PROLOG

163 6 0
                                    

Widziałam go jak przez mgłę. Zaspana, nie zdążyłam nawet jeszcze przetrzeć dokładnie oczu. Przeciągając się myślałam już o tym, jak bardzo nie chcę wstawać do szkoły, ale ku mojemu zdziwieniu na dworze panowała nienaturalna ciemność i mrok. Przez moment wydawało mi się, że śnię, jednak wszystko było zbyt prawdziwe. Tatuś także był prawdziwy. Zaczęłam się niepokoić, ale tatuś uśmiechnął się do mnie czule i już byłam spokojna.

- Tatusiu, czy wszystko jest w porządku? - zapytałam, gdy on wciąż się nie odzywał.

- Tak, kochanie. Jest dobrze. Nie wstawaj. Tatuś przyszedł się ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocha. - Pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
W jego słowach słyszałam smutek, co sprawiło, że niepokój powrócił.
Nie chciałam, żeby było mu smutno, ale nic nie mogłam już zrobić, gdy po jego policzku spłynęła łza, a zaraz po niej, kolejne.

Naciągnęłam rękaw mojej niebieskiej piżamki i zaczęłam je starannie wycierać co sprawiło, że na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Nie był to jeden z tych uśmiechów, którymi obdarowywał mnie podczas przejażdżki rowerowej w słoneczny dzień ani ten, który pojawiał się, gdy źle wypowiedziałam jakieś słowo lub gdy jedząc budyń przygotowany przez mamusię poplamiłam sobie całą koszulkę.
Przysiadł się bliżej a po chwili położył głowę na mojej mięciutkiej podusi i sięgając ręką do kieszeni własnych spodni wciągnął z niej jakiś niewielki przedmiot.

- Mój tata dał mi go kiedyś. - Obracał w dłoni coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. - Mawiał, że każdy prawdziwy mężczyzna powinien taki mieć.

Tatuś zamilkł. Wpatruje się tylko w tą nieznaną mi dotąd rzecz i uśmiecha się szczerzej niż do mnie jakiś czas przedtem. Nie potrafię tego zrozumieć; to tylko dziwnie wyglądający przedmiot. Jednak dostrzegam w jego spojrzeniu błysk. Ten, który widziałam po raz pierwszy, gdy podarowałam mu ręcznie zrobiony breloczek z koralików, który do dzisiaj wisi przy jego zapince na klucze.
Unoszę prawą rękę i lekko dotykam czerwonej, plastikowej nawierzchni. Wewnątrz dostrzegam metalowe części, jakby włożone celowo do wnętrza barwnej obudowy. Następnie spoglądam na tatusia, który nagle, jakby ożywa.

- No może jesteś zbyt piękna i urocza, by być chłopcem, ale chcę żebyś go zawsze miała przy sobie. Ten scyzoryk ma wieki, ale wciąż dobrze się sprawuje.

Scyzoryk!  - pomyślałam. No tak, tata przecież często się nim chwalił kolegom z pracy, gdy tylko przychodzili, by spędzić razem z nim czas. Na myśl jak wiele razy słyszałam to słowo karcę samą siebie za tak fatalną pamięć.

Bardzo chcę zadać mu wiele pytań. Na temat scyzoryka, jak działa, jak wiele mogę z nim zrobić, ale tata wkłada mi go szybko w rękę, podnosi się z łóżka i spogląda na mnie jeszcze przez chwilę z góry.

- Kocham cię, Perełko - powiedział z czułością w głosie. Pochylił się, wycisnął na moim czole miękki pocałunek i oddalił się w stronę drzwi wyjściowych, gdzie znajdowała się duża, podróżna torba, której używaliśmy w czasie wakacyjnych wycieczek. 

- Tatusiu - zwołałam, ziewając przy tym głośno. 

Nagle oczy zaczęły się kleić, powieki zaczęły ciężko opadać. Ostatnim widokiem był tatuś sięgający po torbę i pociągający drugą ręką za klamkę.




Przypadek Molly JohnsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz