ROZDZIAŁ XIII

24 2 0
                                    

W samochodzie jest strasznie gorąco a cała nasza trójka bez wyjątku, ma wrażenie, że zaraz stopi się jak świeca. Amy energicznie wachluje się ręką, co nie daje pożądanego efektu. Ciągle wzdycha błagając Josha, by coś zrobił, ale oczywiście nikt nie może nic poradzić. Na drodze panuje ogromne zamieszanie. Wszyscy są wyraźnie podenerwowani, nikt nie chce dłużej czekać na przejazd, utrudniony już od dobrej godziny, może dłużej. 

Czuję, jak po moich plecach spływa struga potu. Wciąż mam na sobie bluzę, którą naciągnęłam na głowę, tuż przed wyjściem, podczas gdy moja przyjaciółka pozbyła się już wszystkiego, czego tylko mogła. Założyła krótkie spodenki, przy których moje dżinsy wydają się w tych warunkach czystym samobójstwem. Żałuję, że nie skróciłam moich włosów, które przylegają teraz do mojego karku, oblepiają rozgrzane czoło. Mam wrażenie, że jeśli zaraz czegoś z siebie nie zdejmę, wkrótce zostanie po mnie jedynie mokra plama. 

- Idę poszukać Jamesa. - To Josh. - Jestem przekonany, że jego starania niczego nie dadzą. Coś mi mówi, że ta zadyma dopiero się rozkręca. Przyprowadzę go z powrotem, zawrócimy i znajdziemy jakąś inną drogę. Nadłożymy kolejną godzinę, ale przynajmniej nie będziemy musieli siedzieć w tym piekarniku czekając na cud. - Josh wychodzi z pickupa i zostajemy z Amy same. 

Opieram się o siedzenie i dla zabicia czasu próbuję wypatrzeć cokolwiek za szybą. Zatrzymaliśmy się przed jakimś osiedlem. Nie widać równo przystrzyżonych trawników, kolorowych ogródków i pięknie kwiecistych tarasów. To uboga i dziwnie pusta dzielnica. Przed jednym z domów dostrzegam samotnie stojącą huśtawkę. Wygląda tak bardzo przygnębiająco stojąc samotnie na środku podwórka, wbita w zastygnięty beton. Nie docierają do niej promienie słońca, drzewa wyrastające kilka metrów za nią, nie przepuszczają choćby małego promyczka. Czy może być nam przykro z powodu huśtawki? Czy to nie głupie? Myślę, że odrobinę na pewno. Uśmiecham się do samej siebie. Czuć politowanie do własnej osoby jest wyjątkowo zabawne. Zupełnie, jakbym karciła małe dziecko, wciąż będące moją nieodłączną częścią.

Moja towarzyszka jest zdecydowanie znudzona i przede wszystkim poirytowana perspektywą siedzenia w tej blaszanej konserwie jeszcze przez najbliższe kilkanaście minut, kto wie, może nawet i dłużej, a ja siedzę obojętnie zamieniając się stopniowo w jeden, wielki wodospad. Amy już dawno przestała przejmować się pokaźnym tłumem mijającym od czasu do czasu nasz samochód i pozbyła się także swojej przemoczonej koszulki na ramiączkach. Zagląda do schowka w nadziei na znalezienie choć skrawka papieru, z którego mogłaby stworzyć prowizoryczny wachlarz. 

- Dlaczego nie mogłam w tym klubie wpaść na jakiegoś profesora filologii angielskiej? - pyta Amy, bardziej samej siebie, niż mnie, zaglądając nawet pod wycieraczkę, tuż pod kierownicą. Na marne.

 - Słowo daję, Molly - zwraca się do mnie kontynuując swoje wywody. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio przyłapałam Josha na czytaniu, choćby głupiej ulotki. - Wdycha. - Nawet nie próbuję szukać na tyle. 

Amy obraca się na siedzeniu i bacznie mi się przygląda. Jest zdziwiona. Wybałusza w zabawny sposób oczy, jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu, nie spodziewając się ujrzenia mnie siedzącej w tyle samochodu jej chłopaka. 

- Przysięgam. Jeśli zaraz się nie rozbierzesz, zrobię to osobiście - mówi pełnym powagi głosem, Amy. - I będę miała gdzieś to, że ludzie pomyślą, że się do ciebie dobieram - dopowiada a ja nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Przewracam oczami kręcąc przy tym głową w frywolny sposób.

- Bardzo chętnie. Problem polega na tym, że nie założyłam niczego, poza tą bluzą. - Robię bezradną minę.

- Zdejmij ją i problem rozwiązany. 

Przypadek Molly JohnsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz