1. Książę na białym koniu się znalazł

357 14 0
                                    

Victor's POV

Jej ciało było poezją. Przypominała rzeźbę, rzeźbę wykutą z najszlachetniejszego marmuru. Była ideałem, który miałem na wyciągnięcie ręki. Co dzień na drodze spotykałem to hipnotyzujące spojrzenie. Zawładnęła mną, sprawiając tak potworny chaos w mojej głowie. Jednak, nie jej pragnąłem. Przejechałem dłońmi po jej gładkich udach. Zadrżała, nie przestając się poruszać. Jej piersi kołysały się w tą i z powrotem. Moje spojrzenie było nieobecne. Myślami byłem gdzieś daleko. Najgłębiej jak tylko mogłem trafić. 

Ułożyła rękę na mojej piersi. Poczułem jej stwardniałe sutki. Pojękiwała pod nosem, zagryzając wargę. Nie odzywałem się. Dokładnie pamiętam moment, w którym wypowiedziałem jej imię. Najgorsza rzecz jaka może przytrafić się kobiecie. Jej gałki powędrowały do tyłu czaszki, ciało obszedł dreszcz. Sam zacisnąłem szczękę, czując nadchodzący orgazm. Spowolniła, ale zacisnąłem palce na jej biodrach, nadając naszym ciałom szybszego ruchu. Jak na złość przed moimi oczami pojawiły się te oczy. Te włosy. Pojawiła się ona

Opadła na mnie całym ciałem, kiedy oboje doszliśmy. Starałem się unormować swój urywany oddech, gładząc plecy dziewczyny. Drżała w moim objęciach, a jej ciepły oddech owiewał moje obojczyki. Sięgnąłem do szafki nocnej, na której miałem telefon i jedną tabletkę. Zegar wskazywał godzinę osiemnastą, co oznaczało, że miałem jeszcze sporo czasu. 

— Pójść po wodę? —zapytała, kiedy zrozumiała, że to już pora. 

— Nie, połknę bez —spojrzałem na nią, posyłając jej lekkie spojrzenie. Brunetka siknęła głową, ponownie układając się na moim ramieniu. Położyłem tabletkę na języku, bez zawahania ją połykając. Na noc miałem kolejne dwie, a na rano jedną. Miałem wrażenie, że cały czas robię tylko to. 

Westchnąłem, będąc znudzony leżeniem. Po dwudziestu minutach bezcelowego wgapiania się w sufit, położyłem śpiącą dziewczynę na poduszce, a sam udałem się do łazienki. Rzeczy Mirandy porozrzucane były po całym mieszkaniu, ale w toalecie było ich najwięcej. Przesunąłem jej kremy, które rozstawiła po całym blacie. Nienawidziłem nieporządku, a z nią ten nie był możliwy. Omiotłem spojrzeniem całe pomieszczenie. Wzrok zatrzymałem na starannie ułożonych ręcznikach, które leżały nieruszone już od dawna. Sięgnąłem ręką, z pomiędzy nich wyciągając mały woreczek. 

Poczułem potrzebę, z którą nie potrafiłem funkcjonować. Uzależnienie oplotło mnie swoimi mackami i nie chciało puścić. Nie wiedziałem jak to jest naprawdę żyć. Umarłem dawno temu, a jedynym ludzkim odruchem było oddychanie, przychodzące mi z trudem. Kiedy nie brałem- nie wiedziałem co działo się dookoła. Ludzie łączyli się w jedność, a świat wirował dookoła, tworząc rozmazaną plamę. Dygoczącymi dłońmi otworzyłem woreczek. Wysypałem jego zawartość na drewniany blat. Biały proszek rozsypał się na drobne drobinki. Niedbale ułożyłem z niego kreskę. Nie miałem czasu na pierdolenie się. Zatkałem jedną dziurkę nosa, a drugą wciągnąłem narkotyk. Moje serce zabiło dwa razy mocnej. Grunt pod nogami przestał się chwiać. Poczułem się lepiej, o ile mogłem tak to nazwać. 

W odbiciu lustra zobaczyłem wysoką sylwetkę skąpaną w mroku. W mieszkaniu nie paliło się ani jedno światło. Żaluzje w sypialni były zasłonięte. Brunetka przeczesywała długimi palcami pasma włosów. Te, kaskadami opadły jej na nagie ramiona. Miała na sobie jedynie czarny stanik i spodenki od piżamy. Chodziła tak po domu- odkąd sięgam pamięcią. Nie musiałem na nią patrzeć żebym wiedział jak wygląda. Znałem jej ciało na pamięć. Od rozstawienia pieprzyków po ilość rozstępów na udach. Była idealna. Miałem do niej pieprzoną słabość, i kiedy w pobliżu nie było jej, widziałem tylko Mirandę. Nie było nikogo innego. 

Scream of HopeWhere stories live. Discover now