21. Czemu kłamałeś?

374 17 84
                                    

Eliksiry mijają mi bardzo wolno. Jednak kiedy lekcja się kończy, nie spieszę się ze spakowaniem rzeczy. Zerkam na Pansy, która stoi obok ławki i na mnie czeka.

- Możesz iść, muszę coś jeszcze załatwić - kiwa głową na znak, że rozumiem i wychodzi. Po wyjściu ostatniego ucznia, wstaje z miejsca. Podchodzę do biurka nauczyciela, opieram się o nie i patrze na mężczyznę.

- Jeśli dobrze powiedziałem, to zajęcia skończyły się pięć minut temu. Co tu jeszcze robisz? - Snape układał papiery na swoim biurku.

- Musze z tobą porozmawiać. O tym naszyjniku - mężczyzna przeniósł wzrok na mnie.

- Coś z nim nie tak? Nie rozumiem o co ci chodzi.

- No to niech Pan mi to wytłumaczy, bo ja też nie rozumiem. Kłamał pan.

- Nie wiem skąd takie przypuszczenia, Potter.

- Rozmawiałam z McGonagall i... wiem. Więc czemu pan kłamał?

- Nie kłamałem. No może trochę nagiąłem prawdę.

- Trochę? No nie powiedziałabym. Niech Ci będzie, że trochę, ale po co? - mężczyzna nic nie odpowiedział jedynie wzruszył ramionami.

- Chyba powinnaś już iść.

- Ale...

- Żadnych "ale" Potter. Do widzenia.

*****

Severus Snape pov:

Ide do Dumbledore'a, muszę z nim porozmawiać na temat tej całej Sardinie. Zapukałem i po chwili wchodzę. W gabinecie znajduje się mężczyzna z McGonagall, zanim wszedłem byli pogrążeni w rozmowie.

- Oh, witaj Severusie! Co cię do mnie sprowadza? - mężczyzna ma dzisiaj zbyt dobry humor. Nawet jak na niego.

- Chciałem z tobą porozmawiać na temat nowej.

- Ty też? Minerva właśnie mnie tym męczy. Nie rozumiem czemu macie do niej jakiś problem. Szybko znaleźliśmy zastępstwo, to dobrze przecież.

- Właśnie próbuję Ci to wytłumaczyć, Albusie. To jest dziwne właśnie.

- Narzekacie. Nie będę już ciągnął tego tematu.

- Nie wydaje mi się, ale ty tu rządisz - skoro ona nie podoba się ani mi ani Minervie to musi coś w tym być. Cóż, ale nie na tu rządzę. Mam nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie.

Wiem, że nie ma co ciągnąć dalej z nim rozmowy, dlatego udaje się do wyjścia. Zaraz za mną idzie McGonagall. Kiedy wychodzimy na korytarz, kobieta mnie zatrzymuje.

- Możesz mi powiedzieć, czemu wprowadziłeś w błąd pannę Potter?

- Nie wiem o co ci chodzi Minervo. Wybacz, ale śpieszy mi się - próbowałem ją wyminąć, lecz kobieta zagrodziła mi drogę.

- Czemu kłamałeś? Odnośnie tego naszyjnika, który rzekomo był dla mnie. Po prostu chce wiedzieć co to miało na celu, Severusie.

- Nie wiem, samo tak wyszło - kobieta posłała mi karcący wzrok. Wywróciłem na to oczami. - No co? Dobra, nie powinienem w to ciebie mieszać, ale kogoś musiałem, tak?

- Nie musiałem właśnie. Mogłeś inaczej to załatwić. Na Merlina, Severusie, co się z tobą dzieje...

Też chciałbym wiedzieć.

Kobieta pokręciła zrezygnowana głową. Rozejrzałem się po korytarzu. Zza rogu wyłoniła się postać Sardiny. To będzie idealna okazja, aby z nią porozmawiać.

- Wybacz Minervo, ale musze iść - nie czekałem na odpowiedź starszej kobiety i ruszyłem w stronę Ariadny. Kiedy mnie zobaczyła, zaczęła się uśmiechać.

- Witaj, Severusie - zaczęła dziewczyna.

- Nie przeszliśmy na ty, Sardina.

- Dobra, dobra. Spokojnie - Ariadnę najwyraźniej ta sytuacja bawiła. Mnie ona w ogóle. - Nie rozumiem twojego zdenerwowania.

- Nie? No to może zaraz zrozumiesz - zmniejszyłem dystans między nami. - Nie podobasz mi się. Jesteś zbyt podejrzana dla mnie. I mam nadzieję, że zrezygnujesz szybciej niż zgłosiłaś sie na to miejsce, a jeśli nie to cie rozgryzę.

- Jasne, profesorku. Tylko nie rozpędzaj się za bardzo, bo może się coś przytrafić pewnej osobie. Ale skoro jesteś tak pewny, tego że nie rozgryziesz, no to czekam na to.

Uśmiechnęła się i mnie wyminęła.

Znów ktoś umrze?

*****

   

Ariadna Gato Sardina pov:

Odchodzę od mężczyzny. Zostawiam go tak, tylko po co, żeby nie ciągnąć tego dalej i pozostawić go w niepewności.

Wchodzę do gabinetu, siadam do biurka i wyciągam pergamin razem z atramentem.

F.

S zaczyna coś podejrzewać. Chyba.
Nikomu się nie wygadałam.
Zbliżam się do niej. Robię to zbyt wolno, nudne to jest.
Myślę, że w miesiac powinnam dać radę.

A.

Odkładam pióro na bok, zwijam pergamin w rulon. Podaje mojej sowie.

- Dam gdzie zawsze. Tylko się pospiesz, musi to mieć jak najszybciej - poklepałam ją po grzebiecie, a ona wyleciała przez uchylone okno. Po chwili tym samym oknem wlecala sowa, ale tym razem nie moja. Ale wiem czyja. Podchodzę i zdejmuje z jej nóżki zawinięty papier.

G.

Nie pisz już do mnie.
Znaleźli mnie. Musisz uważać.
Mam nadzieję, że zdążyła ci to dostarczyć zanim mi coś wysłałaś. Jeśli nie... cóż mam nadzieje, że ciebie nie znajdą.

R.

Czytam kilka razy te parę linijek.

Znaleźli go...

Próbuję się opanować.

Jeden...

Dwa...

Trzy...

Cztery...

Pięć...

Kurwa. Uderzam pięściami w biurko. Przestaję, kiedy zdaję sobie sprawę, że zrobiłam spore wgłębienie w nim.

Zjebał cały plan. Tylko kurwa dlatego, że dał się znaleźć. Czyli teraz działam na własną rękę, zajebiście.

Odkluczam szufladę i podnoszę papiery w chwili kiedy ktoś puka do drzwi. Klnę pod nosem, odkładam wszystko na miejsce, liścik mnę w pięści.

- Proszę!

Gorzej już raczej nie będzie.

Witam!

Mial być szybciej, jednak coś nie wyszło://
Ale jest!!!

Buziaczki i do następnego ××

Niechciana || Córka Pottera [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz