8. Zacznijmy od nowa

213 9 2
                                    

Parę minut przed północą ze snu wybudziło mnie to cholerne skrzypienie drzwi. A może byłam zbyt wyczulona na ten dźwięk? Krzywiąc się z niezadowoleniem rozejrzałam się po pokoju. Panowała w nim ciemność i przede wszystkim grobowa cisza, a mimo to miałam wrażenie, że ktoś jest w środku. Zacisnęłam piąstki na materiale kołdry, wbijając w nią paznokcie. Drgnęłam, widząc ruch firanek.

Nagle poczułam czyjeś ręce oplatające moje ciało. Zduszony krzyk opuścił moje gardło, ale czyjaś silna dłoń zasłoniła mi usta. Starałam się szarpać i na oślep bić, jednak wszystko zdawało się być na nic. Oprawca zablokował mi nadgarstki i przycisnął mi je do moich piersi. Czułam umięśnioną klatkę piersiową na swoich plecach i spokojny oddech na karku.

— Spokojnie.

Zmarszczyłam brwi, kojarząc ten głos. Oświeciło mnie po dłuższej chwili. Chciałam odwrócić głowę i spojrzeć na chłopaka, ale nie miałam jak. To był Zane. Wszędzie poznałabym ten jego opanowany tembr. Rozluźniłam spięte mięśnie. Nie sądziłam, że chciał mnie skrzywdzić. Nie zrobiłby tego. Hill szedł w stronę antresoli, z której mieliśmy idealny widok na ogromny salon. Na końcu znajdowały się drzwi, ten jednak skręcił w jeszcze inny korytarz i wszedł do ciemnego pomieszczenia, w którym nie było widać kompletnie nic. Posadził mnie na krześle, a nadgarstki przywiązał do oparcia.

Starałam się go ujrzeć, ale nie miałam prawa tego zrobić. Gdzieś z boku usłyszałam czyjś radosny śmiech. Wszystkie włoski stanęły mi dęba. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Przyśpieszył mi oddech, a serce zabiło dwa razy mocniej przez dawkę adrenaliny i strachu.

Wtem w pomieszczeniu zapaliły się światła. Przymknęłam oczy przez tak nagłą zmianę pory dnia. Siedziałam w kręgu stworzonym przez krzesła. Pomrugałam, starając się zrozumieć o co chodzi. Przywiązana była Audrey, Natalie Miranda i ja. Chłopcy stali przy ścianie z latarkami w ręku i szerokimi, psychopatycznymi uśmiechami. Scena przypominała tą z horroru, a nawet bardzo realistycznego koszmaru. Chciałam zrozumieć, co właśnie się działo, ale tylko ja byłam tak przerażona. Reszta dziewczyn promieniała, chociaż przez skrępowane dłonie na ich twarzach co chwilę pojawiał się dyskomfort.

— Jesteśmy już wszyscy? —odezwał się Victor.

Stał w kącie pomieszczenia, lustrując nas swoim bladym wzrokiem. Miał na sobie- ja wszyscy- czarny komplet dresów. Nie czułam się niekomfortowo, ale ubrana byłam jedynie w satynową piżamkę do połowy uda. Była to moja ostatnia rzecz do spania.

Nogi drżały mi z zimna, a dłonie z bólu.

— Prawie wszyscy —Lucas zachichotał, wyciągając z małego składziku... mojego brata?

Martin szarpał się rozeźlony. Usta zaklejone miał taśmą i tak jak ja najwidoczniej nie rozumiał sytuacji. Brunet zerwał kawałek materiału z jego buzi i przyciągnął do swojego boku.

— Zagramy w grę.

Uniosłam głowę, spoglądając na mówiącego Charliego.

— Nessa, Martin, co roku organizujemy chowanego w tym domu. Jest to taka nasza zabawa —uśmiechnął się. Słuchałam go uważnie, próbując nie zacząć histeryzować— Dziewczyny uciekają, a my was gonimy. Chłopak, który kogoś znajdzie ma swoją nagrodę na kolejną godzinę. I tyle, koniec mojego krótkiego wstępu.

Chwilę później Zane rozwiązał każdej z nas nadgarstki. Krzywiłam się, masując obolałą skórę. Pulsowała mi i robiła się sinawa. Od razu zerwałam się z miejsca, chcąc uciec jak najdalej stąd, ale kiedy zobaczyłam ostry wzrok Victora- niczym skarcone dziecko stanęłam, rezygnując z ucieczki. Audrey spoglądała na swojego chłopaka, a on na nią. W pewnym momencie Lucas zaczął liczyć od stu. Dziewczyny zerwały się do biegu i zaraz ich nie było.

Scream of HopeWhere stories live. Discover now