27 dzień życia

478 48 12
                                    

Will Byers

Eddie Munson miał znaczą wiedzę na temat gry Dungeons & Dragons. Sam znałem ją od dziecka, jednak imponował mi poziom jego doświadczenia. Eddie był zaskakującą osobą. Jego paradoks polegał na tym, że im bliżej się go poznało, tym bardziej zagadkowy się stawał. Tworzył wokół swojej osoby wiele niedomówień, puszczając przypadkowe fakty o sobie. Wydawało mi się, że nie miał zbyt szczęśliwej przeszłości. Ale czy jego teraźniejszość była lepsza? Nienawidzony przez tych, którzy go nie rozumieli i kochany przez tych wciągniętych w jego zagadkową osobowość.

Przed rozpoczęciem kampanii wszyscy członkowie Klubu Piekielnego Ognia spisali karty swoich postaci. Ja jako Will roztropny, czarodziej; Mike jako Tayr, paladyn; Lucas jako Sundar Śmiały, wojownik; Dustin jako Nog, Bard; Gareth jako kleryk. Wszystko odbywało się w sali teatralnej. Otaczały nas światła sceniczne, rekwizyty i zasłony. Vecna, potężny czarodziej, była głównym czarnym charakterem naszej kampanii. Uznawana za jednego z największych złoczyńców w D&D. Czarodziej pozbawiony był lewego oka, jak i lewej ręki.

Nim zaczęliśmy, do sali teatralnej wszedł ktoś jeszcze. Ktoś, kogo w życiu bym się tu nie spodziewał.

– Chrissy Cunningham! – zawołał Eddie, obejmując speszoną blondynkę ramieniem, która pomachała nam nieśmiało. – Mamy świeżaka. Siadaj, owieczko. – Puścił ją i wskazał miejsce przy stole. – Chłopaki, łapy precz, bo ma chłopaka.

Nigdy nie graliśmy w D&D z dziewczyną. Z reguły niewiele osób znało tę grę. Zwłaszcza takie pokroju Chrissy. Ale jeszcze dziwniejsza była jej znajomość z Eddiem. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby Jason się o tym dowiedział.

– Witam w moim świecie – mówił Munson oblany światłem lamp scenicznych. – Cała gra to jedna wielka przygoda, którą tworzymy wszyscy razem. Pewnie masz bujną wyobraźnię. Co, Cunningham?

Eddie prowadził kampanię z wielkim zaangażowaniem. Budował napięcie i tworzył zwroty akcji w grze. Przywrócił mi wspomnienie z 6 listopada 1983 roku - dziesięciogodzinnej kampanii w piwnicy Mike'a. Wyrzuciłem siódemkę, a moja postać została pokonana przez Demogorgona. O, ironio, to był dzień, w którym zaginąłem.

*

Kampania trwała trzy godziny i czekała na ciąg dalszy za tydzień. Na zewnątrz było już ciemno i tak chłodno, że wydychane powietrze zamieniało się w parę. Zanim przyjechał po nas Jonathan, ja i Mike usiedliśmy na schodach przed głównym wejściem liceum.

– Will. Wszystko dobrze? – Mierzył moją twarz zmartwionym spojrzeniem, gdy siedziałem zamyślony, patrząc na Perseusza. Lucas pokazał mi wiele konstelacji gwiazd, a gwieździste niebo przypominało mi o wieczorach spędzonych przy teleskopie.

– To była siódemka – Uśmiechnąłem się do siebie.

– Pamiętam – przyznał ze smutkiem. Spuścił wzrok, przygryzając dolną wargę. – Bałem się, że wcale cię nie ma i cała ta Druga Strona to gówno prawda. – Zamilknął na chwilę. – Jednocześnie nie mogłem przyjąć do siebie, że cię straciłem. Nie przeżyłbym tego. Dlatego nie przestawałem wierzyć, że nie umarłeś i kładłem małą nadzieję w to szaleństwo.

– To głupie, ale chyba wiem, jakie to uczucie. Wyglądałeś, jakbyś się wykrwawiał. W tamten dzień przez jedną chwilę naprawdę myślałem, że umarłeś.

Zapadła chwila ciszy. Położyłem dłoń między nami, aby dać do zrozumienia, że nie mam nic przeciwko trzymaniu się za rękę, jednak Mike nie zareagował.

– Jeszcze obaj tu jesteśmy, Will.

Drogie marzenia - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz