- Syriusz Black? Ależ to fantastycznie - mama rozpromieniła się tak, że gdybym nawet miała jakieś wątpliwości po usłyszeniu własnego, kretyńskiego pomysłu wypowiedzianego na głos, musiałabym je od razu odrzucić - Dlaczego nic o nim nie pisałaś? Przede mną nie musisz się wstydzić, Marlene, chyba to wiesz.
Potrafiła w mgnieniu oka przejść z entuzjazmu do lekkiej urazy.
- Mamo, ale ja jestem taka niedoświadczona... potrzebowałam czasu, to chyba dobrze? Dopiero teraz rozumiem, że on naprawdę mi się podoba.
Cóż, bynajmniej. Nawet jeśli uznawano go za szkolnego przystojniaka i miał te swoje szare oczy, występujące u jedynie dwóch procent populacji. Do tego dobre stopnie, choć Merlin wie jak, bo chyba nigdy nie widziałam go z książką. Był również bystry, umiał przywalić ripostą w momentach, gdy ja bym do rana myślała nad odpowiedzią. Otaczała go trochę aura buntownika (chodziły nawet jakieś plotki o ucieczce z domu), co wielu dziewczynom bardzo się podobało. W sumie doceniałam to, że on za wiele z tego nie korzystał. Nie wyglądał na jednego z tych rozrywkowych typów, krytykowanych stale przez Chloe, a co najmniej w obszarze podrywu. Bo jeśli chodzi o imprezy, różne używki, głośną muzykę i głupie dowcipy, to zarówno on jak jego koledzy byli totalnie typowymi chłopakami.
Miał pewien urok, powodzenie, popularność, słowem - każdy by uwierzył, że go lubię.
- Powodzenia, Marlene - szepnęła mama, żegnając się ze mną po świętach, przed powrotem do Hogwartu - Spakowałam ci białą sukienkę, wiesz którą.
- Ale to jest sukienka do tańca. Przecież nie włożę jej na lekcje.
Krótką kreację dostałam od niej samej na początku lata, razem z innymi, podobnymi. Ponoć stworzonymi dla mnie, co brzmiało dziwnie, bo dawniej nie uważała za takowe strojów do tego stopnia eksponujących figurę.
- Założysz na imprezę albo do Hogsmeade. Przecież na pewno ktoś cię zaprosi. Będziesz w niej cudownie wyglądać, skarbie.
Otarła łzę z kącika oka, ale jednocześnie zachichotała, jak mała dziewczynka. Ciekawe, często powtarzała, że jestem ładna, jak gęste mam włosy i idealną cerę. Chwaliła figurę, powtarzając maksymy o roli spożywczej powściągliwości w życiu kobiety. Tylko... sama wyglądała niemal identycznie. A przecież nie zliczę, ile razy zastawałam ją patrząca w lustro z niechęcią.
- Roweno, te kudły to koszmar. Nawet nie pada, a zobacz, co się dzieje, Marlene.
Cóż, dokładnie to, co u mnie, za każdym razem, włosy żyły własnym życiem, robiły z siebie puch, tworząc ogrom małych loczków przy twarzy.
Latem zawsze zazdrościła kobietom opalonym na brąz. My obie łapałyśmy maksymalnie odcień prosiaczka.
- Popatrz na Jean O'Brien, Marlene, ale ona ma karnację. Zaraz koniec lata, a ja wyglądam wręcz niezdrowo. Chociaż ten dekolt to mogłaby nosić mniejszy. Duży biust wygląda w nim wulgarnie.
No tak, bo była jeszcze kwestia większych niż u nas piersi, wyrazistych bioder i ogólnie całej tej kobiecej sylwetki.
- Chciałabym mieć takie kształty - wzdychała, opatulając się stanikiem-stelażem pełnym gąbek.
Naprawdę, byłyśmy jak dwie krople wody, jednak mnie chwaliła, a o swoim wyglądzie nie powiedziała nigdy dobrego słowa. To jak to w końcu działało?
*
Do zmyślenia sprawy z Blackiem skłoniło mnie też co innego. Grudzień mijał szybko, wypełniony nawałem prac domowych, jakby nauczyciele chcieli sobie zrekompensować nadchodzące ferie. Czas, który dotąd spędzałam samotnie z braku towarzystwa do nauki na własnym roku, teraz wypełniały ćwiczenia czy pisanie esejów z Dorcas, Lily i Mary.
CZYTASZ
Edukacja Marlene [Dorlene, Era Huncwotów]
Fanfic[PL] Piętnastoletnia Marlene McKinnon jest dobrą uczennicą. Choć jeszcze nie wie, co chce robić w przyszłości, czuje się dobrze przygotowana do nadchodzących SUMów. Tylko jakiś cichy, ale coraz częściej powracający głos w głowie mówi jej, że szkoła...