Zbiegam długim korytarzem z przepakowaną torbą na ramieniu. Musiałam wrócić po moje wspólne zdjęcie z mamą, które o mały włos nie zostawiłam pod poduszką, tam gdzie znajdowało się zazwyczaj. Wszyscy są już gotowi, Amy i Josh czekają na mnie z tyłu budynku, prawdopodobnie rozsiadając się właśnie w czarnym pickupie. Skręcam w prawo, by po zejściu schodami znaleźć się w zgrzybiałej piwnicy. Docieram do drewnianych, zjedzonych przez korniki drzwi i oto znajduję się z tyłu budynku. Z mojej torby niespodziewanie upada na ziemię czerwony scyzoryk, którego nie zdążyłam jeszcze wypakować, od dnia przyjazdu. Sięgam po niego dłonią i dokładnie się mu przyglądam, lubię myśleć, że to od niego, od mojego ojca. Czuję wtedy jego obecność, co może brzmieć paradoksalnie, biorąc pod uwagę moją reakcję na wiadomość, że zobaczenie go ponownie, wcale nie jest równe niemożliwemu. Znacznie bezpieczniej jest mieć go przy sobie pod postacią małego przedmiotu, któremu sama nadaję wartość. Myśl, że ja dla niego nie będę zbyt wiele warta, warta mniej, niż ten poniszczony scyzoryk, każe mi uciekać i udawać, że w wcale go nie ma.
-Molly! - wykrzykuje Amy. - Pospiesz się!
-Już idę! - odpowiadam na nawoływania mojej przyjaciółki jednocześnie szybko chowając mały przedmiot do tylnej kieszeni dżinsów. Ruszam w stronę samochodu a pod moimi butami grzechoczą miliony małych kamyczków.
Pogoda jest naprawdę piękna biorąc pod uwagę, że mamy już praktycznie połowę września. Słońce przyjemnie ogrzewa twarze a na niebie gdzieniegdzie błąkają się niewielkie, białe obłoczki. Mogłoby się wydawać, że tego roku liście nie chcą utracić swej zieleni. A przecież tak idealnie prezentują się w żółci, czerwieni, czy brązie! Odkąd pamiętam, jesień była moją ulubioną porą roku. A teraz, miałaby w ogóle nie przyjść?
Amy rozsiadła się na przyczepie, która wciąż jest jeszcze otwarta. Josh ładuje na nią nasze rzeczy. Spakował namioty, w których, jak twierdzi, koniecznie musimy spędzić naszą ostatnią noc. Zabrał nawet jeden dodatkowy, w razie konieczności. Ciekawe jakich, skoro ma być to spokojna okolica, w której nie słychać niczego, poza szumem morskich fal i dokazywaniem mew. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak myślę.
Podaję przepakowany plecak Joshowi a on rzuca go na stertę innych, po czym zamyka klapę i karze nam pakować się do środka.
-No, dziewczęta. Wygląda na to, że możemy ruszać - stwierdza kierując się do drzwi samochodu. To on oczywiście jest naszym kierowcą.
-Josh. - Odzywa się Amy. - Proszę cię, jeszcze tylko moment.
Amy jest wyraźnie czymś zaaferowana. Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy czekać, moja przyjaciółka jako pierwsza z naszej trójki, była gotowa do wyjazdu. Nie udaje się w pośpiechu po jakąkolwiek zapomnianą rzecz. Wręcz przeciwnie, stoi oparta o przyczepę pickupa i z założonymi rękoma, wyjadę się na coś wyczekiwać.
-Amy - zaczyna błagalnie chłopak. - Przecież powiedział wyraźnie...
Powiedział? Zaraz, zaraz... Nie. To niemożliwe. Czyżby...? O nie, tylko nie to. Amy nie wspomniała mi o tym, choćby słowem. To nie może dziać się naprawdę.
-O co tu chodzi? Nie do końca rozumiem o czym rozmawiacie - mówię a w moim głosie słychać dezorientację.
Nie otrzymuję odpowiedzi na moje pytanie. Przynajmniej nie w sposób werbalny, i nie od moich przyjaciół. Moja odpowiedz porusza się na dwóch nogach, wygląda nieziemsko przystojnie w białej koszulce, odpiętej czarnej, flanelowej koszuli i potarganych w kolanach, jasnych dżinsach i właśnie zmierza w moją stronę. To znaczy naszą, naszą stronę. Josh wraz z Amy, są wyraźnie zadowoleni z obecności Jamesa, na którego twarzy dostrzegam zaskoczenie. Przełykam głośno ślinę. Odkąd tylko pojawił się zza budynku, jego oczy nawet na chwilę, nie przestały bacznie mnie obserwować a ja nie potrafiłam znaleźć innego, równie interesującego obiektu, na którym mogłabym skupić swą uwagę. Czuję, jak całe moje ciało ogarnia paraliż. To wcale nie był awaryjny namiot! Wszystko musiało być już wcześniej zaplanowane, a Amy nie pofatygowała się, by cokolwiek mi na ten temat powiedzieć. Jestem na nią zła, choć może nie powinnam? James to ich przyjaciel, miała prawo go zaprosić. Jego obecność jest znacznie bardziej oczywista, niż moja. Amy zna mnie zaledwie ponad tydzień, a Jamesa... Bóg wie jak długo.
Razem z nim w ciasnym samochodzie, razem w małym domku nad morzem, razem ogrzewając się w płomieniach ogniska, razem pod namiotami... Razem. Ja. On. W San Leandro.
Wita mnie skinięciem głowy a ja odwdzięczam mu się tym samym posyłając, jeden z tych niezręcznych, pełnych zażenowania uśmiechów. Amy bez zastanowienia rzuca się Jamesowi w ramiona. Obserwując tą trójkę z daleka widzę między nimi niesamowitą więź, której widok wywołuje we mnie niemałą zazdrość. Josh jest całkowicie obojętny na tak bardzo bezpośrednią reakcję Amy. Również podchodzi do Jamesa, ściska jego dłoń, druga spoczywa na jego ramieniu. Próbuję zrozumieć co się właśnie dzieje. Rozumiem, James to ich najlepszy przyjaciel, być może mają za sobą wspólną historię i znają się od lat. Ale jestem niemal pewna, że tych dwóch widziało się zaledwie kilka godzin temu, gdy to Josh opuścił aulę, musieli się ze sobą minąć. Jednak oni zachowują się , jakby nie widzieli go na oczy przynajmniej przez miesiąc. Na twarzy Amy dostrzegam ulgę, chyba bardzo zależało jej na jego obecności i w sumie nie mogę się temu dziwić. Sama nie wiem, czy powinnam być zadowolona, czy nie. Perspektywa spędzenia z nim dwóch nocy, wydaje się być wygraną na loterii i jednocześnie wielką kulą emocjonalną, w której będę uwięziona przez następne trzy dni.
-Teraz już naprawdę powinniśmy ruszać - mówi Josh.
Wszyscy ruszamy w stronę samochodu. Amy uśmiecha się do mnie przekonująco i chwytając za moją dłoń prowadzi do samych drzwi. Ku mojemu przerażeniu, nie prosi, bym zrobiła jej miejsce. Nie siada razem ze mną w tyle, ale koło prowadzącego Josha. Patrzę na Amy z przerażeniem w oczach, ale ona tylko znów się uśmiecha i jak gdyby nigdy nic, rozsiada się wygodnie poprawiając swój makijaż w przednim lusterku samochodu. Jestem pewna, że zrobiła to celowo. Widzę jak James kieruje się jeszcze na moment w stronę przyczepy, by zostawić tam swój plecak. Nie mija więcej, niż kilka sekund i oto siedzimy koło siebie a dzieli nas jedynie siedzenie po środku. Rzuca mi krótkie spojrzenie,nie jest już zażenowany a moja obecność wydaje się być dla niego najzwyklejszą rzeczą na świecie. Znów powrócił Pan Zawsze Pewny Siebie.
-Gotowi na małą przejażdżkę? - pyta Josh zerkając do tylnego lusterka. Wydaje się być wręcz wniebowzięty. Przekręca kluczyk w stacyjce, naciska na pedał gazu a samochód nareszcie rusza z miejsca.
Amy wydaje z siebie głośny dźwięk zachwytu, ja silę się na szeroki uśmiech, podczas gdy James niewzruszenie skupia się na widoku za szybą. Nawet w połowie nie podziela reakcji Josha i Amy. Jest nieobecny i nawet nie zwraca na nas uwagi. Miałam nadzieję zobaczyć jego uśmiech, ale wygląda na to, że do San Leandro wybiera się z nim, także jego wielka tajemnica.
CZYTASZ
Przypadek Molly Johnson
Teen FictionGdy matka Molly umiera i a ona sama trafia do sierocińca,cały jej świat ulega zmianie.Poznaje tam Amy, z którą od razu łapie kontakt i jej chłopaka, z którym także się zaprzyjaźnia. Jest i James - przystojny i tajemniczy mężczyzna, który coraz to ba...