Oczywiście, że to ja wygrałam zakład z Dorcas.
Spotkałam się z Syriuszem na drugiej lekcji Patronusa ledwie tydzień później, co więcej, miałam już nawet umówiony następny termin. Robiłam szybkie postępy i to mnie paradoksalnie nieco martwiło - szczerze powiedziawszy, nie miałam żadnego planu na dalsze kroki w naszej znajomości.
– Naprawdę nieźle ci już wychodzi – skomentował Black, odprowadzając wzrokiem srebrzystą mgiełkę, którą udało mi się wyczarować – Według mnie bez problemu ogarniemy to przed Wielkanocą.
Wiedziałam, czemu tak chętnie godzi się na regularne lekcje. Zależało mu na czasie, żebym już podczas wiosennej wizyty w domu rodzinnym załatwiła mu obiecany autograf Clive'a Connora. A jeśli chodzi o mnie...
Z trudem przyznawałam sama przed sobą, że, jakkolwiek wcale nie chcę zostać oficjalną dziewczyną Syriusza Blacka, to jednak, w jakimś bardzo zepsutym kawałeczku duszy, czułam przyjemność z powodu tego wszystkiego, co się wokół mnie działo. Oczywiście, było to jednocześnie szalenie krępujące, ale jednak, w pewnym sensie, osiągnęłam swój cel. Zarówno mama jak moje przyjaciółki odpuściły gadanie o chłopakach, a całkiem sporo dziewcząt w szkole zerkało na mnie z niezbyt skrywaną zawiścią. Awansowałam. Nie byłam już elementem paczki Poppy McMillan, tylko całkiem konkretną osobą i nagle okazało się, że cała wieża Gryffindoru zna moje imię. Jednocześnie, znajomość ze starszymi uczennicami chyba mnie jakoś osłaniała, bo nie spotkały mnie żadne incydenty w stylu gumy balonowej ,,przypadkiem" zaplątanej we włosach.
Słowem, było idealnie - przez całe sześć dni, liczyłam. Potem karma, ta cholerna cwaniara, postanowiła wylosować dla mnie kartę-pułapkę. Miała ona postać świstka, zawieszonego w Pokoju Wspólnym, informującego o wyjściu do Hogsmeade w drugą sobotę lutego.
Dokładnie czternastego.
– Ciekawe, kogo Syriusz zaprosi na Walentynki – powiedziała w przestrzeń brunetka z trzeciego roku. Stała dość blisko by wiedzieć, że słyszę.
– To chyba jasne, Brenda – rozległ się głos Poppy, która pojawiła się znienacka, obejmując mnie w talii ramieniem – Więc lepiej zorganizuj sobie inne towarzystwo, kochana. Mówię to wyłącznie z troski. Szkoda by było, żebyś została na lodzie, skoro już zrobiłaś tę rezerwację u Madame Puddifoot.
– Ona ma na imię Bridget – rzuciłam półgłosem, choć dziewczyna już odeszła, czerwona aż po końce uszu.
- Wiem - odparła Poppy obojętnie.
Nawet nie zapytałam, czy blefowała z tamtą rezerwacją w kawiarni, bo dobrze znałam odpowiedź. Zawsze bez trudu docierała do informacji, które chciała poznać. W tym konkretnym przypadku pomogła z pewnością niewinna buzia Chloe oraz monety, pozostawiane przez nią obficie w kasie Madame Puddifoot podczas spotkań z kolejnymi kandydatami na Księcia z Bajki.
Nie pierwszy raz podziękowałam losowi za tamtą chwilę, w której Poppy McMillan postanowiła okazać mi przychylność, bo w gronie jej wrogów za nic nie chciałabym się znaleźć.
*
Nim dzień się skończył, o plany walentynkowe zapytały mnie jeszcze, niby od niechcenia i bez związku, całe cztery osoby. Na umówione w sobotnie południe spotkanie z Dorcas szłam finalnie przepełniona ulgą. Co jak co, po niej mogłam nie spodziewać się nadmiernego zainteresowania moim życiem uczuciowym. Odkąd przegrała zakład, w ogóle przestała komentować moje spotkania z Syriuszem.
– Stanley powiedział pierwsze słowo! – zawołała podekscytowana, wpadając jak huragan do szklarni numer cztery. Z kieszeni jej bluzki wyglądał wspomniany wozak, z dnia na dzień większy i coraz bardziej aktywny. Zdecydowanie mniej spał, przez większość czasu wodził ciekawie oczami, kręcąc główką jakby nasłuchiwał, starając się jak najwięcej zapamiętać. Dorcas głównie nosiła go ze sobą, musiał bowiem dość często jeść. Karmiła go z butelki tłustym mlekiem, aczkolwiek wkrótce miał przejść na półpłynną dietę mięsną - cokolwiek to znaczyło. Liczyłam, że będzie wyglądało lepiej, niż brzmiało.
CZYTASZ
Edukacja Marlene [Dorlene, Era Huncwotów]
Фанфик[PL] Piętnastoletnia Marlene McKinnon jest dobrą uczennicą. Choć jeszcze nie wie, co chce robić w przyszłości, czuje się dobrze przygotowana do nadchodzących SUMów. Tylko jakiś cichy, ale coraz częściej powracający głos w głowie mówi jej, że szkoła...