21. Czyli to tak

100 6 2
                                    

Nie przepadałam za świętami. Jednakże czas spędzony z moimi najbliższymi naprawdę lubiłam i ceniłam. Kiedy do domu zawitała ciocia Yvonne, dopiero wtedy poczułam święta. Tym razem miało być nas więcej. Dołączyć miała Lodovica z Marisą. Od lat samotnie spędzały ten czas, a moja siostra do tej pory nie miała pojęcia, co to ubieranie choinki. Zrobiło mi się jej żal, a jednocześnie poczułam wściekłość na ojca. Przez niego dziewczyna nie miała pojęcia o tak banalnych sprawach!

Mama biegała z kąta w kąt, zastanawiając się, gdzie najlepiej będą wyglądać przeróżne ozdoby. Ciocia rozsiadła się na kanapie z czasopismem, ja zaś ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam przyjazdu Martina. Po powrocie do Miami pojechał po babcie i dopiero wracał. Ledwo potrafiłam skupić się na tym, co mówiła Melanie. Ciągle pytała, w jakim kolorze powinny być bombki i światełka, które miała zamiar powieść w kuchni. W tym roku nawet mój pokój został przyozdobiony. Pościel w małe choinki była naprawdę urocza, ale i krzykliwa. Gdy tylko wchodziła do sypialni widziałam neonowy, zielony kolor, który raził po oczach.

Ściskałam w dłoni opakowanie z ciasteczkami. Zrobiłam je wczoraj wieczorem razem z mamą. Chciałyśmy miło przywitać Martina i pogratulować mu po udanym sezonie. Opakowanie było metalowe, ze złotymi elementami i czerwoną wstążką, którą znalazłam na dnie szafy.

Całe zamieszanie miało rozpocząć się jutro, ale u nas w domu wiele działo się też dzień przed. Prawie podskoczyłam, słysząc dzwonek do drzwi, a potem wesoły głos Adelajdy. Mama powiesiła jej lekki sweterek na wieszaku, po czym zaczęła ściskać mojego brata. Zanim jednak mogłam się zorientować, również zostałam porwana do silnego uścisku kobiety.

— Na litość Boską! Kiedy ty tak urosłaś? —zagruchała staruszka.

Włosy spięła w wysoki kok, a na szyi powiesiła perły, które dostała ode mnie na ostatnie urodziny.

— Nie zmieniłam się nic, a nic, babciu —uśmiechnęłam się promiennie.

— Na pewno urosłaś, wyglądasz doroślej.

— To przez collage, mamo —odezwała się Melanie —mieszka sama, więc ma mnóstwo obowiązków.

— Niemożliwe —złożyła ręce jak do modlitwy— mieszkasz w pokoju całkiem sama?

— Później Ci opowiem, babciu —mrugnęłam do niej.

Wiedziałam, że Adelajda się za mną stęskniła i za nią również, ale teraz myślałam jedynie o Martinie. Pragnęłam go ujrzeć i zobaczyć na jego twarzy głęboki smutek. Naprawdę. Żeby cierpiał, wiedział, że źle postąpił. Zawsze był obok mnie, a kiedy przez ostatni czas musiałam radzić sobie całkowicie sama— poczułam się zdradzona. Ja nigdy go nie opuściłam, on mnie tak. Zerwałam się z miejsca i z paczką ciastek wpadłam do holu, jak burza. Mama wiedziała. Pewnego wieczoru zadzwoniłam do niej z płaczem. Wyżaliłam się wtedy, a ona powiedziała, że nie rozumie, bo do niej dzwoni codziennie. Nie wiedziałam, w którym momencie serce pokruszyło mi się w drobny mak. Tamtą noc spędziłam w małym pokoju Oliviera i jego kolegą.

Dawno tak bardzo nie histeryzowałam. Ale miałam wrażenie, że ktoś wyrwał mi serce z piersi i zaczął je zgniatać. Wbijać w nie milion ostrych szpilek. Wydawało mi się, że wykrwawiałam się z każdą sekundą coraz bardziej, a uspokajający głos i ramiona Garcii wcale mi nie pomagały. Bo jak osoba, która jest ci najbliższa może postępować w taki sposób? Gdy tylko go zobaczyłam, pierwsze o czym pomyślałam, to jak daje mu w twarz, apotem krzyczę na niego wściekle.

Jednak stanęłam przy ścianie i po prostu stałam, czekając aż moja mama skończy się witać, nawijając jak katarynka. Założyłam ręce na piersi, tupiąc stopą. Nałożyłam swoje świąteczne kapcie. Przypominały renifery, a ich nosy świeciły. Przynajmniej jeden, bo drugi się zepsuł.

Scream of HopeWhere stories live. Discover now