14. Porwał mnie

232 7 2
                                    

Z napięciem spoglądałam na wyświetlacz telefonu, który co chwilę rozświetlał się przez nowe wiadomości. Szum wody zagłuszał osoby stojące za moimi plecami, jak i mój szybki oddech. Mocny nadmorski wiatr rozwiał moje włosy, kiedy statek przycumował do brzegu, rozpościerając tylną klapę i wzburzając ogromne fale. Przed wjazdem, w równym rzędzie, poustawiane stały przeróżne samochody. Nowe, stare, drogie i super drogie. O każdej barwie, zaczynając od tych najnudniejszych, po najbardziej niebanalne. Aut było równo trzydzieści dziewięć. Brakowało jednego, który w najbliższej przyszłości również miał trafić w nasze ręce. Tymczasem wszystkie te perełki czekały, aż zostaną wprowadzone na pokład i wysłane do samej Hiszpanii, gdzie Herman oczekiwał ich od wielu dni.

Zapach wody i ryb był odurzający i nieprzyjemny, a dryfująca tratwa, na której staliśmy chybotała się we wszystkie strony. Zaciskałam palce na barierce, o którą opierałam się biodrem. Ramiona okryłam koszulą. W tym miejscu było nieprawdopodobnie zimno. Port nie był zadbany ani przyjemny, ale nadawał się na nielegalne akcje, jak eksport skradzionych towarów, których szukała cała Ameryka.

Pierwszy ryk silnika przyprawił mnie o zawrót głowy, drugi zaś spowodował szybsze bicie serca. Reflektory oślepiały, rozświetlając ciemność nocy. Księżyc świecił mocno i jasno, ale w tym miejscu nie było nawet jednej latarni. Każdy kąpał się w mroku. Jakby światło było tutaj zakazane. Nie bałam się, mimo że policja mogła wkroczyć w każdej chwili. Trafiłabym do więzienia, jako dziewiętnastolatka. Sunęłam wzrokiem po wszystkich sylwetkach. Car Carrier¹ był przeogromny, o bladej niebieskiej barwie z pochłaniającą go rdzą. Jeden z pracowników. Szczupły nastolatek z bliznami na dłoniach i zakrytej kominiarką twarzy- wyszedł z przodu statku, trzymając w dłoniach walizkę. Czarną, pokrytą skórą z zapięciami na górze.

Rozejrzał się. Był w stanie dostrzec tylko mnie. To ja czekałam z torbą pieniędzy. Reszta miała całkiem inne zadanie. Schyliłam się, otwierając zamek. Moim oczom ukazały się zielone banknoty. Poukładane w rządkach i spięte gumkami, ociekały nowością. Kopnęłam torbę obcasem, który ciasno przylegał do mojej skóry. Czarny czub połyskiwał. Spojrzałam w dół. Pobrudziłam go brudem, jaki tu panował. Chłopiec stanął przede mną. Był o głowę niższy i marnie umięśniony. Spojrzenie miał zagubione. Jakby pierwszy raz robił coś tak ryzykowanego. Jakby się bał.

Podałam mu jeden plik, żeby mógł sprawdzić ich prawdziwość. Ufałam Vincentowi. To on załatwiał tak grube nominały. Pracownik Car Carrier uniósł kciuka w górę i zaczął przepakowywać pieniądze z torby do swojej walizki. Odeszłam o parę kroków. Moje obcasy stukały o wilgotny metal.

Skinął głową, dając znać, że wszystko jest okay. Nadal się nie wycofywałam. Chłopiec musiał doręczyć mi jeszcze papiery, które oświadczały, że weszli w posiadanie aut. Na drżących nogach z powrotem pobiegł na pokład statku. Obserwowałam go. Coś było nie tak. Czułam to w kościach. Uniosłam dłoń ku górze, poruszając palcami. Przywołałam do siebie Vincenta. Miałam to zrobić, kiedy coś byłoby nie tak. Od razu poczułam jego obecność za sobą. Przycisnął swoją klatkę piersiową do moich pleców. Westchnęłam i odsunęłam się do niego, odwracając tak, żeby stać z nim twarzą w twarz. Mrużył błękitne oczy, a wachlarz długich rzęs niemal dotykał policzków. Miał już trzydniowy zarost, który pokrywał jego ostrą szczękę.

- Co się stało? -uniósł podbródek, zerkając przez moje ramie.

- Ten chłopiec -wskazałam na dziecko, które powoli szło w naszą stronę- on potrzebuje pomocy.

Przeniósł spojrzenie na mnie. Uniósł równe brwi, przyglądając mi się z zaciekawieniem.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Jest wystraszony, cały drży.

- To nie świadczy o tym, że potrzebuje pomocy. Jest zimno, sama okryłaś ramiona.

Scream of HopeWhere stories live. Discover now