10. Białe lilie.

830 40 36
                                    

Harry Potter pov:

Stoimy z Vanessą obok siebie. Ona już nie płacze, wydaje mi się, że nie ma czym. Patrzę na ludzi zebranych na tej uroczystości. Każdy z czarno. Bardzo ponuro jest. Od kilkunastu minut pada. Wydaje mi się, że będzie zaraz burza.

Kiedy wszyscy złożyli nam kondolencje, podszedłem do grobu mamy i poprawiłem białe lilie. Siadam obok nagrobku, po chwili Vanessa zajmuje miejsce obok mnie i opiera głowę o moje ramie. Żadne z nam się nie odzywa. W ciszy siedzimy i patrzymy się na góre kwiatów, i kilkanaście zniczy.

Słuchać grzmot. Potem błysk.

Uśmiecham się pod nosem kiedy siostra wtula sie we mnie. Poprawiam jej włosy za ucho. Spogląda na mnie.

- Nie wiem co mówić...- zacząłem w końcu.

- Więc nic nie mówmy. Po prostu siedźmy tutaj.

Kiwam głową. Ma rację. Nie musimy teraz rozmawiać. Obydwoje nie wiemy jak zacząć rozmowę, więc po co mamy się męczyć.

Ten dzień i tak był to kitu, po pierwsze ten pogrzeb, a po drugie ojciec znów musi mal coś odwalić i nie pojawił się na nim. Zrozumiałbym wszystko, ale to był ma Merlina pogrzeb jego żony. Może i ich małżeństwo nie było idealne, może i on sie do tego przyczynił, ale nic nie usprawiedliwi go, że się nie pojawił.

Właśnie. Ministerstwo chce rozpocząć jakieś śledztwo, aby sprawdzić co zawiniło, że mama odeszła. Zadawali nam pytania, ale żadne z nas nie powiedziało, że wiemy kto to zrobił. Mimo, że nie pajam do niego sympatią, to nie będę donosić na swojego ojca. Przecież to tylko jeden taki "wybryk". Jeśli zmądrzeje to sam się zgłosi, a jeśli nie to... trudno.

- Na pogrzebie był Snape... Czemu?

- A skąd ja mam wiedzieć? Nie rozmawiam z nim praktycznie- odpowiedziała dziewczyna.- Po za tym podobno przyjaźnił się z mamą jak chodzili razem do szkoły. Może dlatego.

Ah no tak. Severus Snape i Lily Evans. Najlepsi przyjaciele.

Kolejny grzmot i błysk.

- Możemy wracać? Zimno się robi i coraz bardziej pada. Jeszcze sie przeziębisz.

Wstajemy i teleportujemy się pod zamek. Idziemy w kierunku wejścia. Vanessa kieruje się do lochów, a ja idę do wieży. Wypowiadam hasło, po czym udaje się do dormitorium. Ściągam z siebie mokre ciuchy. Idę do łazienki wziąć gorący prysznic. Umyty i w suchych ciuchach wychodzę z łazienki, schodzę do pokoju wspólnego. Siadam na kanapie obok Hermiony.

- Jak się trzymasz?

- Wiesz jest zajebiście wspaniale- odpowiadam ostro. Zbyt ostro.

- Merlinie Harry, wiem, że Ci matka umarła, ale nie musisz od razu tak agresywnie odpowiadać- wzdycham na jej słowa.

- Masz racje. Po prostu... Nie wiem, może to przez ojca? No wiesz, nie był na tym pogrzebie i w sumie jestem zdenerwowany na niego.

- Na kogo jesteś zdenerwowany Harruś?- obok mnie nagle siada najmłodsza Wealsey i zaczyna się do mnie kleić.

- Po pierwsze, nie mów tak do mnie. A po drugie to nie twój interes.

- Ale jak ty tak możesz mówić? No wiesz, w związku powinno być się szczerym a nie tak kłamać w żywe oczy. No wiesz co?

- Ginny to nie jest śmieszne! Znowu sobie ubzdurałaś, że jesteśmy w związku!?

- Ale my przecież w nim jesteśmy i nie krzycz na mnie.

- Nie jestem z tobą i nigdy nie będę! Zrozum to w końcu.

- Ginny to nie jest pora na takie żarty. Po za tym, żarty powinny być śmieszne. Jeśli Harry mówi, że nie jesteście razem to raczej tak jest.

- Boże ty też! Przecież my się kochamy!! Czego ty nie rozumiesz? A może ty zazdrosna jesteś, że Harry woli mnie a nie ciebie?

- Ja nikogo nie wole Ginny! I idź już stąd, bo tylko wszystkich denerwujesz.

- Ale Harry... Co ty wygadujesz?

- Mówie prawdę Ginny! Nie kochałem cie, nie kocham i nie będę kocham, więc proszę zrozum to w końcu.

- Jeszcze zobaczymy!- dziewczyna biegiem rusza do pokoju.

- Chyba zbyt na nią naskoczyłem...

- Nie Harry. Dobrze zrobiłeś.

Posiedzieliśmy tak jeszcze trochę. Hermiona skończyła robić zadanie domowe, a ja czytałem jakąś jej książkę. Po tym ruszyliśmy do Wielkiej Sali na kolacje.

- Cześć stary - miejsce obok mnie zajął Ron.- Przepraszam za siostrę. Znów.

- Była u ciebie?

- Mhm - odrzekł z pełną buzią. Przed chwilą przyszedł i już je. On to naprawdę szybki jest.

- Proszę o uwagę!!- nagle odezwał się dyrektor. Stanął przy mównicy. Kiedy rozmowy ucichły, zabrał głos.- Mamy przykrą wiadomość. Kilka chwil przed kolacją w bibliotece znaleźliśmy martwe ciało uczennicy. Lavender Brown. Niestety nie wiemy jak do tego mogło dojść i kto to mógł zrobić. Więc proszę was wszystkich i każdego z osobna, żeby miał się na uwadze. Jeśli zobaczycie coś niepokojącego to proszę zgłoście to mi lub któremuś z nauczycieli. Jeśli wiecie coś kto lub jak zginęła Panna Brown też proszę o informację. Dziękuję i smacznego życzę.

Co? Brown nie żyje? Jakieś jaja czy co? Co tu się kurwa dzieje?

- Nie rozumiem... Jeszcze przed godziną z nią rozmawiałem i wszystko było okej- odezwał się Ron.

- Ciii. Bo jeszcze pomyślą, że masz coś z tym wspólnego.

- Ale ja nie-

- Ron, Hermiona ma rację. Jeśli nie będą pytać to nie mów o tym. Lepiej an tym wyjdziesz. Dobra, a gdzie z nią rozmawiałeś?

- No w tej bibliotece właśnie.

- I nie widziałeś nic dziwnego?

- A co może być dziwne w bibliotece? Bo nie rozumiem.

- Nie ważne. A zachowywała się normalnie?- zapytała Granger.

- No tak. Czekaj... W sumie to była lekko poddenerwowana. I mówiła coś, że dzisiaj jest jakiś wielki dzień bo ma jakąś randkę.

- Z kim?

- No właśnie się nie dowiedziałem.

- No to klops.

- Co?- zapytał Ron.

- Eh. Takie mugolskie powiedzionko.

- Czyli Lavender nie żyje i mogłeś być ostatnią osobą, która ją widziała? To nie wygląda dobrze Ron.

Witam!
W końcu jest rozdział!!!
Jak są błędy to przepraszam, ale jest w pół do 3 i już mi się literki zlewają.
Buziaczki i do następnego ××

Niechciana || Córka Pottera [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz