Ciemnych pokój

6 1 0
                                    

Ów pokój ten ciemny był, z ciemnych rąk się składał, a na środku jego stało dziecko.

Rąk ono nie miało, szarymi zębami zgrzytało, jakby coś rozgniatało, a w ręce uciętej trzymał świece.
Ogień ten jak z obraz wyglądał: nie realny, zbyt piękny, zbyt słodki, zbyt mały.

W pokoju okien nie było ani drzwi, lecz klamka się znajdowała i zamek.

{A za nimi jasność, niebo błękitne płonęło w pożodze, ogień się przelewał, jak z kotła do kotła.
Ogień ten jak karmel wygląda, w nim jajka pływały i wydmuszki puste wszystko pożerały.}

{Jakby gniły.}

{Może dołączysz do nich, może tak będzie lepiej?
Ta słodycz, ta radość, to szczęście. }

{To wszystko jest takie piękne!)

Nic za drzwiami nie ma.
Gorzki żar dobiega zza ściany, przeze mnie nie widziany, jakby się coś gotowało albo nas gotują.

Zamek jest zardzewiały, nie otworzę go ustami.
Może go wyrwę jak biedronce skrzydła? Może zmiażdżę kości swe, zerwę ścięgna i jajko z nich ulepię.
Może klucz się z niego wykluje?
A może bestia nieczysta krwią mą oblana?

Może ona ręce będzie miała?
Może ona mi je zabrała?
Może się nimi bawiła albo ludzi nimi wieszała?
A może bestia jest już dawno martwa.

Może me ręce są kluczem?
Może ten ogień mnie nie spali, tylko krew zagotuje na jajek ugotowanie?

{Tego pokoju tu nie ma, a o świecie zza drzwi kłamałem.
Nic tam nie ma.
Jam jest klatką twą, ja tu umieram, ja się uginam, ja płonę.}

{Lecz tylko ty te jajko skonsumujesz.}

{Nieważne jak długo cię torturuje. Ręce swe wyrwałeś, na jajko zmieliłeś, każdą kością się zadawalałeś.
Skrzydła mi wyrwałeś, swój podpis zostawiłeś na mnie.}

{Nigdy się mnie nie bałeś, byłeś obrzydzony mym ciałem.)

Me łzy spadają z nieba, łzy te krwawym deszczem są zwane.
Skórę spalają,  przez środek się przedzierają, ujawniając jego pustkę.

Choć twarzy swej nie mam i nie znam, mam skórę.
Choć oczu nie mam, płaczę.

Czym ja się stanę jak przestane?
Język swój odgryzłem, całą krew wypiłem.
Ręce swe odgryzłem, lecz ich nie pożarłem.
Może te jajka nie są dla mnie?
Może smak mięsa zbyt bardzo w mych ustach się wypalił, choć smaku nie czuję?

Czym jest agonia?

Czy sny me coś zrobiły, czy śnią mi się koszmary?
Gorzkie aż palące czy sny piękne niczym z obrazu, przytłaczająco słodkie?

Czym jest jajko bez skorupy, czym jest jajko bez białka?

Lecz czemu mym oczą brak żółtka?
Krwi jestem pełen, niczym worek skurzany.
Ciałami pociętymi z grymasami szczęśliwymi pod kurek wypchany.

Serca nie czuję, nigdy dla mnie nie grało, od zawsze nic nie grało, zamiast bić to umierało.
Może po prostu nie wytrzymało i się ugotowało.

Może żółtkiem jest okno, może żółtkiem jest klucz?
Jam jest twą klatką, a ty mą.
Smak mięsa uwielbiam, na myśl o ludzkich trzewiach usta roztrzebiam.
Mój brzuch jest pełen niepasujących organów.

{Rękami cię oplatam, twą krew wypijam, jestem za tobą, ciebie rozweselam, a może siebie samego rozweselam.}

{Czy jesteś moim odbiciem, czy tylko cię takim uczyniłem?
A następnie ją stworzyłem, wszystko jej doszyłem.
Ja nią w garnitur ubrałem, może również muszkę jej białą wybrałem.
Lecz ona ją krwią obrzygała.
A pas niczym agonia, jej jelita wystają, jakby podpis na piersi}

Ty mnie widzisz odbiciem swym, lecz nim nie jestem.
Słony jesteś, smakować mi nie będziesz.

Ja płaczę, ty płoniesz, lecz zgasić cię nie mogę, może nie chce, a może ty.....

To....
To wszystko nie spłonie, to ......

Dlaczego masz zamknięte oczy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz