Zamykam za sobą szybko drzwi, w obawie, że mogłabym zostać przyłapana na gorącym uczynku. To nieodgadnione uczucie, które wzbraniało mnie przed ruszeniem muszelek, znów do mnie przylgnęło i nie pozwala swobodnie się poruszać i oddychać, zupełnie jakbym robiła coś zakazanego i złego.
Moja ciekawość bierze górę i karze zapomnieć o wszelkich obawach zachęcając, bym zrobiła krok do przodu i trochę się rozejrzała.
To mały, prostokątny pokoik, zaledwie trzy na trzy metra, nie sądzę, by mógł być większy. Na środku stoi dwuosobowe łóżko, zajmujące niemal 3/4 przestrzeni - pokrywająca go cienka pościel w kolorze burzowego granatu, jest zmierzwiona i pognieciona, jakby ktoś dopiero co odrzucił ją na bok i zaspany pognał na dół schodami, wypić herbatę w zniszczonej, przykrytej dziwnym sentymentem kuchni. Gdy się jej przyglądam, naprawdę wygląda jak wzburzone i wściekłe morze pod srogim okiem głośnego, huczącego sztormu.
Moja wyobraźnia zabiera mnie czasem o wiele za daleko - przyznaję.
Na tę myśl uśmiecham się do siebie z niemym politowaniem i zaczynam szperać dalej.
Tuż obok stoi zwykła, drewniana komoda, z porządnie zdartymi brzegami.
Wbrew moim oczekiwaniom, w pokoju nie ma porozrzucanych dookoła muszelek a nad łóżkiem nie wisi baldachim wykonany z sieci rybackiej. Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam od opisu łóżka, skoro to tysiące przewieszonych fotografii nie daje zawiesić oka na niczym innym, poza nimi.Są dosłownie wszędzie, tylko łóżko pozostało sobie same. Wiszą na ścianach - to przede wszystkim - i nawet obyło się bez korkowych tablic. Podchodzę do ściany po mojej prawej i z zadumą dochodzę do wniosku, że prawie każde ze zdjęć przedstawia - jakby nie było go za wiele - morze. Co jeszcze bardziej zastanawiające, na każdym z nich wygląda jakoś inaczej. Nie mogę dać wiary temu, co właśnie widzę; świadomość tego kogoś, z jaką trzymał w ręku aparat, jest aż nader osobliwa.
Wnętrze przypomina wystawę zdjęć z zaproszeniem dla jednej osoby. Popadam w obezwładniający zachwyt. Podbiegam to do tej ściany, to do tamtej. Nad łóżkiem, dookoła ramy okna, nad komodą tuż obok drzwi - wszędzie zdjęcia.
Choć wiem, że to bliskie niemożliwemu, chcę przyglądnąć się każdemu z osobna. Z radością stwierdzam, że ktoś sfotografował, także i muszelki. Zbliżam dłoń do zdjęcia, na którym widnieje wielka muszla z odstającymi grubymi kolcami i może to naiwne, ale coś podpowiada mi, że to dokładnie ta sama, która leży martwo na komodzie w jadalni. Moja dłoń zawisa kilka minimetrów od zdjęcia bojąc się zostawić po sobie jakiegokolwiek śladu. Po chwili jednak zaciskam wargi w cienką linie i dotykam jej, i rysuję po niej opuszkami palców w najdelikatniejszy sposób, na jaki tylko mogę się zdobyć. Dosłownie czuję jak po moim ciele przechodzą dziwnie magnetyzujące prądy, gdy to robię, choć właściwie, wystarczy jedno spojrzenie, by poczuć miłe mrowienie na plecach, rękach i na brzuchu - w tym miejscu podoba mi się to najbardziej, jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Światło, które wcześniej wpadało do pomieszczenia i oświetlało obrazy tak, bym mogła je dokładnie obejrzeć, znikło. Słońce zaszło i teraz - nie mam pojęcia, jak długo tu jestem - stoję w głębokim mroku, z trudem widząc własne dłonie.
Dopiero w tym momencie uświadamiam sobie, jak bardzo jestem zmęczona po nieznośnie ciągnącej się podróży. Bez zawahania, kładę się na łóżku, szczelnie przykrywam i otulona pięknie pachnącą bryzą, zaczynam zasypiać.
Moje powieki mrugają wycieńczone, zerkając w stronę okna, za którym pojedynczy blask chowa się za horyzontem, jakby chcąc dać mi do zrozumienia, że czas odpocząć. Są zadowolone, że tak wiele mogły dzisiaj zobaczyć. Tak wiele pięknych i ujmujących rzeczy.

CZYTASZ
Przypadek Molly Johnson
Teen FictionGdy matka Molly umiera i a ona sama trafia do sierocińca,cały jej świat ulega zmianie.Poznaje tam Amy, z którą od razu łapie kontakt i jej chłopaka, z którym także się zaprzyjaźnia. Jest i James - przystojny i tajemniczy mężczyzna, który coraz to ba...