo że strasznie mi jej żal, to nie mówię jej prawdy. – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. – Odstawia kieliszek i opuszcza wzrok. – Ja, tak jak mówiłam, odchodzę. Moje wypowiedzenie jest na twoim nowym biurku. – Kolejny raz zmusza się do uśmiechu, a kiedy chce odejść, łapię jej rękę.
–Nie przyjmę go. – Przesuwam swoją dłoń niżej i splatam nasze palce. Ucieka wzrokiem i próbuje się wyrwać. Nie zwracam na nic uwagi, po prostu opieram dłoń na jej policzku i łączę nasze usta. Czuję się jak za pierwszym razem. Jest wyjątkowo. Słyszę jak głosy wokół nas cichną i wiem dlaczego, ale to mnie już nie obchodzi. Obchodzi mnie tylko ona, ta przestraszona dziewczyna, która próbuje mnie od siebie odepchnąć. Kiedy jej się to udaje, spoglądam jej w oczy i nie wypuszczam z rąk. – Odszedłem od Gośki. Kupuję nowe mieszkanie i nie wyobrażam go sobie bez ciebie, nie wyobrażam sobie świata bez ciebie. – Opieram nas o siebie czołami i nie przestaję na nią patrzeć. – Będziemy się sobą cieszyć każdego dnia i razem wychowywać nasze dzieci.
–Nie mamy dzieci. – Jej szept jest czuły i cichy.
–Jeśli tylko chcesz, to będziemy mieli. Jedno, dwoje czy pięcioro, możemy mieć całą drużynę małych antyterrorystów.
–Znając twój charakter, to terrorystów.
–Wszystko jedno byle z tobą. Do końca swoich dni będę mówił jak bardzo cię kocham i zrobię wszystko, żebyś to w końcu poczuła.
Jej usta wyginają się w uroczą podkówke, ale zanim się rozpłacze, obejmuję ją mocno ramieniem i znów przyciskam do siebie. Wokół nas grzmią brawa i gwizdy, a my nie odsuwamy się od siebie nawet na centymetr. Marlena płacze i się trzęsie, a ja pragnę tylko jej. Nieważne co się stanie dalej, ważne, żebyśmy mogli sobie jeszcze zrobić przerwę na kawę.KONIEC
CZYTASZ
Przerwa na kawę [Zakończona]
RomanceDwójka policjantów spotyka się podczas przerwy w pracy przy ekspresie do kawy. Później okazuje się, że mają ze sobą współpracować. Czy to na pewno dobry pomysł?