28. Ten ostatni raz

88 4 0
                                    

Obgryzałam kolejnego paznokcia, niemal do krwi, żeby choć przez chwilę poczuć szczypiący ból, który mógłby popchnąć mnie do przodu. Choć o jeden, mały kroczek. Mimowolnie wpatrywałam się w telefon po drugiej stronie stołu. Ja siedziałam przykryta kocem, skulona i rozedrgana, a smartfon leżał prawie na końcu, metr ode mnie. Mimo to przyprawiał mnie o mdłości. Nigdy nie posądziłabym się o taki strach. Paniczny i obezwładniający. Chciałam zrobić jedną rzecz, która okazała się większa, niż niejedna góra.

Grace Devil- matka mojego pierwszego chłopaka i jednocześnie największej zguby. Starałam się do niej zadzwonić, jednak szło mi to dość opornie. Może bałam się usłyszeć w jej głosie żalu, albo odrazy? Minęły lata, odkąd widziałyśmy się po raz pierwszy. Od tamtej pory telefonowała do mnie regularnie, ale nigdy nie zdobyłam się na odwagę i nie odbierałam.

Nieświadomie wbijała mi szpileczki. Bowiem ja starałam się zapomnieć o tym co było, a ona nadal sądziła, że możemy wrócić do tego, co było. Tamto bezpowrotnie odeszło. Chwile spędzone razem na plaży. Wieczorne grille w weekendy, czy chociażby pieczenie ciastek na w letnie popołudnia. Do tej pory pamiętałam zapach mąki i drożdży na blacie i małe słoiczki, w których trzymała wszelkie przyprawy, albo jadalne kwiaty, które dodawała na potęgę.

Tak wyglądało moje życie, jednak wszystko się zmieniło i doprowadziło mnie do tego momentu. Byłam tu razem z Victorem, diabolicznym chłopcem o anielskim spojrzeniu, w wielkiej willi, która przeżyła niejedno i przyjaciółmi- tylko, że nowymi.

Dlatego pragnęłam dopisać parę zdań do końcowego rozdziału, żeby go skończyć, a potem zacząć nową książkę, przepełnioną samym szczęściem i dobrem. Albo chociaż namiastką tego, o czym od dawna marzyłam.

- Niech to szlag.

Sięgnęłam po komórkę. Wybrałam numer. I zadzwoniłam, przykładając słuchawkę do ucha.

Pierwszy sygnał przyprawił mnie o ciarki.

Przy drugim straciłam ochotę.

Trzeci był mi obojętny.

Podczas czwartego Jelly wskoczył mi na kolana.

Popatrzył na mnie ogromnymi ślepiami i skoczył na stół, siadając ze mną ramię w ramię.

Piąty był ostatnim.

Ale właśnie wtedy odebrała.

- Nessa...

Głos jej drżał. Byłam tak samo rozemocjonowana, jak i ona, ale nie chciałam po sobie tego poznać.

- Witaj, Grace.

- Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz, Lisku.

Oko mi drgnęło na ten przydomek, nijak jednak tego nie skomentowałam. Najwyraźniej miałam rację. Nadal miała nadzieję, którą ja pogrzebałam głęboko pod ziemią. Przystawiłam do buzi kolejnego palca, ale w porę oprzytomniałam. W tym tępię zjadłabym wszystkie skórki i obgryzła cały lakier z paznokci.

Kot wpatrywał się we mnie nieustannie, jakby coś chciał mi powiedzieć. Mrugał raz jednym okiem, raz drugim, prężąc uszy do góry, ciągle czegoś nasłuchując. Odwróciłam się w stronę drzwi. Nikt tam jednak nie stał.

- Chciałam... -odchrząknąłem- Ten telefon jest bardziej pożegnalny, niżeli swobodny.

- Domyślam się -zaśmiała się z napięciem.- Wiem, o co Ci chodzi. W końcu znam Cię od najmłodszych lat. Musisz uspokoić duszę, też bym tak zrobiła.

- Chcę wiedzieć, czy czujesz do mnie nienawiść? Bo nigdy nie chciałam, żeby tak było, ale wypadek zmienił nie tylko moje, ale i Twoje życie -zachciało mi się płakać.

Scream of HopeWhere stories live. Discover now