15. Trzynasta ci pasuje?

554 25 60
                                    

Kiedy się obudziłam, miałam sucho w ustach. Czułam, że moja głowa mało co nie wybuchła. Podniosłam się do siadu i rozejrzałam po pomieszczeniu. Znowu nie jestem u siebie. Znowu jestem u Snape'a. Ale czemu? Ostatnie co pamiętam to jest to, że postanowiłyśmy się rozluźnić z Pansy... I wszystko jasne. Chciałam wstać z kanapy, ale zatrzymały mnie słowa profesora.

- Już wstałaś? Super - podszedł do mnie ze szklanką wody i fiolką jakiegoś eliksiru.- Pierw fiolka, potem woda - podał mi je i wypiłam je zgodnie z jego instrukcją.- Za jakieś pięć minut powinno być już dobrze.

- Powie mi Pan co ja tutaj znowu robię?

- Czyli już nie jesteśmy na ty? A szkoda - spojrzałam na niego zdziwiona.- Tak prosto to mówiąc, schlałaś sie wczoraj, wyszłaś w tej sukience na dwór, dostałaś odmrożenia i tyle.

- Przepraszam, ale nie za bardzo rozumiem o co chodzi z tym przejściem na ty - mężczyzna opowiedział mi dokładnie co się wczoraj wydarzyło. - Przepraszam, nie pamiętam tego.

- Nie dziwię Ci się. Trzynasta ci pasuje?

- Co?

- Chciałaś iść na kawę, więc czy trzynasta ci pasuje?

- Ja... Tak. Mogę wiedzieć która jest godzina? - spojrzał na zegar. A, ma tu zegar. No faktycznie, nie pomyślałam.

- W pół do jedenastej. Już się lepiej czujesz?

- Tak. Ja.. To znaczy pójdę już, muszę się odświeżyć - podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi.

- Potter - odwróciłam się w jego stronę.- Ubierz się ciepło i się nie spóźnij.

- A gdzie...

- Dziedziniec - kiwnęłam głową i opuściłam pomieszczenie. Ruszyłam w stronę swojego dormitorium. Weszłam do środka. Parkinson nie było w pokoju, więc wykorzystałam chwile spokoju i wzięłam ciepłą kąpiel. Zmyłam makijaż, włosy związałam w koka i owinęłam się ręcznikiem, po czym weszłam do pokoju. W tym samym momencie drzwi sie otworzyły i do środku weszła Pansy.

- Vanessa! Jesteś już. Boże, gdzieś była?

- Spałam u Snape'a. Ale to nie ważne. Słuchaj... Idę z nim...

- Co? Z kim? Gdzie?

- No ze Snape'm. Na kawa - usłyszałam pisk przyjaciółki.

- Zamknij sie. Głowa mnie jeszcze boli -założyłam bieliznę i wyjęłam z szafy szare dresy. - Tak chce iść w dresach. Po pierwsze, będzie mi ciepło, a po drugie, wygodnie. I koniec.

- Moge chociaż bluzke wybrać...

- Chciałam założyć sweter.

- Który?- podeszła do szafy i zaczęła przeglądać swetry. - Może lepiej golf? Czarny? O ten - wyjęła wcześniej wspomniany przez siebie ciuch. Zgodziłam się i włożyłam go na siebie. Usiadłam przed lusterko, po czym rozpuściłam włosy i je rozczesałam. Zakryłam niedoskonałości, wytuszowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk.

Dziesięć minut przed czasem zabrałam kurtkę i wyszłam z pokoju, udając się na miejsce spotkania. Ubrałam ją po drodze i zarzuciłam na szyję szalik. Kiedy wyszłam na dziedziniec, profesor już czekał. Włożyłam ręce do kieszeń kurtki i podeszłam do niego.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się.

- Zasuń się- wywróciłam oczami.- I nie wywracaj oczami.

- Jasne - zasunelam kurtkę. - To gdzie idziemy?

- Do Hogsmeade. Jest tam taka fajna kawiarnia, gdzie jest mały tłok i można na spokojnie... porozmawiać.

- Okej - ruszyliśmy we wskazane przez niego miejsce. Dopóki nie byliśmy na miejscu i nie usiedliśmy to było niezręcznie, ale teraz, kiedy żadne z nas sie nie odzywa to myślę, że jest jeszcze bardziej niezręcznie. Mężczyzna opuścił mnie na moment i poszedł złożyć zamówienie, po kilku minutach wrócił z dwoma kawami, jedna postawił przede mną.

- Przeszedł ci ból głowy? Albo może masz jakieś drgawki?

- Nic mi nie jest. Jest dobrze - upiłam łyk kawy. Wtedy przypomniała mi się nasza ostatnia rozmowa na temat mojego ojca.- Profesorze... Czy w tym ciastku, którym mnie Pan wtedy poczęstował było Veritaserum? Ja nie chce, żeby Pan zrozumiał, że osądzam o coś pana. Tylko pytam.

- Nic w nim nie było. Sądzisz, że mógłbym posunąć się do czegoś takiego, żeby wyciągnąć od ciebie informacje na temat twojego ojca?

- J-Ja.. - On mnie chyba nie do końca zrozumiał. Nie chciałam wyjść na jakąś wariatkę.

- Vanesso, Twój ojciec mnie naprawdę nie obchodzi. Ale tak szczerze to już wolę się na ciebie wkurzać niż na niego.

- Moge wiedzieć czemu?

- Po prostu... On mi działa na nerwy samym instnieniem i tym co ro-robił, a ty to po prostu ty.

- Ja to po prostu ja - uśmiechnęłam się pod nosem.

- Powiedziałem coś śmiesznego? Bo nie rozumiem.

- Nie, nie. Tak tylko... Dowiedziałam się ostatnio, że James wyjechał gdzieś bo chciał odpocząć. Czy to dziwne, że chciałabym żeby nie wrócił? Ale nie powiem tego na głos, znaczy Pan... Pan to po prostu Pan.

- Nie, znaczy to chyba nie jest dziwne. Wyrządził ci dużo krzywdy, więc to pewnie przez to.

- Ale to nadal mój ojciec..

- Nie wydaje mi się, żeby ojciec zostawiał dzieci, w tym momencie kiedy najbardziej go potrzebują.

- Dziękuję.

- Potter w ciągu tych niecałych dwudziestuczterech godzinach przepraszałaś mnie i dziękowałaś coś za dużo razy. A teraz to kompletnie nie wiem za co.

- Za to, że był Pan... że pomógł mi Pan wtedy w tym szpitalu. Słyszałam waszą rozmowę, twoją i Dumbledore'a. Ale raczej nie całą. I wiem, że to też Pan wtedy przyszedł jak on.. To znaczy James mnie pobił. I w sumie to też za wczoraj, i za każdy raz jak spałam u Pana, bo wiem że się nie lubimy.

- A możemy się nie nie lubić? Nie mówię, żebyśmy zostali jakimiś niewiadomo jakimi przyjaciółmi. Tylko... fajnie się z tobą rozmawia.

- A umiemy się nie nie lubić?

- Chyba tak. A Vanessa, pamiętasz coś z wczoraj?

- O co konkretnie Panu chodzi? O to jak mnie niosłeś do siebie? To nie, nie pamiętam. Było w ogóle coś takiego? - usłyszałam prychnięcie. Uśmiechnęłam się. - Jeśli Pan nie chce, to nie powiem nikomu.

- Więc nie mów - rozmawialiśmy tak jeszcze przez godzinę. - Powinniśmy wracać.

Zgodziłam się z nim. Opuściliśmy lokal i udaliśmy się do zamku. O dziwo przez całą drogę rozmawialiśmy o wielu rzekach. Zatrzymaliśmy się na korytarzu niedaleko Pokoju Wspólnego.

- To było jakieś wyjście przyjacielskie? - zapytałam ściągając szalik.

- Nie jesteśmy przyjaciółmi, Potter.

- Tak tak, oczywiście. Dziękuję za tą kawę -stanęłam na palcach i złożyłam pocałunek na jego policzku.- Do widzenia - nie czekając aż zareaguje ruszyłam do dormitorium. Weszłam do pokoju. Parkinson siedziała na swoim łóżku i coś pisała. Spojrzała na mnie i zaprzestała wcześniejszej czynności. Uśmiechnęłam się do niej. Odłożyłam szalik na łóżku, a kurtkę wsadziłam do szafy. Usiadłam obok niej.

- Jak ci opowiem to nie uwierzysz.

- Zamieniam się w słuch.

I oto kolejny!
Jak mi się będzie chciało to napisze jeszcze jeden teraz i wrzucę a jak nie to potem.

Buziaczki i do następnego ××

Niechciana || Córka Pottera [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz