Tłumaczenie w komentarzu.
Kiedy z samego rana zostałam siłą wyciągnięta z łóżka- tym razem przez Natalie- nie opierałam się zbytnio. Jasno dała mi znać, że na licytacji mam wyglądać jak milion dolarów, ale moja stylizacja musi być szybka do zdjęcia. Nie miałam pojęcia co kombinuję, ale byłam pewna, że wyjdzie mi na dobre. Parę minut po dwunastej taksówka z nami w środku stanęła przed starą kamienicą. Przed budynkiem kręciło się parę osób, palących papierosy. Dzielnica nie należała do najprzyjemniejszych. Czarnowłosa zapłaciła za przejazd, kiedy ja wysiadałam z samochodu. Zaciągnęłam się porannym powietrzem, które było zdecydowanie czystsze niż w ciągu dnia.
Podwinęłam rękawy bluzy, gdyż na dworze było więcej stopni, niżeli myślałam. Spojrzałam na dziewczyny, które patrzyły na mnie z ogromnymi uśmiechami i błyskiem w oku. Nie do końca wiedziałam o co im chodzi. Zachowywały się dziwnie- przynajmniej ja to tak odbierałam, widząc ich podejrzane miny.
Natalie złapała mnie za rękę i pociągnęła, nie w stronę klatki, a do schodów pożarowych. Stare i przede wszystkim zardzewiałe stopni chwiały się pod naszym ciężarem. W myślach widziałam jak spadamy, a nasze kości roztrzaskują się na twardym betonie. Zatrzymałyśmy się na ostatnim piętrze przy otwartym oknie. Idąc za śladem moich towarzyszek wskoczyłam do środka. Pomieszczenie utrzymane było w surowym stylu. Po środku stały dwie, podarte kanapy i stolik z palet. Była również mała kuchnia i drewniany podest z wieloma wieszakami.
Kiedy ja rozglądałam się po mieszkaniu, Brown poszła do innego pokoju, a Audrey Baren zaczęła zaparzać kawę. Nie odzywałam się, gdyż każde moje pytanie zbywały niejednoznaczną odpowiedzią. W końcu odpuściłam i zamilkłam, co jakiś czas rzucając im obrażone spojrzenia.
Podeszłam do jedynej roślinki, jaka się tu znajdowała. Jej liście dawno opadły, a zostały same łodyżki. Uniosłam spojrzenie. Naprzeciwko rozciągały się pasma wzniesień. Po gruntownej renowacji, mogłabym nawet tu zamieszkać. Było cicho i tylko co jakiś czas dochodziły do nas przekleństwa nastolatków z dołu.
— Charlie powiedział mi, że Victor wrócił do pokoju dopiero o piątej nad ranem —dziewczyna zachichotała, spoglądając na Natalie— Dzwonili do niego, bo się martwili, ale ten zostawił telefon w pokoju. Kiedy już wrócił wyglądał jakby przeszedł sześćdziesiąt kilometrów i nie pił przez parę godzin.
Powstrzymałam uśmiech cisnący mi się na ustach.
Zasłużył sobie na to swoim paskudnym zachowaniem. Nie spodziewałam się po nim takich słów. Nienawidziłam, kiedy ktoś mówił o kimś bzdury, a potem jeszcze paskudnie się uśmiechał. Rodriguez, on nie widział w tym najmniejszego problemu. W końcu wszystko leżało u jego stóp. To co chciał, to miał. Uważał, że jest panem własnego losu i może robić co mu się podoba. Był tak potwornie wyniszczony, że w jego wnętrzu nie zostało nawet małej cząstki człowieczeństwa. Był potworem bez uczuć. Nawet wobec swoich przyjaciół był bezwzględnych. Kiedy oni skoczyli by za nim w ogień- on tylko by popatrzył.
— Pewnie zabalował, jak to on —brunetka wzruszyła ramionami— Nie układa mu się z Mirandą. Valls też zamknęła się w sobie i tylko co jakiś czas wspomina mi, że na problem z Rodriguezem, bo nie bierze tabletek. Poza tym martwi się o niego. Nie może mieszać psychotropów z narkotykami —pokręciła głową.
Nie chciałam podsłuchiwać, ale mieszkanie niosło echem ich rozmowę. Chłopak brał psychotropy? Przypominając sobie moment na wzniesieniu mogłam dostrzec pewne szczegóły, które niektórym mogły umknąć. Zaciśnięte pięści, szczęka, rozbiegany wzrok i szybko unosząca się klatka piersiowa. Zamarłam uświadamiając sobie, że tej nocy mógł dostać napadu agresji, a ja go tylko podjudzałam. Nie zmieniało to faktu jak podle mnie nazwał. Uważał tak samo jak Miranda? Wszystko mogło być możliwe. Westchnęłam, zakładając ręce na piersi.
YOU ARE READING
Scream of Hope
RomanceDruga część serii- Wiecznej Nadziei Wystarczyła tylko jedna, niepozorna zapałka, żeby wszystko zapłonęło od nowa. Uwaga: W opowiadaniu mogą pojawić się sceny; erotyczne, wulgarne, ciężkie i nieodpowiednie dla niektórych czytelników.